Jan Bodakowski
Demonstracja w przeddzień rocznicy zamachu smoleńskiego
W przeddzień rocznicy zamachu smoleńskiego przed rosyjską ambasadą w Warszawie protestowali działacze środowisk patriotycznych związanych z PiS i Klubami Gazety Polskiej. Manifestanci domagali się od Rosji przekazania Polsce wszelkich dowodów związanych z katastrofa smoleńską. Do zebranych przemówił redaktor naczelny Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz, entuzjastycznie witana Ewa Stankiewicz, organizator manifestacji Witold Szpiczyński, i znany opozycjonista Adam Borowski.
Katastrofa smoleńska obnażyła brak przygotowania Polski do sytuacji nadzwyczajnych. W styczniu 2008 miał miejsce wypadek wojskowego samolotu Casa w którym zginęli wysocy rangą żołnierze Wojska Polskiego. Wypadek ten ponownie przypomniał, że nie wolno dopuszczać do wspólnego lotu wysokich rangą dowódców. Z katastrofy nie wyciągnięto jednak żadnych wniosków. Wbrew wszelkim zasadom w lot do Smoleńska, jednym i tym samym samolotem, wybrali się wyżsi dowódcy Polskich Sił Zbrojnych. Na pokład samolotu zaprosiła dowódców armii Kancelaria Prezydenta, dowódcy nie wiedzieli, że lecą razem. Zgromadzenie na pokładzie samolotu najważniejszych osób w państwie było kompromitacją Służby Wywiadu i Służby Kontr Wywiadu Wojskowego. Tym większą, że na terenie Rosji swobodnie operują terroryści islamscy a Polska zaatakowała na dwa islamskie państwa. Poziom nieprzygotowania przez służby specjalne podróży prezydenta, obrazuje to, że funkcjonariusze nie mieli nawet broni maszynowej.
Niewątpliwie piloci Tu 154 znajdowali się pod presją. W sierpniu 2008 Lech Kaczyński usiłował wymusić na polskich pilotach lot do Tbilisi, lotnicy odmówili. Prezydent publicznie zarzucił im tchórzostwo. Pilot lotu do Smoleńska był wówczas drugim pilotem. Wojsko chciało by samolot prezydencki do Smoleńska wyleciał z Warszawy o 5 rano, by mieć czas na wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Na tak wczesną porę nie zgodziła się Kancelaria Prezydenta.
Polscy lotnicy wielokrotnie latali do Smoleńska. Nie był to lot w nieznane, pomimo braku potrzebnej dokumentacji od Rosjan. Samolot Tu 154 wyleciał z Warszawy o 7.24. Lot miał trwać 75 minut. Na pokładzie znajdowało się 96 osób.
Mgła przed katastrofą utrzymywała się w Smoleńsku od trzech dni. Lotnisko było opuszczoną ruiną. Nie nadawało się do lądowania. Rosja nie miała pieniędzy by utrzymywać już niepotrzebną infrastrukturę. W Smoleńsku nie było profesjonalnej stacji meteo, prognozy pochodziły z oddalonej o 300 km od Smoleńska stacji. Brak stacji meteo, możliwości uzyskania aktualnej prognozy pogody, powinien uniemożliwiać z zasady loty do Smoleńska. Dodatkowo radiolatarnie w Smoleńsku działały wadliwie.
1 godzinę i 16 minut przed katastrofą, pomimo mgły, Jak 40 z Polski cudem wylądował na lotnisku w Smoleńsku. 1 godzinę 15 minut do katastrofy z powodu mgły nie wylądował w Smoleńsku rosyjski Ił 76 z samochodami dla polityków. Ił 76 próbował przez kolejne 19 minut wylądować. 27 minut przed katastrofą załoga została uprzedzona o mgle w Smoleńsku. 17 minut przed katastrofą kolejny raz kontrolerzy lotu ostrzegli załogę o mgle. Równocześnie załogę Tu 154 warunkach pogodowych uniemożliwiających lądowanie ostrzegła załoga polskiego Jaka 40 który był już w Smoleńsku. 16 minut przed katastrofą kapitan Jaka 40 ponownie ostrzegł Tu 154 przed coraz większa mgłą. 15 minut przed katastrofą Tu 154 miał 12 ton paliwa na 2 godziny lotu. 12 minut przed katastrofą kapitan Jaka 40 poinformował Tu 154 że rosyjski Ił 76 nie zdołał wylądować w Smoleńsku z powodu mgły. 9 minut przed katastrofą załoga Tu 154 rozpoczyna lądowanie. 4 minuty przed katastrofą załoga Jaka 40 kolejny raz przestrzegła Tu 154 przed lądowaniem – Tu 154 kontynuuje lądowanie. Dodatkowo rosyjscy kontrolerzy udzielali załodze błędnych informacji. 1 minute i 30 sekund przed katastrofą przerwana została sieć energetyczna w pobliżu Smoleńska – Tu 154 znajduje się jednak według stenogramu lotu w innym miejscu.
Sama katastrofa była zadziwiająco cicha, okoliczni mieszkańcy jej nie zauważyli. Nie było wybuchu. Rozerwane na strzępy szczątki samolotu i zmasakrowane zwłoki pasażerów otaczały niewielkie ogniska pożaru. Strażacy sprawnie zneutralizowali rozlane paliwo. Miejsce wypadku zabezpieczało 180 osób. „Moskwa przeznaczyła na badania katastrofy ogromne siły i środki. Sprawie nadano najwyższą rangę, skierowano do pracy nad nią setki śledczych, ekspertów i fachowców”. Na miejscu katastrofy pracowało 1089 Rosjan i 132 pojazdy rosyjskie. Okazało się że Rosjanie mają doskonałe procedury kryzysowe i bez problemu je wdrażają.
Zadziwiająca była ogromna skal zniszczeń Tu 154. Znikła też duża część wraku a fragmenty samolotu były w dziwny sposób porozrzucane. Teren katastrofy został pobieżnie przeszukany. Nie zabezpieczono wraku.
Z wraku zniknął system łączności satelitarnej. Rosjanie przez kilkadziesiąt minut mieli dostęp do łączności NATO i mogli rozkodować całą łączność sprzed katastrofy. Z wraku zniknęła też kabina pilotów z tajnymi urządzeniami NATO. W trakcie akcji ratowniczej służby specjalne Rosji zapewne skopiowały zawartość urządzeń elektronicznych ofiar.
Polscy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu nie oczekiwali na prezydenta i wyższych dowódców polskiej armii na lotnisku, nie sprawdzili przed przylotem lotniska. Funkcjonariusze BOR dotarli na miejsce katastrofy po skończonej akcji. Do wraku zostali dopuszczeni 3 godziny po katastrofie.
Równocześnie w mediach rosyjskich i polskich rozpoczęła się ogromna akcja dezinformacyjna mająca na celu przerzucenie całej odpowiedzialności na polskich pilotów. W ramach skoordynowanej akcji dezinformacyjnej podawano fałszywą godzinę wypadku (8.56).
Pomimo że rosyjscy kontrolerzy informowali Tu 154 o braku warunków do lądowania w Smoleńsku, spada na nich współodpowiedzialność za katastrofę. Nie zamknęli lotniska i udzielali Tu 154 nieprawdziwych informacji. Było to zapewne spowodowane brakami w sprzęcie, złym stanem technicznym sprzętu, brakiem uprawnień kontrolerów do pracy (nie mieli aktualnych certyfikatów i aktualnych badań) i odmienną od światowej terminologią używaną w rosyjskim lotnictwie (np. Polska i zachód stosują inne miary ciśnień niż Rosjanie). Raport rosyjskiej komisji badania wypadków MAK ukrył współodpowiedzialność Rosjan.
Spośród 1000 wyprodukowanych Tu 154 rozbiło się 66 maszyn. Nawet w Rosji Tu 154 wycofano z pasażerskiej komunikacji. Rządowy Tu 154 był starym egzemplarzem, przestarzałego modelu samolotu, pozbawionego normalnych systemów bezpieczeństwa. Tu 154 którym leciał prezydent, był przed katastrofą remontowany przez firmę bez doświadczenia należącą do znajomego Putina. Remont był kilkukrotnie droższy od wartości samolotu. Po remoncie rządowy Tu 154 latał 130 godzin. W trakcie tego krótkiego czasu miał 8 awarii. Był składakiem niekompatybilnych części rosyjskich i amerykańskich. Nie wiadomo czemu Lech Kaczyński był pasażerem tej latającej trumny.
MAK to relikt po nieistniejącej WNP kontynuatorki ZSRR. Połączenie przedsiębiorstwa i przedstawicielstwa dyplomatycznego chronionego immunitetem. Ciało, które nikomu nie podlega (w tym i władzom Rosji). Na czele MAK od lat stoi Tatiana Anodina, 71 letni generał lotnictwa, wieloletni minister lotnictwa ZSRR, wdowa po ministrze łączności ZSRR, konkubina byłego premiera Rosji Primakowa. MAK z jednej strony zarabia na dopuszczaniu do użytku samolotów, a z drugiej strony bada przyczyny wypadków – logiczne więc jest to że MAK nie stwierdzi jako przyczyny awarii wady sprzętu dopuszczonego przez MAK do eksploatacji. MAK z reguły wini za wypadek lotniczy pilotów lub obsługę lotniska. MAK reguluje też rynek lotniczy na którym działają podmioty należące do syna Anodiny i jej samej. Nie można więc dziwić się że raport MAK był tendencyjny i kłamliwy. Dodatkowo Rosjanie nie mogli się przyznać do tego że ich kompleks wojskowy (przynoszący duże dochody) produkuje wadliwy sprzęt. Było by to samobójstwo na międzynarodowych rynkach broni.
Rząd Tuska nie zrobił nic dla wyjaśnienia katastrofy. Polacy nie mieli nawet dostępu do ustaleń rosyjskiego śledztwa. Rosjanie nie zechcieli podzielić się wynikami swojego śledztwa z Polakami. A polska prokuratura utajniła śledztwo. Utajnienie wszelkich informacji stało się pożywką dla teorii spiskowych. Teorie spiskowe zakładały: wspólny zamach Rosjan i PO, zamach tylko Rosjan, ustawienie w Smoleńsku fałszywych radiolatarni i oświetlenia, atak elektroniczny na przyrządy samolotu, próba uniknięcia kolizji, sabotaż, atak działem laserowym, atak impulsem elektromagnetycznym. Teorie spiskowe nakręcał fakt, że w dniu katastrofy wszystkie samoloty lądujące w Smoleńsku miały problemy z GPS, nad lotniskiem krążył niezidentyfikowany samolot, Rosjanie dysponują techniką wytwarzania sztucznej mgły (stosują ją do gaszenia pożarów).
Przyczyn katastrofy nie wyjaśniły w części nieczytelne zapisy z czarnych skrzynek. Dane z rejestratora lotu QAR dalej są utajnione. Rosja nic nie zyskała na katastrofie, a wręcz straciła. W wyniku katastrofy NATO przeorientowało swoją strategie i uznało Rosję za zagrożenie (co utrudnia Rosji działania).
Wśród 96 ofiar katastrofy smoleńskiej było tylko 9 najważniejszych osób w państwie posiadające realną władze, 4 kierowników urzędów państwowych nie posiadający większej władzy, 16 funkcjonariuszy służb mundurowych, 17 posłów i senatorów, 23 osób związanych z kultywowaniem pamięci o Katyniu, 8 osób towarzyszących, 15 pracowników urzędów państwowych, 4 kapelanów.
Według opinii fizyka profesora doktora habilitowanego Mirosława Dakowskiego brakuje zgnieceń wraku, które mogły by wskazywać na zderzeniu statku z ziemią. Dodatkowo rozpad wraku świadczy o wybuchu. Nie było też krateru świadczącego o tym, że samolot uderzył w ziemię, a zwłoki pasażerów nie były uszkodzone jak wypadku uderzenia i przeciążeń.
Wiesław Binienda doktor inżynierii mechanicznej, wykładowca, profesor i dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej Uniwersytetu Akron w Ohio, stwierdził, że brzoza nie mogła uszkodzić skrzydła samolotu (pancerna brzoza była jednym z podstawowych mitów komisji Millera rządu PO). Zdaniem profesora rozkład szczątków wskazuje na dwa wybuchy.
Fizyk doświadczalny Kazimierz Nowaczyk, który pracował na stanowisku assistant professor (czyli adiunkta) w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej na Wydziale Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej University of Maryland w Baltimore, stwierdził, że przed katastrofą przestały działać podstawowe systemy samolotu (stało się to jeszcze w powietrzu), nie było zderzenia z pancerną brzozą, był wybuch, na miejscu przestępstwa zacierano ślady zbrodni.
Grzegorz Szuladziński członek grupy ekspertów doradzających w sprawach bezpieczeństwa narodowego Australii, Singapurze i Japonii, specjalizujący się w skutkach eksplozji materiałów wybuchowych, stwierdził, że rozkład szczątek samolotu wskazuje na dwa wybuchy, pancerna brzoza nie mogła dokonać takich zniszczeń, a nagrania wskazują, że coś złego stało się w powietrzu.
Inni eksperci zwracali uwagę na to, że amerykanie nie ujawnili zdjęć satelitarnych dokumentujących zamach, stan zwłok pasażerów Tu 154 świadczy o tym, że zginęli oni w czasie wybuchu, złamana została tylko pancerna brzoza, a nie drzewa wokół niej stojące.
Kolejnym skandalem obok zamachu w Smoleńsku, było to co się działo po katastrofie - działania prokuratury, która nie była zainteresowana opiniami ekspertów, nie przeprowadzenie w Polsce sekcji zwłok ofiar, sfałszowana dokumentacje rosyjskich sekcji zwłok (o czym świadczy to, że w trumnach były zwłoki innych osób niż tych według dokumentacji), wrak, będący jednym z najważniejszych dowodów przestępstwa, był celowo niszczony w Rosji i do tej pory ulega dewastacji w Smoleńsku.
W każdej zbrodni ważnym aspektem jest to kto skorzystał na śmierci osób. W dniu śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego jego obowiązki przejął marszałek sejmu Bronisław Komorowski. Dzięki temu Komorowski przejął kontrole nad aneksem w sprawie likwidacji WSI,. Lech Kaczyński miał ujawnić aneksu (kompromitującego środowiska związane z PO) w czasie zbliżającej się kampanii wyborczej.
Po zamachu i kolejnych wygranych przez PO wyborach do wojskowych służb specjalnych zaczęli wracać negatywnie zweryfikowani funkcjonariusze WSI. Czasowo rozbite przez PiS postkomunistyczne wojskowe służby specjalne, nie zweryfikowane w czasie transformacji ustrojowej, za rządów PO się odrodziły.
Dzięki zamachowi w Smoleńsku PO zmieniła politykę zagraniczną na pro rosyjską, wspierając integracje Rosji z organizacjami międzynarodowymi, wycofując Polskę z procesu bliskiej współpracy militarnej z USA, nie protestując przeciw budowie Gazociągu Północnego blokującego wejście do Polskich portów (czyli akceptując zablokowanie osiągania przez Polskę zysków z handlu międzynarodowego).
Po zamachu PO umorzyła gigantyczny dług Gazpromu wobec Polski z tytułu transferu gazu (wynoszący 1.200.000.000 dolarów), zawarła nową tajną umowę na import gazu (niekorzystną dla Polski, uzależniającą Polskę od dostaw z Rosji), oddała Rosjanom kontrole nad spółką transportująca gaz przez terytorium Polski.
Po tym jak wyeliminowano Lecha Kaczyńskiego, PO zaciągnęła nowe kredyty w MFW, straszliwie zadłużyła Polskę, zwiększyła biurokracje i ilość pieniędzy na biurokracje marnowanych, zwiększyła bariery dla polskiej przedsiębiorczości. Na wszystkim tym korzystały międzynarodowe korporacje konkurujące z polską gospodarką.
Wideo wywiad JB z Tomaszem Sakiewiczem o tym kto skorzystał na katastrofie smoleńskiej
Jan Bodakowski













Inne tematy w dziale Polityka