Tak się zastanawiam. Historia zatacza koło? W końcu lat 30 ubiegłego wieku mieliśmy podobny polityczny zamęt i zacietrzewienie jak obecnie. Władzę sprawowała post piłsudczykowska elita, głównie urzędników z legionowego zaciągu herosów wojny 20 roku, którzy nigdy nie otrząsnęli się z kultu Marszałka. Fakt braku decydującego o wszystkim wodza paraliżował działania propaństwowe. Tzw. Sanacja koncentrowała się na zwalczaniu organizacji narodowych. Znamy osiągnięcia tego ugrupowania politycznego i pamiętamy, że fiaskiem jego działań była klęska 1939 roku. Przedtem państwo nie potrafiło zorganizować gospodarki na tyle, żeby ludzie mieli pracę i zamiast tego, II Rzeczpospolita załatwiła "eksportową" emigrację Polaków do Francji. W 1934 było już w tym kraju ponad pół miliona naszych Rodaków. Obecnie, w czasie rządów ugrupowania przeprowadzającego sanację państwa w ramach tzw Dobrej Zmiany wyemigrowało już ponad milion Polaków. Nie wiem, czy oceniano wpływ demografii na losy kraju. Wiemy jednak, że jeśli opuści Polskę kolejny milion, to - biorąc pod uwagę m.in. starzenie - nie będzie komu pracować. (Patrz wykład dr Sławomira Mentzena w Wolnych Mediach) Pytam się zatem Państwa: czy to możliwe, żeby niezniszczalną ideą sanacji, jako takiej było oczyszczenie kraju między Wisłą a Bugiem z miejscowej ludności? Czy sanatorzy uważają, że zmniejszanie bezrobocia wynikające z malejącej liczby obywateli zdolnych do pracy jest sukcesem? Może. Brak obywateli gwarantuje przecież zerowe bezrobocie!
Ale, czy naprawdę chcemy oddać polskie ziemie innym narodom?