Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
705
BLOG

I tylko Marcina Dołęgi żal

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 12

Marcin Dołęga to wielki mistrz, ale siła mięśni przegrała ze słabością głowy. Na pomost wchodził tak, jakby na szafot wstępował.


1. Nie wiem co się stało, że Marcin Dołęga nie zdobył w Londynie medalu. A było w zasięgu i srebro i złoto. Marcin powinien wyrwać 200 kg, podrzucić 225 albo i 230. Tymczasem spalił rwanie na 190 kilogramach i 4 lata ciężkiej pracy zostały zmarnowane w kilka sekund. A trzeba było tak niewiele. Konkurencja w wadze 105 kg była wyjątkowo słaba. Zwycięzca Ukrainiec Torochtij uzyskał 411 kg, o 7 kg mniej niż zwycięzca w niższej kategorii do 94 kg Kazach Ilja Iljin. Marcin Dołęga powinien to w cuglach wygrać z 15-kilogramowym zapasem.


2. Dołęga trzy razy miał ciężar nad głową i trzy razy nie umiał z nim prosto wstać. W rwaniu, jeśli sztanga zostanie zablokowana, to ze wstaniem z przysiadu na ogół nie ma już problemu. Marcin miał jakiś problem, nie w nogach, lecz w głowie. Nie pierwszy raz nie wytrzymał ciśnienia wielkich zawodów. Do sztangi podchodził tak, jakby na szafot wstępował, nie na pomost. Trzeba mu było jakiegoś psychologa, żaby psychicznie go znieczulił, żeby on się tej sztangi tak bardzo nie bał. Może i trener Choroś przeszarżował, może sam Marcin za dużo chciał w pierwszym podejściu dźwigać. Mógł spokojnie zaliczyć 185 kg, co otwierało już drogę do medalu, a potem atakować 195 jako zaliczkę na złoto.

No cóż, próżny żal, bezsilne złorzeczenia...

W Pekinie też mu się nie udało, Marcin był czwarty. Pamiętam jak siedział z głowa w dłoniach i patrzył, jak dwaj Rosjanie kolejnymi udanymi podejściami zabierali mu najpierw srebrny, a potem brązowy medal. W Londynie miało być lepiej, a było jeszcze gorzej.


3. Braci Dołęgów jest trzech. Najstarszy Robert, też olimpijczyk już zakończył karierę, bez medalu olimpijskiego, był tylko (albo aż) wicemistrzem Europy. Najmłodszy Daniel dźwiga świetnie, ale wielkiej kariery nie zrobił. Tylko Marcin dźwigał na najwyższym światowym poziomie, trzy razy był mistrzem świata, bił światowe rekordy w rwaniu. I tylko olimpijskiego medalu nie zdobył i już chyba nie zdobędzie. Strasznie mi go żal. Dołęgowie to skromni chłopcy z Łukowa, wcześnie stracili ojca, wychowywała ich matka, jeden brat za drugim w ogień by poszedł. Pamiętam na mistrzostwach świata w Warszawie w 2002 roku starowali razem Marcin i Robert, medali wtedy nie zdobyli, ale śp. Waldemar Baszanowski żartował, że podobno Marcin dostał wtedy od matki pierwszy raz zezwolenie, że może wygrać ze starszym bratem Robertem i wygrał.

Podnoszenie ciężarów, to niesłychanie trudny sport, treningowi trzeba się poświęcić bez reszty, kadra narodowa żyje ze skromnych stypendiów. Piłkarze IV ligowego Wichru Kobyłka to przy nich finansowe krezusy. Medal olimpijski dawał Marcinowi prawo do specjalnej olimpijskiej renty po 35 roku życia, jakieś zabezpieczenie na przyszłość. Niestety, medalu nie ma. Mam nadzieję, że Marcin znajdzie swoje miejsce w życiu po zakończeniu wielkiej kariery, z całego serca mu tego życzę, Mimo porażki pozostaje w pamięci jako naprawdę wielki mistrz sztangi. Był trzy razy mistrzem świata, Szymon Kołecki, wielki sztangista, dwukrotny wicemistrz olimpijski, światowego mistrzostwa nie zdobył nigdy.


4. Cztery lata treningu, a potem trzy podejścia i sekunda, w której albo coś zrobisz perfekcyjnie i dokładnie, tak jak potrafisz, albo coś ci się w głowie przestawi i nagle nie umiesz zrobić tego, co na treningu robiłeś trzysta razy. Tak jak Marcin i wielu innych sztangistów na tej olimpiadzie. Nawet jeden Chińczyk spalił wszystkie boje, choć wydawał się maszyną nie do pobicia. Straszny sport, nie tylko z uwagi na wielki wysiłek, ale właśnie na tę sekundy walki między siła mięśni i słabością głowy.


5. Czego nie zrobił Marcin Dołego, zrobił Bartek Bonk. Dźwignął to, co miał dźwignąć, zdobył brązowy medal, to wielki sukces tego chłopaka, wielkie gratulacje. W sumie to jednak dobre igrzyska polskiej sztangi, jest pierwszy od 40 lat złoty medal Adriana Zielińskiego (i pierwszy w dwuboju, bo Smalcerz w Monachium jeszcze w trójboju wygrywał, jeszcze było wtedy wyciskanie)

Do złota Zielińskiego Bartek Bonk dorzucił jeszcze brąz. Serdeczne gratulacje!

I prośba – pamiętajcie o Marcinie!

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka