Czyli jak na prawicy powstaje nowa jakość - w miejsce romantycznej i sanacyjnej prawicy "niepodległościowej" - "archipelag ortodoksji prawicowej"
Pogrobowcy Romantyzmu, piłsudczyzny i zwolennicy PiS ukuli ostatnio nowy epitet, którym rzucają na prawo i lewo: „endokomuna”. „Endokomuna” to – jeśli dobrze rozumiem – ta część ruchu narodowego, która w PRL, nie chcąc dać się wymordować, poszła na pewną kolaborację z reżimem, a po jego upadku w 1989 roku po cichu wzdycha za PRL-em, broni Wojciecha Jaruzelskiego, rozumie stan wojenny i – o zgrozo – uznaje legalność PRL. W polityce zagraniczne „endokomuna” miałaby być chorobliwie prorosyjska, co niby dowodzi cytatami z Dmowskiego, acz w gruncie rzeczy stanowi rosyjską „agenturę”, ewentualnie „agenturę wpływu”.
Piszę o tym wszystkim, ponieważ niektórzy piłsudczycy-pisiacy i mnie zaliczyli w poczet „endokomuny”, widząc we mnie gloryfikatora PRL, zwolennika sojuszu z Rosją, „obrońcę agentów”, albo wprost agenta. Powodów faktycznie mieli wiele, bo byłem przeciwny nagonce medialnej na abpa Wielgusa, potem nie chciałem sądzić Jaruzelskiego, a wreszcie nie wylewałem krokodylich łez nad Czeczenią i Gruzją.
Powiem szczerze, że zarzuty o „agenturalności” i „endokomunie” sprawiają mi wielką przyjemność. Wszak gwałtowność reakcji jest tylko refleksem siły i celności trafienia. Wrzaskliwa i niemerytoryczna napaść werbalna w debacie politycznej jest tym samym co słup wody po uprzednim trafieniu torpedą poniżej linii wodnej. Ja to rozumiem: formacja sanacyjno-pisiacka walczy w tej chwili do upadłego z „liberalizmem” PO. Formacja ta jest od przeszło dwóch lat bombardowana i krytykowana przez liberalne i lewicowe media. Ludzie ci są do tego przyzwyczajeni, nawet tego oczekują, widząc w tej falowej krytyce świadectwo tego, że działają słusznie, skoro „układ” strzela do nich w mediach z czego popadnie.
Prawica „niepodległościowa” przyzwyczaiła się, że toczy bój na lewym skrzydle; wydało się jej przeto oczywiste, że całe prawe skrzydło jest jej, że z prawej części sceny politycznej może spodziewać się tylko pochwał, ostatecznie drobnej, merytorycznej krytyki. Dlatego pojawienie się na prawo od niej ośrodków, które krytykują podstawowe pryncypia prawicy „niepodległościowej” (lustracja, antyrosyjskość), musi być dla tych ludzi szokiem. Co więcej, atak z prawej strony jest dla nich diabelnie niewygodny – oto bowiem okazuje się, że nie monopolizują prawej części sceny politycznej, gdyż na prawo od nich są ludzie, którzy inaczej patrzą na wiele rzeczy.
Czy więc – myślą nasi „niepodległościowcy” – może być coś autentycznie prawicowego na prawo od nas? Jeśli są ośrodki na prawo od nas, które nas krytykują, „to obiektywnie” działają one ręka w rękę z PO, SLD; jeśli ośrodki te nie ulegają rusofobicznym obsesjom, to musi to być rosyjska agentura. Ponieważ zaś część tych środowisk i ludzi wywodzi się jakoś ze środowiska PAXu, to uznano je wszystkie za krzyżówkę komunistów i endeków i ochrzczono „endokomuną”.
To bardzo wygodny i ciekawy zabieg socjotechniczny: nie trzeba już się tłumaczyć, nie trzeba odpowiadać merytorycznie. Zamiast dyskusji można przeciwnika z prawej strony naznaczyć, przypiąć mu kompromitującą tabliczkę „endokomunisty”. Nie trzeba wykazywać już politycznej racjonalności własnych działań – lepiej, łatwiej jest napiętnować moralnie wroga z prawicy i odmówić mu moralnego występowania w dyskusji politycznej. Nie dyskutuje się z nim nawet jeśli ma rację i ma racjonalne argumenty. Czym lepsze ma argumenty, tym bardziej dowodzi swojego diabelskiego pochodzenia i biologicznej genezy z odmętów PRL, albo wprost od radzieckich towarzyszy.
Wszystko to bardzo ładnie sobie wymyśliliście, ale nie zakryje to w mojej opinii racjonalnej słabości prawicy „niepodległościowej”, zastąpienia debaty politycznej przez okrzyki i wycie. Wyzwiska o „endokomunie” nie robią na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Nie jestem ani endekiem, ani komunistą; nie mam nic wspólnego ani ze środowiskiem PAXu, ani – tym bardziej – z PZPR; gdy PRL upadł nie miałem jeszcze nawet 18 lat.
Mam dla prawicy „niepodległościowej” fatalną wiadomość: na prawo od was rodzi się inny niż wy prawicowy świat ideowy. Rodzi się świat w którym poddajemy w wątpliwość wszystkie wasze romantyczne dogmaty; gdzie myślimy inaczej o państwie i polityce niż wy; gdzie nie poczuwamy się do tradycji „styropianu”; gdzie nie traktujemy wymachiwania szabelką przed nosem Putina jako wyrazu polskiego patriotyzmu. Odbudujemy „archipelag ortodoksji prawicowej” na prawo od tradycji sanacyjnej. Oto łączą się wyspy uczniów Dmowskiego i Wielopolskiego, Schmitta, Maurrasa i de Maistre’a.
Drżyj romantyczno prawico, bo idziemy wyprzeć was z prawej części sceny politycznej. Wy wracacie na wasze miejsce: na niepodległościową lewicę!
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka