Ogólne wrażenie jest bardzo dobre. Rowy to miłe, ciepłe i niemal radosne miejsce. Centrum jest położone tuż nad morzem. Szeroka aleja wjazdowa, obustronnie wypełniona ładnymi pensjonatami, od razu nastraja pozytywnie. Nie ma wielkich centrów handlowych, zabudowa jest większości niska. Zadbane ulice, a niektóre pensjonaty, które pokazywałem w poprzedniej notce, to śliczne perełki. Ludzie na ulicach, w sklepach i restauracjach w sympatycznie dobrym nastroju, który miło jest podzielać. Nie ma wielkich tłumów (fakt, że byłem po sezonie). Rowy dysponują podobno bazą noclegową na ponad 100 tysięcy miejsc, w większości w nowocześnie wyposażonych pensjonatach. Są oznakowane piesze i rowerowe szlaki turystyczne.
Jest czysto, idiotycznych głośników w sklepach i restauracjach coraz mniej. Chociaż niestety w restauracji „Chłopskiej" o najwyższym lokalnym standardzie głośniki królują nadal (RMF FM). Znakomicie wyższy poziom ma „Karczma pod Kluką" w Słupsku, gdzie - przy porównywalnym wystroju wnętrza - i menu lepsze i głośniki są takie jakie być powinny: ledwo, ledwo słyszalne i z nastrojową muzyką (a nie z głośnym radiem i ciągłymi reklamami).
Znakomity - ożywczy i relaksujący - mikroklimat. Co ciekawe, czasem w Słupsku czy w Smołdzinie pada, a w Rowach sucho. Jak już pada, to zazwyczaj w nocy, a w dzień znowu ładnie, choć zamleczone niebo też się zdarza.
Wady Rowów? Są tak drugorzędne, że nie warto się doszukiwać. Miło było mieszkać w Rowach i żal było wyjeżdżać.
Inne tematy w dziale Kultura