Nieprawdopodobne, niesamowite, niewiarygodne.
Agnieszka Radwańska wygrała w ćwierćfinale z Wiktorią Azarenką 6:1, 5:7, 6:0, w pierwszym i trzecim secie wręcz demolując i miażdżąc Białorusinkę, co do tej pory udawało się jedynie Serenie Williams, i to w jej najlepszych meczach.
Odpłacając jej za, wydawało się już, nieskończoną serię dotkliwych porażek, i przełamując w sobie kto wie, czy nie jedną z największych, mentalnych blokad.
Panie i Panowie, tu już szacunek czy czapki z głów nie wystarczą. Wszyscy, ze mną na czele, do przyklęku :)
Największa rewelacja tkwi jednak, moim zdaniem, nawet nie w wyniku, ale w stylu, w jakim Agnieszka pokonała swoją odwieczną rywalkę. To wcale nie była gra agresywniejsza, z większą ilością silniejszych uderzeń, na jakimś, obsypanym znaczną ilością niewymuszonych błędów, wysoko postawionym stopniu ryzyka.
To była - po prostu - gra genialna.
Wszystkie, lub prawie wszystkie najwspanialsze akcje i zagrania Agnieszki z tego meczu, a będą je w necie powtarzać miesiącami, to były delikatne, precyzyjne piłki, po których zdobywała punkt lub Azarenka musiała swoje uderzenie zepsuć.
Wszystko funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Skróty, loby, slajsy, fenomenalne wymiany przy siatce. Nawet gubiony czasem pierwszy serwis - poza drugim setem, przegranym chyba dla wzięcia oddechu przez Polkę - prawie nie przeszkadzał.
Ja znowu zobaczyłem Agnieszkę z jej najlepszych meczów na przełomie 2011 i 2012 r., a może nawet jeszcze lepszą.
Poruszała się po korcie szybko, niemal "bezszelestnie", z tą jej nonszalancką elegancją "jestem tam, gdzie ty zaraz będziesz chciała zagrać" i stopniowo odbierała Azarence ochotę do gry, przyprawiała frustracją i skłaniała do coraz większej ilości "niewymuszonych" błędów..
Atakowała serwis Białorusinki, zmuszając ją do większego ryzyka i podwójnych błędów. Goniła po korcie, przypominając Wiktorii o jej nadwadze. Zagrywała piłki tak leniwe, że aż trudno było uwierzyć, że będą prowadziły do wygranych punktów. Ale prowadziły i to z bezbłędną precyzją.
Zwykła, statystyczna ocena jej gry w tym meczu, zestawienie rodzajów, siły i szybkości zagrań, nawet stylu nic nie da. Bo "przeniesione" na inną zawodniczkę, niż Agnieszka w jej dzisiejszej dyspozycji, z pewnością dały by Azarence łatwe zwycięstwo.
Natomiast tak grająca Agnieszka Radwańska jest po prostu najlepszą tenisistką na świecie.
Tego nie da się wytrenować, ani wyuczyć. Do tego - jak to już kiedyś napisałem - trzeba mieć tenis w genach. Dlatego odpowiedź na pytanie - czemu dopiero teraz - i tak nam niewiele powie.
Może Agnieszka właśnie, na naszych oczach, do takiego tenisa po prostu dorosła?
Oby, bo co teraz powinno nastąpić, już - żeby nie zapeszać - nie napiszę.
W półfinale Aga zagra z Dominiką Cibulkową.
O tak, warto było zarwać tę noc:)
Inne tematy w dziale Polityka