domena publiczna
domena publiczna
m.porecki m.porecki
198
BLOG

Polskość jako śmiertelna choroba przenoszona droga płciową

m.porecki m.porecki Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

W ostatniej nibyrecenzji książki Wioletty Grzegorzewskiej zapowiedziałem, że będzie trochę na temat jej poglądów i wywiadów. Tak się złożyło, że jeden z nich wywołał u mnie niemałe poruszenie. Nie chciałem obok tego przechodzić obojętnie. Tym bardziej, że jednak poświęciłem parę minut, by założyć konto, umożliwiające mi przeczytanie tej rozmowy do końca.

A chodzi o Kompleks polski, czyli rozmowę Arkadiusza Gruszczyńskiego z Wiolettą Grzegorzewską na stronie "Tygodnika Powszechnego". Zasadniczo omijam tematy dotyczące kwestionowania polskości. Pełno tego, zwłaszcza teraz. Co rusz jakiś "artysta" wyjawia, że bycie Polakiem to coś nieznośnego. Trzeba mieć nerwy, by wchodzić w dyskusje i prostować to myślenie, choć niech każdy sobie sądzi, co chce.

Tym razem jednak podjąłem wyzwanie przeczytania wywiadu, dlatego że znam twórczość Grzegorzewskiej, jej poglądy, no i przeczytałem ostatnią książkę. Czytałem też wywiad w "Krytyce Politycznej", przeprowadzony przez Olgę Wróbel, zatytułowany Własny pokój w hotelu robotniczym. Chciałem sprawdzić, co kryje się pod tak prowokacyjnym tytułem jak Kompleks polski.

No i wybrałem parę fragmentów, które skomentuję. Ograniczę się tylko do okrojonego wyboru, bo lekturę i ocenę całości pozostawiam każdemu z osobna.

Grzegorzewska mówi między innymi: "No przecież słyszę, o czym mówi polska ulica. To jest jakaś zbiorowa histeria, nakręcana propagandą."
Zabawne, że Grzegorzewska ma rację, jednak tylko wówczas, gdy wyrwiemy z kontekstu tę wypowiedź, bo można zastanawiać się, o którą stronę aktualnego sporu chodzi. I właściwie do każdej będzie pasowało. Jednak autorka konkretnie deklaruje, po której stronie jest. Dziwi mnie tylko, jak osoba, która żyje zagranicą, może mówić, że słyszy, o czym mówi polska ulica...

"Polacy zaharowują się i zamiast myśleć o poprawie warunków i praw pracowniczych, wmawiają sobie, że należy harować cały tydzień łącznie z weekendami, żeby coś osiągnąć. Tak się odcisnął na ich myśleniu brutalny kapitalizm."
Problem jednak w tym, że u nas nie ma kapitalizmu. Bo w kapitalizmie człowiek, który pracuje i daje z siebie wszystko, prędzej czy później uplasuje się na zadowalającej (lub przynajmniej zapracowanej) pozycji. Jakim kosztem, inna sprawa. U nas jednak przepoczwarzony socjalizm, lub socjakapitalizm (dziwny twór) sprawia, że można pracować do usranej śmierci, a nic z tego nie będzie, poza głodową emeryturą. I kto nam wmówił, że ciężką pracą zdobędziemy wszystko, czego chcemy? Ano ci, którym opłaca się ogałacać nas ze składek i podatków.

"Upupianie prowincji czas zakończyć. Najpierw próbowano z niej zrobić skansen, a teraz, gdy młodsze pokolenie jest mniej świadome pewnych mechanizmów politycznych i mniej odporne na wciskanie propagandowej sieczki niż to, które przeżyło wojnę, próbują to wykorzystać populiści, strasząc uchodźcami, pompując wszelkie lęki. "
Ciekawe, że parę zdań wcześniej Grzegorzewska przyznaje (nie wprost), że prowincja to prowincja, to chłopskość, zachowania mało związane z postępem i tak dalej. A tutaj, proszę, gloryfikacja. Trudno więc dostrzec tu spójność, konsekwencję, czy też logikę, poza tą, do której autorka wcześniej się przyznała: logikę lewicową. Z innej strony, nie mam pewności, czy rzeczywiście współczesny młody człowiek jest mniej świadomy "pewnych" mechanizmów politycznych. Być może.

Jednakże najbardziej zadumałem się nad tym, że prowincjonalna wioska dla Grzegorzewskiej, wioska pogańska, pełna prastarych, ludowych przekonań, myśli, mitologii, jest wręcz sentymentalnym obrazem raju utraconego, za to wiara katolicka to zabobon i uwstecznienie. Zresztą, na przykład w rozmowie z Malwiną Wapińską-Piotrowicz dla Onetu, stwierdza wprost: "Myślę, że katolicyzm skazuje na myślenie czarno-białe i niestety anachroniczne", dodam, że w komentowanym przeze mnie wywiadzie stwierdza, że "byłam wychowana w katolickiej wierze, z czego już się nie uwolnię do końca życia" .

Ogólnie rzecz biorąc, Wioletta Grzegorzewska jest kolejną osobą, wpisującą się w artystyczny świat buntowników, przebywających na emigracji i wytykających Polsce i Polakom to, co niby wiadomo, a jak widać trzeba uświadamiać za każdym możliwym razem. Nazwałbym to małostkowością, ponieważ dotyka ona krytykowanych i krytykujących. Jedynie, co mnie martwi, to fakt, że pisarka, która sama nie wie, czy nią jest, czy nie, czy to co pisze, jest dobre, czy nie, krytykuje swoją ojczyznę i wiarę w mało wysublimowany sposób.

m.porecki
O mnie m.porecki

Kontestuję rzeczywistość pozbawioną zdrowego rozsądku. Dlatego piszę, jak myślę i mam nadzieję, że mam rację.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo