Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
1234
BLOG

Na Wyspach Kanaryjskich psy ogrodnika nie szczekają

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 29

Na Wyspach Kanaryjskich wszyscy bronią rolnictwa jednym głosem, od chłopa na polu, po premiera.

W Polsce tylko wspomnij, że rolnikom trzeba pomóc, a natychmiast rozszczekają się psy ogrodnika.

 

1. Nie pisałem przez kilka dni bloga, bo byłem zajęty. Na Wyspach Kanaryjskich byłem.

Poleciałem tam na trzy dni, ale wcale nie po to, żeby – jak śpiewa Alosza Awdiejew – na plaży tam legnąć jak pień i smażyć swój pysk cały dzień. Plaży nawet nie widziałem, bo jako przewodniczący delegacji Parlamentu Europejskiego zajmowałem się ratowaniem rolnictwa na Kanarach. Bo trzeba wam wiedzieć, turyści z Polski, że na Wyspach Kanaryjskich jest też rolnictwo, nie tylko turystyka.

No więc spędziłem tam trzy dni na debatach, spotkaniach, konferencjach prasowych i wizytacjach plantacji bananów i innego awokado.

 

2. Ktoś powie, nawet wiem kto – Wojciechowski, ty się rolnikami na Kanarach zajmujesz, zamiast w Polsce?

No cóż, wziąłem sobie do serca słowa premiera Tuska, że polska prezydencja w Unii to nie jest dobry czas na załatwianie polskich interesów, a skoro tak, to zająłem się sprawami najbardziej od Polski odległymi.

A poza tym uwierzyłem w rządową propagandę, że polscy rolnicy mają dobrze, a w porywach wręcz znakomicie. Nad ich losem czuwa rząd PO-PSL i osobiście charyzmatyczny minister Sawicki. Unijnych dopłat dostają mnóstwo, prawie w połowie tego, co Niemcy. Taka kasa, że nie sposób przejeść ani przepić. Jarosław Kaczyński zupełnie niepotrzebnie napisał list do przewodniczącego Barroso, żeby poprawić sytuację polskich rolników, bo przecież rolnikom polskim jest tak dobrze, że nie może być lepiej. Polski chłop na pieniądzach śpi, a w polu mu rośnie. 

Dlatego odleciałem na Kanary.

 

3. A tam, na Kanarach, jedna wielka skarga i żal.

Kanaryjscy rolnicy, choć w przeliczeniu na hektar dostają z Unii pięć razy więcej pieniędzy, niż polscy ( a może i więcej, trudno to zliczyć), mają się źle, a w porywach beznadziejnie. Premier rządu kanaryjskiego, przewodniczący parlamentu, ministrowie, posłowie wszystkich opcji, od lewicy do nacjonalistów, działacze organizacji rolniczych aż po chłopów wprost na polu – wszyscy skarżą się i żalą, że jak im Unia nie zwiększy pomocy, to śmierć, mogiła, trumna, grób!

Na Wyspach Kanaryjskich nawet mysz nie piśnie, że rolnikom jest dobrze, kanaryjska racja stanu nakazuje bowiem mówić, że jest źle.

 

4. Kanaryjscy rolnicy walczą o spore pieniądze. Ten liczący 2 miliony mieszkańców region, zabiega o ponad 300 milionów euro specjalnej pomocy w ramach systemu wspierania oddalonych regionów POSEI. To są pieniądze, z których korzystają Kanary, Azory, Madery i inne Gwadelupy. Proporcjonalnie to jakby Polska walczyła o 6 miliardów euro rocznie, dwa razy więcej, niż całe obecne dopłaty bezpośrednie.

Żeby te pieniądze dostać, Wyspy Kanaryjskie muszą się uskarżać. Skarżącym Unia daje, zadowolonym nie. Więc się skarżą, konsekwentnie, z podziałem na głosy i role. Skarga jest tak bolesna, że kamień by się wzruszył, a co dopiero Unia Europejska. 

 

5. W Polsce upominanie się o unijne pieniądze dla rolników nie przystoi, jest politycznie niepoprawne. Jeśli tylko ktoś wspomni, że rolnikom trzeba więcej unijnej kasy, natychmiast rozszczekają się psy ogrodnika - nie dawać chłopom tych pieniędzy, żeby im się we łbach nie poprzewracało!

Przed nadmiarem pieniędzy najbardxiej chroni polska wieś PSL. Wyrównania dopłat nie da się nawet wprowadzic pod dyskusję, bo to by oznaczało, że trzeba zabrać Niemcom czy Francuzom, żeby nam zwiększyć - martwił sie w Sejmie o Niemców i Francuzów jeden z posłów PSL. 

Dokładnie tak samo widzi to Pani Redaktor Naszkowska „Gazecie Wyborczej”, że jesteśmy w Unii od niedawna, nie zakładaliśmy jej, więc siedźmy cicho, bierzmy co łaskawie dają, całujmy w rękę i w żadnym razie nie żądajmy więcej.

A Kanaryjscy rolnicy te 300 milinów euro wypłaczą, wyżebrzą - i dostaną! Już prawie je mają. Ja w kazdym razie zagłosuję, zeby im dać. Nie wiem czy rzeczywiście są im niezbędne, ale walczą pięknie....

 

6. Bo i Kanary są piękne.

Jest tam wyspa, która się nazywa Palma. Mało kto ją odwiedza, turystów tam nie ma żadnych, bo deszcze niespokojne padają niemal codziennie, dzięki czemu wyspa wprost bucha zielenią. Zielona wyspa – zupełnie jak Polska pod rządami Tuska!

Palma to jest poza tym „mała wielka wyspa”, gdyż na niewielkiej powierzchni strzela w górę wulkaniczny szczyt wysoki na ponad 3 tysiące metrów. Jakby na Helu postawić Rysy i wdrapywać się na nie prosto z plaży.

Na Palmie rosną drzew bananowe. Bananowi rolnicy mówią, że te drzewa chodzą. Jest drzewo matka, obok niego wyrasta drzewo córka, potem drzewo wnuczka i tak plantacja przesuwa się krok po kroku. Na grubych gałęziach wiszą kiście po dwieście, trzysta bananów. Ich zbiór, segregowania, dojrzewanie to niezwykle skomplikowana operacja.

A potem taki Małysz albo inny Stoch zjada sobie bułkę z bananem i nawet się nie zastanawia, ile taki banan wymaga krwawicy na Kanarach.

 

7. Na Palmie mieszka 86 tysięcy ludzi, a szefuje im gubernator, Pani Gonzalez. Pani gubernator opowiadała mi, że spora część mieszkańców Palmy nie zna świata poza tą wyspą, bo nigdy z niej nie wyjeżdża. Proszę sobie wyobrazić – całe życie spędzone na terytorium wielkości ćwierć powiatu...

Ale mieszkańcy Palmy i tak są wygrani. Niedaleko jest znacznie od niej mniejsza wyspa Hierro. Palmianie i Hieronianie prawie się nie spotykają, bo jeśli już wyjeżdżają, to na Teneryfę lub Gran Canarię. Pani Gonzalez była kiedyś na Hierro i tam usłyszała – wasza Palma jest wielka, a nasza Hierro taka malutka!

Wszystko jest względne...

Pani gubernator Gonzalez opowiadała też, że jako 15-letnia dziewczyna pojechała pierwszy raz na kontynent, do Madrytu i tam przeżyła szok – nigdzie nie było widać oceanu! Nie mieściło jej się w głowie, że może być na świecie takie miejsce, z którego nie widać oceanu, bo z Palmy widać go wszędzie.

 

8. Ocean...gdy myślę o tych Kanaryjczykach, co nigdy nie opuścili Palmy, przypomina mi się kowal Sowik z Komorowa. Pamiętam go dobrze, bo jak miałem jedenaście lat, zarobiłem u niego pierwsze w moim życiu pieniądze, chyba dwa złote, za kręcenie przez godzinę korbą od kowalskiego miecha.

Ten kowal przez cale swoje życie kuł w kuźni i jedyne podróże, jakie odbywał, to było dwadzieścia metrów z kuźni do chałupy. On podobno nigdy w życiu nie wyścibił nosa poza Komorów. Nigdy nie też nie był w Rawie, choć z Komorowa miał do niej tylko siedem kilometrów. Jak był młody, to cały czas kuł, a jak był stary, to bał się jechać do Rawy, żeby go nie oślepiły światła wielkiego miasta. 

 

9. Mój kolega, warszawski sędzia Andrzej Deptuła opowiadał mi, że w sądzie warszawskim przesłuchiwał kiedyś siedemdziesięcioletniego człowieka, który z powodu wezwania sądu, pierwszy raz w życiu znalazł się w lewobrzeżnej Warszawie. Przez siedemdziesiąt lat życia nie nigdy nie ruszył się z Pragi.

Jak to człowiek może znaleźć swoje jedyne miejsce na ziemi i w nim tkwić. Szczęście jest dosłownie o krok...

 

9. Wyspy Kanaryjskie miały czas swojej świetności, jak cała Hiszpania. W szesnastym wieku, gdy nad imperium hiszpańskim słonce nigdy nie zachodziło, kanaryjski port Santa Cruz de la Palma był jednym z trzech największych portów Królestwa, obok Sewilli i Antwerpii. Zatrzymywały się tam wszystkie statki, płynące z bogactwami Ameryki, z wyjątkiem tych, które w imieniu królowej Elżbiety I złupił i zatopił korsarz Drake.

A potem Hiszpania podupadła, a Kanary wraz z nią. Na krótko podbił ją Napoleon, przy pomocy naszego Kozietulskiego. Na szczęście Hiszpanie nie mieli w pobliżu Rosji ani Niemiec, bo czekałyby ich rozbiory. Wojny swiatowe ich ominęły, za to w1936 roku sami wzięli się za łby i dorzynali watahy, jedni republikańskie, drudzy frankistowskie. Wojna domowa zaczęła się na Wyspach Kanaryjskich, skąd generał Franco poprowadził swoje wojska na Hiszpanię, by po trzech latach krwawej jatki wejść do Madrytu.

Po wojnie domowej na Wyspach była wielka bieda, z jej powodu w latach czterdziestych i pięćdziesiątych wyemigrowała z Wysp polowa mieszkańców – milion ludzi! Nie zgadniecie państwo – dokąd emigrowali? Głównie na Kubę, co po dojściu do władzy Castro okazało się ucieczka z deszczu pod rynnę. W latach sześćdziesiątych Kanaryjczycy zaczęli emigrować do Wenezueli.

 

10. Dziś na Wyspach Kanaryjskich biedy nie widać, ale jest prawie 30-procentowe bezrobocie, najwyższe w Hiszpanii. Winowajcą – nikt nie ma wątpliwości – jest socjalistyczny rząd Zapatero i nikt jak w Polsce nie zgania tu winy na kryzys.. Zapatero po hiszpańsku znaczy szewc. Podobno szewcy w Hiszpanii wywieszają tabliczki – naprawiam buty, ale nie jestem Zapatero!

 

Już widać światła Warszawy. Wyłączyć komputer, zapiąć pasy i zapiąć kask na głowie, bo Polska w budowie...

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka