Do czasów reformy walutowej przeprowadzonej w latach trzydziestych XIX w., budżet Rosji składał się z dwóch części. W tej podstawowej pasywa określano mianem "długu wewnętrznego" i były wyrażone w rublach. Zobowiązania zagraniczne w oficjalnej nomenklaturze określano mianem "długu holenderskiego" i wyrażano je w guldenach. Bo też i tradycja lokowania w Rosji kapitałów pochodzących z Niderlandów była bardzo długa, a jak silnie wpływała na politykę, mogli się Polacy przekonać w 1799r., gdy Karol Kniaziewicz próbował powtórzyć włoski schemat Jana Henryka Dąbrowskiego i tworzyć legiony w oparciu o Republikę Batawską, czyli ówczesne Niderlandy. Sposób w jaki przywódcy tego państewka, posiadającego ogromne kapitały zainwestowane w Rosji, unicestwili starania generała mającego poparcie Francji, to świetna lekcja historii, z której w Polsce nikt nie korzysta, z wiadomym zresztą skutkiem.
Nie pielęgnując takiej wiedzy i takich doświadczeń, jesteśmy całkowicie bezradni w kwestii oceny przyczyn, przebiegu i skutków wojen, niezależnie od swojego finału, zawsze w Polsce kończących się okrzykiem "zdrada!", wznoszonym przez wszystkich, zdziwionych tym nie dającym się u nas ustalić faktem, że światem rządzą pieniądze, a żadna armata nie wystrzeli, bez stosownego wkładu złota.
Skoro przy złocie jesteśmy, to zerknijmy do pierwszego w Polsce poważnego statystycznego opisu Europy, wydanego w Warszawie w 1838r.: "Złoto znajduje się w Europie naprzód czyste w drobnych kawałkach, w piasku rzeki Ren koło Strasburga, oraz rzeki Rodanu około Gex i, i Garonny około Tuluzy. Jako kruszec czyli ruda jest najobficiej w Rossyi w guberniach Permskiej i Tomskiej; w Syberyi w roku 1827 w 6 kopalniach rządowych w górach Uralskich wydobyto 282 pudów czystego złota; a w czterech latach od 1824 - 1827 przeszło 960 pudów, co czyni rachując funt po 2000 zł.: summę złotych polskich 76,960,000". Dla przypomnienia - pud to 40 funtów, czyli 16,38 kg, a we wzmiankowanym okresie roczny budżet Królestwa Polskiego ( miało dziewięć razy mniej mieszkańców niż Rosja ) z reguły mieścił się w przedziale od 40 do 50 milionów złotych. A jeszcze trzeba dodać urobek z kopalń prywatnych, których było 11 i wszystkie należały do "gabinetu cesarskiego". Wobec wydobycia rosyjskiego, to w pozostałych krajach europejskich było wartością śladową. W srebrze proporcje były nieco tylko dla państwa carów mniej korzystne, ale i tak przytłaczające. Dodajmy jeszcze wzmiankę o innym metalu szlachetnym: "Platyna poznana dopiero w 1748r., znajduje się w Rossyi w górach Uralskich, i od roku 1824 - 33 wydobyto jej 648 pudów".
I tak dalej, i tak dalej. Z naszego punktu widzenia ciekawe jest też zestawienie osób zatrudnionych ogólnie w rosyjskim górnictwie, w porównaniu z pracującymi w bardzo intensywnie rozwijającym się górnictwie Królestwa Polskiego - w Rosji 375.000 ludzi, u nas 7.000, przy proporcji ludności 4 miliony do 36. Co się od tego czasu zmieniło? Zasadniczo niewiele. Staram się nieustannie przypominać ten znakomity podział pojęciowy, jaki wprowadził Józef Supiński w swojej świetnej pracy "Szkoła polska gospodarstwa społecznego" - bogactwo ( jak sama nazwa wskazuje nie od człowieka pochodzące, czyli dary natury w jakie wyposażony jest dany kraj ) i zasób ( będący wyłącznie sprawą społeczną - sumą wiedzy, pracy i zdolności ich sukcesji ). W tym sensie ojciec polskiej socjologii definiował państwo jako organizację zasobów do eksploatacji bogactw. Oceniając Rosję przy pomocy tych kryteriów, łatwo dojść do wniosku, że to kraj bezbrzeżnie bogaty, ale bardzo mało zasobny. I to powoduje określone konsekwencje.
Wszyscy światowi gracze, dysponujący przewagą zasobów nad bogactwami, widzą w Rosji swój "Ofir", "Eldorado", czy inne cudo z baśniowych pojęć. A nic nie motywuje bardziej niż chęć dobrania się do "Sezamu". W tym znaczeniu nic się od wieków nie zmienia i dalej największą pokusą, nieodpartą dodajmy, będzie chęć inwestowania kapitałów we wschodnie bogactwa. Wobec niemożliwości ich militarnego opanowania - wojna z Rosją o jej skarby nie ma żadnego sensu, wszystkie światowe oligarchie będą się do nich próbowały dobrać metodami, nazwijmy to kupieckimi. Do takich oczywiście można zaliczyć też "spłukanie" kontrahenta, aby musiał korzystać z naszych usług, na naszych zasadach. Oczywiście tego w Polsce nikt z "głównych nurtów" myśli pseudopaństwowej nie rozumie, wobec czego nieodmiennie stoimy po stronie "wycyckanych".
"Szkołę polską gospodarstwa społecznego" wydał Supiński tuż przed wybuchem Powstania Styczniowego, dlatego w momencie publikacji nie miała żadnego wzięcia. Dopiero potem, po katastrofie lat 1863 - 4 zdobyła sobie rozgłos, potwierdzony przez samego Bolesława Prusa. W "Lalce" bowiem widzimy scenę, gdy oczekujący na Wokulskiego Tomasz Łęcki, ostentacyjnie rozkłada dzieło Supińskiego na stole, udając nawet, że je czyta. Niestety, bez zrozumienia, podobnie jak przytłaczająca większość Polaków, nawet tych z najwyższych pięter odpowiedzialności za losy kraju.
Za radami Józefa Supińskiego, też przecież człowieka czynnie z Rosją walczącego na polu bitwy, a potem robiącego dużą karierę na emigracji we Francji, stąd dobrze zorientowanego we wszystkich mechanizmach, poszła część aktywnych Polaków. Jeśli bogactwa Rosji mogli eksploatować inni, to mogliśmy i my, będąc narodem pracowitym, zdolnym i przedsiębiorczym. Nasi rodacy porobili tam ogromne kariery i majątki, utracone po większej części w odmętach rewolucji. Teraz działają tam inni, mający wcale nie mniejszy od naszego bagaż wzajemnych z Rosją krzywd, ale w ogóle się tym nie przejmujący, bo dla nich najlepszą opcją byłoby, gdyby w moskiewskim budżecie była stała pozycja "dług berliński".
Inne tematy w dziale Kultura