Od początku w sprawie okoliczności katastrofy smoleńskiej uderza jedno. Ostentacyjność, bezczelność Rosjan, którzy nawet nie udają, że przedstawiane przez nich „dowody” mają jakiekolwiek znaczenie. Co więcej – sami te dowody dezawuują a to zmieniając czas katastrofy, nie dopuszczając nikogo z naszej strony do badania miejsca rzekomego zdarzenia, publikując raport końcowy, w którym ani jednego słowa nie ma na temat akcji ratowniczej, tego co się z uczestnikami naszej delegacji stało. Dają nam kolejne kopie zapisów czarnej skrzynki, które tak różnią się od siebie, że wyklucza to możliwość, by były one zgodne z oryginałem. Przetrzymują kluczowe dowody - samolot, którym leciała delegacja i jego "czarne skrzynki". A co najgorsze – zwłoki ofiar katastrofy, które dane było nam zbadać w Polsce po dokonanych ekshumacjach, zostały zbezczeszczone. Nie wyłączając zwłok Lecha Kaczyńskiego. Nie wiadomo kogo pochowano na Wawelu. Ale to nie było na pewno ciało naszego Prezydenta. Pisałem o tym niedawno. W tych okolicznościach nie ma pytania czy to była „normalna” katastrofa. Sprawstwo rosyjskie, to, że nasi rodacy zostali na terenie Federacji Rosyjskiej zamordowani jest bezdyskusyjne. Nie ma żadnej potrzeby by je udowadniać, tak jak nikomu o zdrowych zmysłach nie przychodzi na myśl, by udowadniać kto zamordował naszych oficerów w Katyniu, w 1940 r.
Pojawia się pytanie – dlaczego tak się strona rosyjska zachowuje? Dlaczego nie ukryła swoich złych zamiarów ? To podstawowa kwestia by zrozumieć całą tą sprawę.
Po pierwsze – w dobie powszechnej inwigilacji, satelitów szpiegowskich, nasłuchu elektronicznego, wyposażenia technicznego chronionych statków powietrznych - nie ma takiej możliwości, by dokonać zamachu na samolot prezydenta jakiegoś liczącego się kraju i by pozostało to nie wykryte. Takiej możliwości nie ma. To jest poza wszelką dyskusją. Dlatego ważna staje się inna kwestia. Jak strona zaatakowana zareaguje na akt agresji? To decyduje o wszystkim. Po to są te wszystkie tajne służby, wywiady, agentura wpływu w kraju przeciwnika by z góry znać reakcję na podejmowane działanie. Czy Rosjanie mieli wiedzę, że jak zaatakują Polskę – a co za tym idzie i NATO – nie spotkają się z kontr-uderzeniem? Z jakąś adekwatną odpowiedzią? Patrząc na całą sprawę z perspektywy dnia dzisiejszego widać, że musieli tak właśnie zakładać. Że musieli wiedzieć, że Zachód nie będzie „chcieć umierać za Smoleńsk”. Jest wiele przesłanek, że tak właśnie było. Od 2008 roku na Zachodzie trwa kryzys gospodarczo-finansowy po dziś dzień nie zażegnany, a co gorsza pojawiają się symptomy, że najgorsze dopiero nas czeka. Ponadto są przesłanki by sądzić, że pewne zdarzenie z przeszłości pogląd Rosjan na taką ocenę sytuacji wzmacniało. Mam na myśli katastrofę w Mirosławcu. Tam również zginęła nasza generalicja, dowództwo wojsk lotniczych, okoliczności tragedii były bardzo podejrzane, ale jednak wszystko zwalono na błąd pilota i złą pogodę.
Tyle, że chociaż Zachód nie miał chęci czy możliwości by odpowiedzieć wówczas, nie oznacza, że cała sprawa została zapomniana. Zasypana kurzem historii. "Zamaskowana” wojna trwa. I od czasu do czasu widać jej różne przejawy. Jest front cyberataków, jest wojna na Ukrainie, jest wojna na sankcje gospodarcze. Kto wie ile jeszcze innych jej przejawów ma miejsce. Tyle, że w dzisiejszych dziwnych czasach, czasach niewypowiedzianych wojen, jak to okresliła Anne Applebaum, „zamaskowanych wojen” (maskirovka war) prawdziwe intencje ukrywa się przed światem.
Tymczasem kłamstwo smoleńskie wciąż trwa. Przypuszczam, że i nowy rząd nic nie zrobi by je uchylić. Tak jak Prezydent Duda nic nie robi w tym względzie. Ponieważ wszyscy oni uważają, że ujawnienie prawdy to prosta droga do otwartej wojny z Rosją. I zapewne uważają, że utrzymując nas w tym kłamstwie działają w stanie wyższej konieczności, mają na uwadze ważny interes narodowy. Czyżby? To Rosja nie wie, że jest w stanie ukrywanej co prawda – ale jednak wojny z NATO? Kłamstwo smoleńskie w istocie nic nie daje – to tylko wygoda dla mocarstw NATO, które nic nie muszą robić. Kłamstwo zdejmuje z nich presję publiczną, odpowiedzialność. Nam to nie daje nic.
Tak jak nic nie wnoszą brednie pisane przez „badaczy” katastrofy, ciągle wałkujących jakieś zdjęcia, nity, wykresy etc. To może robić dziś ktoś całkowicie zagubiony, albo co gorsze – ktoś, kto robi to celowo, stwarzając pozory jakiegoś „obywatelskiego śledztwa” by kłamstwo smoleńskie trwało nadal.
Inne tematy w dziale Polityka