W historii zdarzały się przypadki wielkich osobistości, które rzutowały na przyszłe pokolenia, powodowały, że ich kontynuatorzy cierpieli na ciężar życia w cieniu wielkiego poprzednika.
W świecie starożytnym takim jaskrawym przykładem była osoba Aleksandra Wielkiego. Wielu późniejszych polityków i przywódców pragnęło bezskutecznie się z nim równać np. Juliusz Cezar ciągle czuł niedosyt, że mimo usilnych starań nie może dorównać sławie wielkiego Macedończyka. Również samo imperium Aleksandra po jego śmierci bardzo odczuwało jego brak.
W czasach współczesnych zaś prawdziwe utrapienie miał Anthony Eden, następca gigantycznej osobowości brytyjskiej polityki – samego Winstona Churchilla. Praktycznie przez cały czas piastowania przez siebie funkcji ‘’duch’’ Churchilla nie dawał mu spokoju.
Jeżeli chodzi o Polskę, to przede wszystkim na myśl przychodzi śmierć Piłsudskiego, i późniejszy po nim swego rodzaju brak dalszej wizji państwa.
Wielkie osobowości są zarazem dla państwa, narodu, społeczeństw darem niebios, drogowskazem, przewodnikiem, i jasnowidzem na przyszłe lata, wręcz dekady. Niemniej, gdy ich panowanie dobiega końca, otoczenie bardzo boleśnie to odczuwa, i odbija mu się to czkawką nieraz przez długie lata. Te tytaniczne postaci nie raz przeistaczają się w trudny do doścignięcia wzorzec dla przyszłych generacji, poprzeczkę piekielnie wysoko ustawioną. Są zarazem zbawieniem, ale i przekleństwem. Ich obecność rozpieszcza ludzi, w pewnym sensie odbiera samodzielność, bo przecież ‘’szef’’ o wszystkim pomyśli, i o wszystko zadba. A gdy już ich zabraknie, zaczyna wszystko się toczyć jak po grudzie.
Interesuję się rozmaitą tematyką, jestem zafascynowany światem, jego bogactwem i różnorodnością
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura