Tusk organizuje kolejny marsz. Ten październikowy marsz ma być „spontaniczną” inicjatywą szefa PO, który tak „przejął się” losem młodej kobiety „nękanej” przez przeciwników aborcji, że skrzyknął kolejny marsz. To ma być „marsz miliona serc”. Tusk ma zdolności matematyczne do szybkiego liczenia i pewnie będzie liczył ten milion metodą podobną do tej z czerwcowego marszu, pierwszy tysiąc uczestników liczony porządnie, drugi już z mnożnikiem razy dwa, trzeci razy trzy, itd., co pozwala szybko dojść do zapowiadanej liczby uczestników. W czerwcu tych uczestników Tusk doliczył się 500 tys., choć „zaprzyjaźniony” Onet podawał ich liczbę o wiele mniejszą, ale król Europy jest jeden i tylko on ma prawo ustalać ilu ma zwolenników. Tym razem uczestników marszu ma być milion i zapewne będzie, dla „króla” to żaden problem, liczydło ma już tak ustawione, że na końcu liczenia ma być milion, albo jeszcze więcej, bez względu na to, ilu ludzi na ten marsz przyjdzie.
Po czerwcowym marszu poparcia dla „króla Europy”, ten październikowy ma taki sam cel, ale dla zmyłki jest organizowany pod przykrywką otoczenia „pani Joanny”, a teraz także „pani Felicji”, parasolem ochronnym, który ma bronić wymienione panie przed „pisowskim reżimem”. Pani Joanna, znana jest z nagłośnionej przez antypis rzekomej akcji antyaborcyjnej, jaką ponoć przeprowadzili przeciwko tej zagubionej i bezbronnej kobiecie jej lekarka i policja. Antypis „uratował” panią Joannę z opresji, a sam Tusk zapowiedział zorganizowanie „marszu miliona serc” w jej obronie. To taka obrona po wcześniejszej obronie, dla podkreślenia ważności obrońcy. Tuskowi ludzie znaleźli jeszcze jedną podopieczną na swój październikowy marsz, starszą panią, która po wieloletniej chorobie wróciła do zdrowia, a przyczyniła się do tego telewizyjna stacja, wiadomo, że TVN. TVN, z inicjatywy córki owej pani nadawała nieustannie swoje programy w pokoju, w którym przez długie lata chora przebywała. Fakty wprawdzie nie są dla PO przychylne, pani Felicja zapadła w śpiączkę w czasie rządów Platformy, a ocknęła się, kiedy rządził już PiS, ale Fakty TVN tak przedstawią sprawę, że będzie wyglądało to na odwrót. Wyborcza nagłaśniała tę sprawę pewnie dlatego, że starsza pani rzekomo bardzo tęskni za powrotem opozycji do władzy, pod przewodnictwem Tuska, co oczywiste. Kobietom się nie odmawia(?)… ale, czy one nie zdają sobie sprawy z tego, że często są niecnie wykorzystywane do politycznych celów? Czy nasze społeczeństwo tego nie rozumie i na złość babci odmrozi sobie język dopuszczając ponownie PO do rządzenia naszym krajem?
Tusk jest głęboko przekonany, że marszami/spacerami może wywalczyć sobie ponownie tekę premiera polskiego rządu, jest zbyt leniwy, by zdobyć się na większy wysiłek. Jest też przekonany, że nasze społeczeństwo zapomniało, czym się zajmował przez minione lata, kiedy był „na saksach” w Brukseli i po co tu wrócił („zesłany”, z określonym zadaniem do zrealizowania). Społeczeństwo, a na pewno jego duża część, jednak nie zapomniało, czym Tusk się zajmował, kiedy był premierem polskiego rządu (2007-2014) i czym się wykazał będąc poza krajem (2014-2021). Kiedy był premierem zajmował się głównie „harataniem w gałę”, więc nie mógł jednocześnie pilnować budowy autostrad, stadionów piłkarskich, pawilonów gier hazardowych, jakichś amber-goldów, itd., od tego miał ludzi, a, że ludzie są zawodni, „to nie jego wina”. Ale jednego Tuskowi odmówić nie można, skrupulatnie pilnował tego, żeby jego promotorka/promotorzy byli zadowoleni z jego pracy. Czy to Tuska wina, że główną jego promotorką była Angela Merkel? Czy to jego wina, że Markel tak dobrze rozumiała się z Putinem? Chciał, nie chciał, musiał grać na dwoje i grał, całkiem dobrze te sprawy znamy, choć szczegóły, jakie ciągle z tej współpracy na wierzch wyłażą mogą zaskakiwać, że ta współpraca posuwała się aż do takich granic.
Tuskowi nikt tego nie odbierze, nigdy nie podjął takiej decyzji, która by nie pasowała Niemcom. Jego współpracownicy, dalsi, czy bliżsi, pytani o tę sprawę nabierają wody w usta i szybko zmieniają temat rozmowy. Problem proniemieckości Tuska nie podlega dyskusji, on taki był, jest i będzie, koniec, kropka. I każdy, kto chce współpracować z Tuskiem, taki musi być. Problemy Polski z UE są tylko wypadkową naszych problemów z Niemcami. Nie chcemy mieć problemów z UE musimy się podporządkować Niemcom, to niemalże taki sam problem, jaki mieli ci, którzy w czasie IIWŚ podpisywali „volkslisty”. Nie wszyscy podpisywali te listy dobrowolnie i nie wszyscy, którzy te listy podpisali byli „polakożercami”. Większość „folksdojczów” była jednak dla Polaków ogromnym zagrożeniem i to się w Polsce pamięta.
PS. Z Wikipedii: „Volkslista (niem. Deutsche Volksliste (DVL), pol. folkslista[a]) – niemiecka lista narodowościowa wprowadzona 2 września 1940 na podstawie reskryptu Heinricha Himmlera jako komisarza Rzeszy do spraw wzmacniania niemczyzny. Na terenach Rzeczypospolitej Polskiej anektowanych przez III Rzeszę w czasie II wojny światowej volkslistę wprowadzono zarządzeniem z 4 marca 1941.Tak zwane „podpisanie volkslisty” wiązało się z wypełnieniem szczegółowej ankiety, która zawierała pytania o przynależność wyznaniową, od kiedy rodzina mieszkała w danym rejonie, jakie kończono szkoły, o krewnych w Niemczech itd. Ankieta była wysyłana do domu. Po jej odebraniu, decyzją urzędnika, przydzielano ankietowane osoby do jednej z czterech grup volkslisty[1].”
to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka