- Wracając do spektralizmu: czy można powiedzieć, że był to spontaniczny, oddolny ruch młodych kompozytorów, którzy czuli, że "prawdziwe życie jest poza Darmstadt", że muszą się zwrócić ku własnym korzeniom i tam szukać swojej drogi? Bo taki obraz mi się rysuje...
- Zdecydowanie tak!
- Pomówmy teraz o Pańskiej muzyce. Pańska twórczość nie jest li tylko zbiorem utworów muzycznych, ale także zestawem autorskich idei i konceptów, wyrażających się w takich pojęciach i nurtach Pańskiej twórczości, jak "metamuzyka" czy muzyka dedykowana określonym porom dnia i nocy, tzw. "hour music". Również tytuły Pańskich symfoni sugerują jakiś wątek dyskusji z tradycją czy z samym konceptem symfoni: Nonsymfonia, Presymfonia... Czy mógłby Pan przybliżyć te sprawy?
- “Hour Music” jest dla mnie rodzajem psychoakustycznego eksperymentu mistycznej natury, wywiedzionego ze starożytnej, egipskiej tradycji (około 5-7 tysięcy lat wstecz). Dotyczy on "podróży inicjacyjnej" ludzkiej duszy, która opuszcza ciało na dwanaście godzin i powraca w innym ciele na inne dwanaście godzin. Wykonanie idealne i wymarzone dla tej muzyki odbyłoby się we wnętrzu o kształcie piramidy z dwunastoma poziomami, dla każdej godziny osobny. Można to również traktować jako m e t a m u z y k ę.
Co do NonSymfonii czy PostSymfonii itd. - tak, w ten sposób dyskutuję czy rozważam ideę symfonii, próbując przywrócić jej pierwotne, bizantyjskie rozumienie, oznaczające harmonijne i "współbrzmiące" [consonant] współżycie ze wszystkimi wokół. "Symfoniczne" życie było ideałem tamtych czasów; szczególnie jednak po Beethovenie symfonika odeszła od tego ideału. Moje dzieła z prefiksami w tytule (multi, post, pre, non, trans) wskazują na rodzaj odchyłki od pierwotnego znaczenia symfonii.
- A "imaginary music", kolejny punkt charakterystyczny Pańskiej twórczości? Traktuje Pan te partytury jako "pełnoprawne" utwory muzyczne czy raczej jako rodzaj osobnej sztuki dla sztuki? Czy może jest to Pański sposób na danie pewnego upustu pomysłom, którym trudno byłoby zaistnieć w partyturze? Czy traktowałby Pan te utwory jako koncepty "modernistyczne", czy "postmodernistyczne"?
- "Muzyka imaginowana" jest hipostazą indywidualnej interioryzacji śpiewu, w odróżnieniu od wykonawstwa (wokalnego lub instrumentalnego). Śpiew wewnętrzny, bez wykonawców i krytyków. Permanentny "śpiew duszy" w głowie lub ciele, rodzaj duchowej terapii. Śpiewanie dla wewnętrznej wyobraźni - coś jak muzyka wyobrażana przez kompozytora, zanim ten ją spisze w postaci partytur. Uważam to podejście za jednocześnie modernistyczne i postmodernistyczne.
- Można więc nazwać Pana kompozytorem-idealistą, podejmującym typowe problemy i gry modernizmu i postmodernizmu - jednak zawsze w kontekście duchowości zakorzenionej w tradycji Wschodu i Bizancjum?
- Owszem, jak najbardziej!
- Słuchając składanek z rumuńską nową muzyką zwróciłem uwagę na Ulpiu Vlada. Jego utwory pozytywnie się wyróżniają, ale niewiele słyszałem o tym kompozytorze. Mógłby Pan coś o nim powiedzieć?
- Co do Ulpiu Vlada, to uważam go za jednego z najważniejszych kompozytorów rumuńskich. Doceniam zatem Pański gust.
- Mógłby Pan wymienić główne nurty w muzyce rumuńskiej począwszy od lat 60. XX wieku?
- Postaram się przedstawić rzecz chronologicznie.
Po Enescu była muzyka heterofoniczna, którą uprawiał Stefan Niculescu.
Anatol Vieru i Aurel Stroe uprawiali muzykę morfogenetyczną.
Tiberiu Olah tworzył muzykę w oparciu o zesencjalizowany folklor [music of essentialized folklore].
I dalej: muzyka korzystająca z cytatów - tutaj mieliśmy Miriam Marbe i ponownie Anatola Vieru.
Nurt metastylistyczny - osobisty komentarz kompozytora do styli historycznych: Tiberiu Olah i ja.
Następnie w latach 1965-70 spektralizm, który już omówiliśmy.
Muzyka archetypowa [archetypal music], dążąca do estetycznej esencjonalizacji [esentialized aesthetics], podobnie jak prace rumuńskiego rzeźbiarza Constantina Brancusi: Corneliu Dan Georgescu i znów ja. Próbowaliśmy tworzyć muzykę esencji wszystkich miejsc i czasów, metahistoryczną i metageograficzną - inaczej mówiąc, uniwersalną.
Muzyka transformacyjna [transformational] - Lucian Metianu i ja.
Muzyka neo- i metabizantyjska - Stefan Niculescu i ja.
Muzyka rytualna, "antyspektakularna" - ja i Miriam Marbe.
Muzyka oniryczna, muzyka snu - Mihai Mitrea Celarianu, Ulpiu Vlad, Irinel Anghel, Diana Rotaru...
Nowy folkloryzm i nowy liryzm, łączący wpływy tradycji ludowych Rumunii i Azji w czymś przypominającym wordl music, niekiedy o "ambientalnym" charakterze - Doina Rotaru, George Balint.
Polistylizm lub Retro, czyli muzyka łącząca dawne style, bez stylu indywidualnego - Dan Dediu, Liviu Danceanu i wielu młodych kompozytorów.
Fusion, czyli klasyka plus jazz plus rock plus folk plus pop plus new age plus mnóstwo kiczu; niektórzy mówią o tym "muzyka przyszłości"... Tu mamy Irinel Anghel, Michaelę Vosganian i trochę młodzieży. No i niektórzy młodzi kompozytorzy, którzy nie żyli w czasach socjalizmu, uprawiają rodzaj "proletkultu" (czyli de facto realizm socjalistyczny).
- Mógłby Pan wyjaśnić pojęcia "muzyki transformacyjnej" i "morfogenetycznej"?
- Muzyka transformacyjna to muzyka przekształcająca się w sposób ciągły i nieustanny (gdzieś się zaczyna i dokądś wciąż zmierza). To problem czasu w muzyce. Muzyka transformacyjna przypomina zresztą morfogenetyczną; to jak w życiu: narodziny, wzrost, starzenie i śmierć organizmu, w którym czas i ciągła przemiana obiektów jest suwerenem, pewnym faktem podstawowym. Jest przeciwny kierunek w muzyce, polegający na braku czy usunięciu czasu z muzyki, zwany muzyką atemporalną, w której obiekty dźwiękowe nie ewoluują, lecz są zatrzymane, jakby zamrożone. W Rumunii mamy tu Corneliu Dana Gregorescu, estetycznego pobratymca LaMonte Younga. Jeszcze inne podejście, politemporalizm [w Polsce, za sprawą Hanny Kulenty, funkcjonuje pojęcie "polifonia czasów" - choć bardziej przyjęłą się jej "polifonia łuków" - przyp. tłum.], będące syntezą obu wyżej wymienionych, opiera się na łączeniu czasu linearnego, czasu cyklicznego (zamkniętego lub otwartego, jakby spiralnego) i "bezczasowości". Nicolae Brandus i ja praktykowaliśmy ten rodzaj muzyki.
- Co Pan sądzi o polskiej muzyce współczesnej, tej od czasów awangardy?
- Co do polskiej muzyki... Gdy jeszcze byłem studentem (początki lat 60.) zazdrościłem Polsce, wraz z wieloma moimi kolegami, jej muzyki i artystycznej wolności, która zdołała zaistnieć w socjalistycznym reżimie; w tym samym czasie my musieliśmy pobierać nauki z prolet-kultu. Wyrastałem na muzyce Lutosławskiego, Pendereckiego, także Serockiego, Góreckiego, bairda, Kilara, Kotońskiego. Później znałem Zygmunta Krauze, kompozytora z mojego pokolenia. Moi studenci również znają polską muzykę, szczególnie Lutosławskiego, którego partytury muszą znać na zaliczenie (podobnie jak TrenPendereckiego). Mam kolekcje nagrań z Warszawskiej Jesieni. Na kursach muzyki elektroakustycznej słuchamy polskiej elektroakustyki. Przyjaźnię się z Marianem Borkowskim. Lubię też muzykę Jerzego Kornowicza, Tadeusza Wieleckiego i Pawła Mykietyna. Zaś Warszawską jesień uważam za najważniejszy festiwal nowej muzyki na świecie - zwłaszcza za sprawą jego długowieczności oraz szczególnie ciekawej nowych dźwięków publiczności, no i tych pełnych sal koncertowych! My czegoś takiego nie mamy. Byłem na WJ w latach 1974 i 1977.
- Iris Szeghy, słowacko-węgierska kompozytorka zamieszkała w Szwajcarii, powiedziała w pewnym wywiadzie, że za "szeroki brak zainteresowania" nową muzyką i za jej pozostawanie w "getcie" odpowiadają po części wszyscy, tj. kompozytorzy (bo często pisza muzykę lepszą dla oczu, niż dla uszu), wykonawcy (bo "pękają" przed organizatorami i wolą się dostosować, niż wyrazić własną opinię) i sami organizatorzy (koncertów, życia muzycznego: bo panikują przed publicznością i dla świętego spokoju grają wciąż to samo) - i że stosunkowo najmniej winna jest sama publiczność, która woli w tej sytuacji słuchać tego, do czego nawykła. Błędne koło, którego przerwanie będzie oznaczać, że obok Beethovena będziemy mieli w abonamencie Crumba i Lutosławskiego, a obok Mozarta - dajmy na to Nemescu lub Szeghy...
- Zgadzam się - świat się musi jakoś zmienić!
- Dziękuję za wywiad!
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura