Choć musi dziwić, że czasem swoimi decyzjami próbuje wygonić z trybun niemałą część widzów.
Tak to jednak bywa we współczesnym sporcie, w którym kasty i klany zdegenerowanych "działaczy", trzęsących daną dyscypliną w światowych organizacjach, nie zależą już w najmniejszym stopniu, ani "wyborczo", ani finansowo od kibiców.
W dyscyplinach "niszowych" trudno także liczyć na jakiś bardziej zdecydowany protest zaniepokojonych pustoszejącą widownią sponsorów.
Głośno dziś o wycofaniu się Justyny Kowalczyk z rozpoczynających się właśnie zawodów TDS. Wycofaniu w proteście przeciwko podjętej dosłownie w ostatniej chwili decyzji organizatorów, którzy pod pretekstem braku śniegu postanowili zmienić program i układ biegów, zapewne przez przypadek tylko na niekorzyść Justyny Kowalczyk.
O ile - patrząc choćby przez okno i na termometr - argument o braku śniegu mogę zrozumieć, to próby przekonywania mnie, ze jedynym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest zamiana biegu w stylu klasycznym, w którym specjalizuje się Kowalczyk, na bliższy Norweżkom styl dowolny, są raczej skazane na niepowodzenie.
W narciarstwie biegowym pojawił się więc kolejny smród i już pozostanie, płynnie dołączając do unoszących się nad trasami narciarskimi oparów wziewnych sterydów dla "astmatyków". Pozostaje nam mieć nadzieję, że akurat w tym przypadku wyjdzie to Justynie na dobre, a zaoszczędzone na TDS siły dodadzą jej kopa w Soczi.
No i z niepokojem czekać, co też wymyślą związani głównie z firmami z rynków niemieckojęzycznych, i patrzący z przerażeniem na ostatnie wyczyny polskich skoczków, na przykład organizatorzy zawodów Turnieju Czterech Skoczni?
Bo o tym, co wykombinuje na swoim terenie Władimir, to aż strach pomyśleć. Może obronę, jakiej doczekał się kilka tygodni temu ze strony Kowalczyk, należy w tej sytuacji traktować jako przemyślaną, długookresową inwestycję?
Inne tematy w dziale Polityka