W jednej z poprzednich notek wskazywałem na kompletne fiasko polskiego śledztwa w sprawie tzw. „katastrofy smoleńskiej”. Z prostego powodu - po czterech latach prokuratura wojskowa ciągle nie dysponuje żadnym istotnym dla śledztwa dowodem. Te wszystkie kluczowe przetrzymuje Rosja. Wrak samolotu, jego „czarne skrzynki” przede wszystkim. Prokuratura wojskowa praktycznie przestała nawet udawać, że jakiekolwiek śledztwo jeszcze prowadzi. By przykryć ten obraz odgrzewa się jakieś sprawy zupełnie bez znaczenia - jak ostatnio "wycieczkę archeologów". Zastanówmy się jak to możliwe, że przez te cztery lata potrafiono ukryć, zamaskować tą niesłychaną sytuację. Jak społeczeństwo zaślepiono, że nikt nie dostrzegł tego na przykład, że w oficjalnych raportach ani jednego słowa nie ma na temat losu pasażerów? Ani jednego słowa. Kiedy i czy w ogóle zginęli? Gdzie? Że z premedytacją okłamywano społeczeństwo iluzją intensywnego, rzetelnego śledztwa. Gdy w istocie nic nie ustalono. Do dziś nic pewnego, mającego oparcie w twardych dowodach - nie wiemy. Niczego takiego opinii publicznej nie przedstawiono. Bo to co przedstawiono - zostało wielokrotnie obalone.
Przede wszystkim było to możliwe, bo odbyło się to przy wsparciu głównych mediów. Które to media w oczywisty sposób kłamliwie opisywały całą sprawę, tuszowały jej wszystkie ciemne strony. Ukrywały sprzeczności, sabotowanie śledztwa przez Rosjan - a kierowały uwagę na drugorzędne okoliczności. Osobną zupełnie sprawą jest oczywiscie odpowiedzialność za to instytucji państwowych. Pisałem o tym już wcześniej. Ale bez osłony medialnej także nie dało by się mizerii polskiego śledztwa ukryć. Wykorzystano również anonimowych blogerów, o których niczego nie wiemy, czy „nadają” z Pcimia, Brukseli czy nawet wprost z Łubianki. Ich rola była też niezwykle ważna. Wobec dreptania w miejscu oficjalnego śledztwa, a przecież nawet najbardziej szczelna osłona medialna nie mogła całkowicie brak postępów tego przykryć - stworzono pozory niezależnego, obywatelskiego śledztwa. Zajmując uwagę opinii publicznej wykreowanymi sztucznie problemami. Jakimiś zupełnie wyimaginowanymi faktami i dowodami. Nadawano im przy tym charakter ostrego sporu – co zwiększało zainteresowanie. Jednym słowem – stworzono cały front „ustawek” , w których rzekomo miało się zawierać największe w historii obywatelskie „śledztwo”. Te wykreowane spory …. – co silniejsze? Czy brzoza czy skrzydło? Półbeczka czy wybuchy? Czy słychać „odchodzimy” – czy „podchodzimy” ?itd. itp. A wszystko to wyssane z rosyjskich fałszywek. Wszystko to po to, by przesłonić oczywistą sprawę – nie mamy żadnych istotnych dowodów, które mogą stanowić podstawę do wyjaśnienia okoliczności 10 kwietnia. Tyle, że wobec braku możliwości pozyskania takich dowodów przez kogokolwiek, teraz i w najbliższej przyszłości, z oczywistych przecież względów – bo od kogo mianowicie? Od Rosjan? To sytuacja ta miała trwać i trwać. Pewnie do końca tych rządów…. Czyli do końca tego tysiąclecia pewnie.
Aż tutaj nagle znalazło się niewinne dziecię, które jednym słowem wykazało, że „król jest nagi”. Prof. Chris Cieszewski – udowodnił, że „pancerna brzoza” złamana była już przed 5 kwietnia – a więc przed rzekomą katastrofą. Nie mogła być w takim razie bezpośrednią jej przyczyną. I tym jednym dowodem zdruzgotał całą oficjalną narrację. Cały spór o skrzydło, półbeczkę – stał się za sprawą tego dowodu – nieaktualny, bez jakiegokolwiek znaczenia. Wiem, kilku trolli sugeruje dziś, że …”prof. Cieszewski się wycofał, nie potwierdza dalej swoich wniosków … albo że ktoś wykazał nieprawdziwość jego twierdzeń….
Otóż to oczywiste kłamstwo: prof. Cieszewski przedstawił swój dowód, podkreślmy to – sprawdzony i potwierdzony badaniami kilku innych znanych ekspertów amerykańskich – i nikt do chwili obecnej nie wykazał jego nieprawdziwości. Próba podjęta, na zlecenie prokuratury wojskowej, przez SWW – zakończyła się kompletną kompromitacją. Jakieś brednie na ten temat anonimowych blogerów nie zasługują w ogóle na poważne traktowanie. Powtarzam – prof. Cieszewski swoim dowodem wykazał, że przedstawiona hipoteza rzekomej katastrofy na Siewiernym jest fałszywa. Tupolew w żadnym razie nie mógł z wcześniej wysuwanych powodów się rozbić. I nie wystarcza forsowanie w tej sytuacji twierdzenia – „przecież piloci zeszli za nisko, nawet bez brzozy by się rozbili”. Otóż nie. Zapisy rejestratorów kończą się, gdy Tupolew był jeszcze w powietrzu. Gdy upada „pancerna brzoza” - a także wobec wykluczenia przez oficjalne komisje jakichś awarii czy wybuchów - nie ma powodu za przyczyną którego można twierdzić, ze w ogóle do katastrofy doszło! Przynajmniej nie da się tego wywnioskować z zapisów rejestratorów pokładowych! Przecież rosyjski IŁ (pilot Frołow), który tuż wcześniej próbował dwukrotnie lądowania, nieudanego przecież, leciał tak nisko, przechylony, że - tak to twierdzili świadkowie - lewym skrzydłem prawie dotykał ziemi - a się nie rozbił!!!! Samo zejście na niską wysokość nie stanowi dowodu, że jakakolwiek katastrofa miała miejsce!
Pozostają inne dowody – zdjęcia satelitarne, zeznania naszych, polskich świadków. To znane od dawna fakty. Opisywałem ich wymowę w wielu notkach. Są zdjęcia satelitarne wskazujące na przygotowywanie „teatru zdarzeń”, są zeznania ambasadora Bahra, Marcina Wierzchowskiego, kierowcy BOR – którzy słyszeli, że Tupolew przeleciał nad lotniskiem….Celowo to się ukrywa. A wynika z tego jedno – nie było żadnej katastrofy na Siewiernym. Nasz Tupolew odleciał w nieznanym kierunku. I nie wiemy co dalej się z nim stało. Wiemy jedynie, że do kraju wróciło 96 trumien…
Inne tematy w dziale Polityka