Jerzy Korytko Jerzy Korytko
1924
BLOG

Żelazny dowód fikcyjności oficjalnej wersji katastrofy smoleńskiej.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Gdy ponownie przeczytałem swoją ostatnią notkę zwróciłem uwagę na wymowę pewnego faktu. Przy okazji - proszę, proszę – czerpać inspiracje z własnych tekstów – bezcenne…  Otóż co to za fakt. To pewne informacje, które zalinkowałem i do których króciutko odniosłem się w poprzedniej notce. Dziś powtórnie wklejam ten odnośnik:  tutaj.  Istotne zaś fragmenty tekstu, które chcę obecnie omówić wyglądają tak:

Jeden z najważniejszych dowodów w sprawie tragedii smoleńskiej zaginął w którejś z podległych premierowi instytucji. Wzajemnie oskarżają się one o ukrywanie materiałów otrzymanych z USA, w tym zdjęć satelitarnych. Winnego nie ustalono. SKW, ABW i MSWiA oświadczyły, że przekazały je na czas prokuraturze, a prokuratura twierdzi, że ich... nie dostała.

Znamienne, że dokumentów zaczęto szukać dopiero po powtórnym piśmie z USA w sprawie przesłanych materiałów. Jak oznajmił w komunikacie płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie, 17 marca 2011 r. do prokuratury tej wpłynęła odpowiedź z USA na prośbę o pomoc w sprawie śledztwa. Była to już druga odpowiedź USA. Pierwsza przyszła – jak twierdzi płk Rzepa – 11 stycznia 2011 r. W drugiej Amerykanie oświadczyli, że „Stany Zjednoczone przekazały agendom rządu polskiego już w początkowym okresie śledztwa wszelkie materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej, jakimi dysponowały, i w tej chwili władze USA nie posiadają żadnych innych informacji w tym zakresie”.

11 stycznia 2011 r., gdy miała pojawić się pierwsza informacja z USA, z całą pewnością nie jest „początkowym okresem śledztwa”, o którym jest mowa w piśmie Amerykanów. Z tego można wnioskować, że Polska otrzymała wcześniej istotne materiały, co prawdopodobnie jedna ze służb specjalnych ukryła przed społeczeństwem, a przede wszystkim przed prokuratorami! Prawdopodobnie więc zdjęcia satelitarne miejsca katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. są już w Polsce od… ponad roku.

> Najpierw ukrywano, potem utajniono
Gdy w marcu br. nadeszło drugie pismo z USA, Wojskowa Prokuratura Okręgowa zwróciła się do organów i instytucji państwowych, w tym również do Tomasza Arabskiego, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, o przekazanie wszelkich materiałów uzyskanych od organów bądź agend Stanów Zjednoczonych Ameryki związanych z okolicznościami katastrofy.


Jak wypowiedział się w „Rzeczpospolitej” Tomasz Arabski: „Po przeprowadzeniu kwerendy, która wykazała, że w Kancelarii Premiera nie ma dokumentów od Amerykanów, wysłałem monit do kilku ministerstw oraz służb zajmujących się wywiadem”. Wśród tych służb nie było ABW, ponieważ ministrowi „nie przyszło do głowy, że takie dowody mogły tam trafić”.

Wydawałoby się, że materiały wreszcie się znalazły, bo prokuratorzy oświadczyli, że po poszukiwaniach prokuratury otrzymali „od jednej z instytucji państwowych pakiet dokumentów niejawnych”. Nie wiadomo, co w tych materiałach się znajduje, ponieważ dołączono je do akt wydzielonych śledztwa – czyli najtajniejszych akt z tego postępowania. Jeśli materiały nie zawierały odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące przyczyn katastrofy, dlaczego najpierw je przetrzymywano, a potem, gdy to wyszło na jaw, od razu utajniono? […]
I dalej – w przywoływanym artykule w niezalezna.pl jest zacytowana odpowiedź ówczesnego min. MSW na interpelację Pani posłanki Jolanty Szczypińskiej – oto ona: Szanowny Panie Marszałku! W nawiązaniu do pisma z dnia 18 sierpnia 2010 r. (sygn. SPS-024-7697/10) dotyczącego zapytania posła na Sejm RP pani Jolanty Szczypińskiej w sprawie zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy samolotu Tu-154M wykonanych w dniu 10 kwietnia 2010 r., z upoważnienia prezesa Rady Ministrów, w porozumieniu z sekretarzem Kolegium do Spraw Służb Specjalnych, uprzejmie informuję, że przedmiotowe zdjęcia zostały przekazane Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie”.

Co wynika z przywoływanych faktów? Otóż odpowiedź min. Millera stanowi żelazny dowód na matactwa naszych władz przy prowadzeniu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przecież min. Miller odpowiadał na interpelację Jolanty Szczypińskiej przed opublikowaniem raportu komisji, której przewodniczył.(raport opublikowano później, miesiąc po omawianym artykule) Dlaczego zatem w treści raportu ani słowa o tych zdjęciach? Dlaczego nie zostały one dołączone do raportu? A posiłkowano sie np. zdjęciami miejsca katastrofy jakiegoś emeryta rosyskiego Amielina - bo swoich zdjęć nie mieli? Przyznając, że zdjęcia satelitarne były w posiadaniu MSW – a co za tym idzie także Komisji KBWL – jej przewodniczący min.Jerzy Miller swoją odpowiedzią na interpelację niezbicie udowadnia, że śledztwa nie  prowadzono rzetelnie, że jakąś część dowodów ukryto przed opinią publiczną. Bo nie chodzi tylko o zdjęcia satelitarne, jest jeszcze sprawa nasłuchu elektronicznego lotu Tupolewa i materiałów, które w związku z tym otrzymaliśmy od Duńczyków. Podobnie ukryto je przed opinią publiczną. A ponadto -  wiedzę na temat zdjęć miał nie tylko Jerzy Miller, przecież odpowiadał on  "w imieniu Prezesa Rady Ministrów "- Donalda Tuska. Konsultował się z Kolegium d/s Służb Specjalnych. Wszyscy oni wiedzieli o co chodzi.I to w sytuacji, gdy nie mieliśmy żadnego dowodu do prowadzenia śledztwa, gdy Rosjanie zablokowali naszym przedstawicielom dostęp do miejsca katastrofy w kluczowych, pierwszych dniach po jej rzekomym nastąpieniu, gdy nie zwrócili wraku samolotu, jego czarnych skrzynek i nie pozwolili na ich samodzielne badania u siebie, gdy nie dostaliśmy żadnej dokumentacji fotograficznej czy filmowej z pierwszych prac na wrakowisku, gdy nie dostaliśmy żadnych materiałów odnośnie losu pasażerów, przebiegu akcji ratowniczej – wobec tych faktów ukrycie zdjęć satelitarnych z 10 kwietnia jest bardzo wymowne. To dowód na to, że nasze władze znają pewne okoliczności tamtych zdarzeń, które zdecydowano ukryć przed opinią publiczną. Są to jedyne dowody z niezależnego, innego niż rosyjskie, źródła. Nie ukrywa się kluczowego dowodu w tak ważnym śledztwie bez istotnej przyczyny. Wniosek może być tylko jeden – wymowa tych zdjęć jest sprzeczna z oficjalną wersją przebiegu katastrofy smoleńskiej. To jest sprawa oczywista, matactwa, ukrywanie dowodów są widoczne gołym okiem. Czy posuwano by się do tego gdybyśmy mieli do czynienia z „normalną katastrofą lotniczą”? No i końcowy wniosek – podobnie jak w poprzedniej notce – Prawo I Sprawiedliwość ma szansę wykazać, że rzeczywiście dąży do prawdy o przebiegu tamtego tragicznego dnia. Poprzednio zarzucało rządowi Tuska „ukrywanie dowodów”. Czekamy więc – ujawnijcie teraz te zdjęcia. To na początek. To jest test waszej wiarygodności.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (34)

Inne tematy w dziale Polityka