Ten mecz mógł przejść do historii polskiej piłki nożnej. Nie tylko dlatego, że było to międzynarodowe otwarcie nowego stadionu w Gdańsku, zbudowanego w ramach przygotowań do EURO 2012. Stadionu podziwianego już w Europie. Był wprawdzie pewien poślizg z jego budową. Otwarcie stadionu w Gdańsku miał uświetnić mecz Polska - Francja. Przeniesiony z konieczności do Warszawy. Mecz z Niemcami miał z kolei stanowić otwarcie Stadionu Narodowego. Też się jednak okazało, że wymaga on jeszcze pewnych poprawek. Jak by tam nie było, mistrzostwa Europy w Polsce nie są jednak zagrożone. Ze stadionami zdążymy na pewno.
Gorzej wygląda sprawa z reprezentacją. Za kadencji selekcjonera Smudy ps. "Dyzma" spadliśmy w rankingu FIFA na bardzo odległe miejsce, nie notowane wcześniej w historii. Za Gruzję, Litwę czy Armenię. Ledwie się załapaliśmy do czwartego koszyka w niedawnym losowaniu eliminacji mistrzostw śwata 2014. Jako najsłabsza drużyna z tego czwartego koszyka. Rzutem na taśmę wyprzedziliśmy Armenię ;) Franek Smuda czyni cuda... Za nami już tylko Azerbejdżan, Kazachstan i Wyspy Owcze.
Mecz z Niemcami pokazał jednak, że nie jest aż tak źle. Zremisowaliśmy z czołową drużyną świata, wicemistrzem Europy. Co prawda Niemcy potraktowali ten mecz ulgowo, zagrali bez kilku czołowych zawodników (Ozil, Neuer, Schweinsteiger). Dla nich był to sparring, bez większego znaczenia. Kilka dni wcześniej rozgromili Austrię 6:2, zapewniając sobie awans do finałów mistrzostw Europy. Jako pierwsza drużyna. Pomimo tego, remis z Niemcami jest dobrym wynikiem. Już chocby z tego prostego powodu, że Polska nigdy jeszcze z Niemcami nie wygrała. A był to już mecz numer 17 w historii piłkarskich potyczek polsko-niemieckich. Zanotowaliśmy wcześniej tylko 4 remisy i aż 12 porażek.
Tym bardziej szkoda straconej szansy na pierwsze w historii zwycięstwo nad Niemcami. Nigdy wcześniej nie było ono tak blisko. Po golu Błaszczykowskiego na 2:1, z rzutu karnego w 90 minucie meczu, wydawało się, że nic nam już tego zwycięstwa nie odbierze. Niestety, w ostatniej akcji meczu, w doliczonym czasie gry, Niemcy zdołali jednak wyrównać na 2:2. Potwierdziło to tylko wyświechtany frazes, że Niemcy zawsze grają do końca.
Szkoda zmarnowanej szansy, ale ten mecz napawa jednak optymizmem. Widać postępy w grze naszej kadry. Potrafimy walczyć jak równy z równym z czołowymi drużynami świata (Argentyna 2:1, Francja 0:1, Meksyk 1:1, RFN 2:2). Oby tak dalej, a nie będzie wstydu na EURO 2012. Gospodarzom finałów nie wypada odpadać już na etapie rozgrywek grupowych. Choć stawka będzie bardzo silna. Zakwalifikowały się już Niemcy, Włochy i Hiszpania. Inni faworyci (Anglia, Holandia, Portugalia, Rosja) też nie zawodzą i liderują w swoich grupach. Na EURO nie będzie więc żadnych słabeuszy. Sami potentaci europejskiego futbolu.
Za mecz z Niemcami pochwalić trzeba przede wszystkim bramkarza Wojciecha Szczęsnego. Jest takie powiedzenie, że dobry bramkarz to połowa zwycięstwa. Wojtek stanowi mocny punkt reprezentacji. Pomimo młodego wieku, regularnie gra w wielkim Arsenalu, gdzie wygrał rywalizację m.in. z Łukaszem Fabiańskim. Bramkarzem niepewnym, nazywanym w Anglii "Floppyhandskim" (można to chyba przetłumaczyć na polski jako "Dziuraworęki"). Dziś nikt już chyba nie tęskni za Borucem. Szczęsny może być bramkarzem numer 1 na długie lata.
Tragedia jest w obronie. Nie mamy zawodników klasy międzynarodowej. Na dodatek Piszczek został zdyskwalifikowany przez PZPN. Smuda wciąż szuka kandydatów do gry w kadrze. Stąd pomysł z wystawieniem Damiena Perquisa (debiut w reprezentacji), który polskie obywatelstwo otrzymał dopiero kilka dni przed meczem z Niemcami. Może być z niego pożytek. Dobrym pomysłem było też odkurzenie Marcina Wasilewskiego (Anderlecht). To piłkarz bardzo ambitny i waleczny. Po ciężkiej kontuzji nie było pewne, czy zdoła jeszcze w ogóle powrócić do gry w piłkę nożną, na wysokim poziomie, przynajmniej ligowym. Na szczęście się udało. Wasylowi szczerze kibicuję, cieszę się z jego udanego powrotu do reprezentacji. To piłkarz bardzo doświadczony, nie tylko sportowo, ale też życiowo. Na pewno przyda się na EURO.
Trzeba natomiast dać już sobie spokój z Arkadiuszem Głowackim (Trabzonspor). To piłkarz wybitnie pechowy, odsunięty od kadry po meczu z Anglią, gdzie strzelił gola samobójczego. Decydującego o porażce. W meczu z Niemcami nie nadążał za rywalami. Dlatego musiał uciekać się do fauli, co skończyło się czerwoną kartką. Głowacki w kadrze to nieporozumienie i wielkie osłabienie drużyny. Temu Panu już dziękujemy. Potrafi grać tylko "ręcamy". Do piłki nożnej już się nie nadaje. Przynajmniej na poziomie reprezentacyjnym.
Trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć na temat Kuby Wawrzyniaka. Zawodnik solidny, doświadczony, ale jednak bez polotu. Zawalił drugą bramkę (jakiś dziwny poślizg na murawie). W kadrze może być, ale raczej jako zawodnik rezerwowy. Trzeba jednak szukać innych, lepszych wariantów. Moze wykuruje się Sebastian Boenisch. Miał dobre wejście do reprezentacji, ale szybko doznał poważnej kontuzji. Teraz ten sam los spotkał innego naturalizowanego Niemca Polanskiego. Ale to już formacja pomocy. Choć też zawodnik defensywny. Zdaje się, że wielu kibiców w Polsce brak Eugena w składzie reprezentacji bynajmniej nie zmartwił. Nie zaskarbił sobie sympatii kibiców, swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami prasowymi.
Sympatią w Polsce nie jest też darzony Miroslav Klose. Przywitano go w Gdańsku gwizdami, w przeciwieństwie do Lukasa Podolskiego. Obaj urodzeni w Polsce. Klose uważa się jednak za wielkiego Niemca i odcina się od związków z Polską (tata grał kiedyś w Odrze Opole). Podolski jest zaś zaprzeczeniem takiej postawy. Zawsze podkreśla swoje polskie pochodzenie, nie śpiewa nawet hymnu Niemiec, co było swego czasu publicznie krytykowane przez słynnego Beckenbauera.
Tym razem "polscy" Niemcy nas nie skrzywdzili. Klose spartolił doskonałą sytuację. Podolski był zaś zupełnie niewidoczny. W kadrze Polski nie było zaś żadnego Niemca, pomijając rezerwowego Matuschyka. On chyba jednak zna i śpiewa Mazurka Dąbrowskiego. W przeciwieństwie np. do Ludovica Obraniaka. Francuz miał grać w podstawowym składzie, ale Niemcy złożyli protest, bo w poprzednim meczu kadry został on ukarany czerwoną kartką. I to jest dobra wiadomość. W następnym meczu kadry nie zagra na pewno Głowacki. I to już samo w sobie będzie wielkim wzmocnieniem naszej drużyny narodowej.
Smuda skreślił też już definitywnie kandydaturę Kolumbijczyka Manuela Arboledy. I to jest też dobra wiadomość. Piłkarz bez żadnych związków z Polską, a na dodatek wybitnie nielubiany przez innych kadrowiczów. Poza tym już za stary i bez formy. W kadrze byłby mniej przydatny chyba nawet od Głowackiego.
Skomentuję jeszcze nieoczekiwane powołanie Patryka Małeckiego. Boiska nawet nie "powąchał". Nie jest ostatnio w najlepszej formie. Kompletnie zawiódł w meczach z APOEL Nikozja. Choć nawet strzelił efektownego gola... To powołanie miało chyba na celu wyeliminowanie go z kadry. Smuda nie ma do niego przekonania. Dobry piłkarz, ale tylko formatu ligowego. Jak kiedyś inny piłkarz Wisły Kraków Kazimierz Kmiecik. Król strzelców Ekstraklasy, w kadrze zupełnie nieprzydatny. Obawiam się, że Małecki to podobna kategoria. Z tą tylko różnicą, że Mały nigdy jeszcze nie był nawet królem strzelców w polskiej lidze. Ostatnio zawstydził go nawet "dziadek" Frankowski. Piłkarz 37-letni, a jednak wciąż jeszcze bardziej skuteczny od "młodego wilka" (chyba raczej "pudelka") Małeckiego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości