"Prof. Paweł Artymowicz to najbardziej medialny uczony atakujący ekspertów, którzy śmieli podważać wiarygodność rosyjskiego oraz polskiego – oficjalnego – smoleńskiego śledztwa. Jest autorytetem u Lisa, Sekielskiego czy na łamach „Faktów i Mitów”. Jego brat Andrzej Artymowicz zasiada w zespole ekspertów powołanym przez Wojskową Prokuraturę. Ojciec obu braci Artymowicz, jak sam napisał, „walczył z bandami NSZ”. Natomiast dziadek należał do Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi i siedział w II RP w więzieniu za antypolską działalność. (...)
Zdecydowanie bardziej znany opinii publicznej jest starszy z braci – Paweł Artymowicz. To on ordynarnie obrażał gen. Andrzeja Błasika i kolportował tezę o winie pilotów. Na Salonie24 ma założony blog o nicku „you-know-who” pod nazwą Fizyka Smoleńska."
To w sumie banał. Dziedziczenie stanowisk, wpływów, koneksji. W świetle tego o autentycznym dziedzictwie przekonań nawet nie ma co mówić. Po prostu poglądy warunkują stanowiska itd., więc stanowią rodzaj niezbędnego, środowiskowego kodu lub rytuału.
Im bardziej agresywnego, tym mniej związanego z przekonaniami, jeśli w ogóle o jakichś przekonaniach można w tym wypadku mówić, a bardziej z potrzebą odpłaty, wewnątrzmafijną rywalizacją lub kompleksem niedowartościowania.
Jednak ci blogerzy przynajmniej - jak w przykładzie powyżej - z niczym się w zasadzie nie kryją, bo choćby chcieli i tak nie mają na to szans.
Resortową służbę, nie drużbę, także dość łatwo rozpoznać. Zawsze to samo i tak samo, zawsze na miejscu.
Gorzej z resortowymi wyznawcami, którym siła władzy o mrocznej przeszłości po prostu imponuje, wciąga, hipnotyzuje i podnieca. Czasami nawet udają zwolenników opozycji, ćwicząc tak uwielbianą przez siebie, tajną służbę.
Do pewnego momentu, zazwyczaj do chwili, gdy ta opozycja zaczyna realnie zagrażać ich ideowym, niekoniecznie do końca spełnionym oblubieńcom. Wtedy najczęściej się okazuje, że "wszyscy są tacy sami", "to nic nie da" lub "nie o to przecież chodzi".
Czy wszyscy, którzy tak mówią i postępują, do resortowych wyznawców należą? Oczywiście że nie i to jest właśnie wyznawców największa siła.
Resortowym paranoikom natomiast strach odbiera coś, czego i tak nigdy nie mieli, więc z ulgą mogą szydzić z każdego, kto się ich zdaniem "wychyla".
Resortowi, obwoźni handlarze z kolei próbują tym strachem przed resortem handlować, mnożąc nieistniejące spiski gdzie popadnie, kreując na użytek najlżejszych umysłowo odbiorców kolejnych "wrogów ludu" i preparując legendy, mające ich w tym lęku wyćwiczyć.
No dobra, ktoś zapyta, czy jest w Polsce dziś i teraz ktoś, kogo w taki czy inny sposób z resortem powiązać nie sposób?
Jest, to ci, których wszystkie z wymienionych powyżej kategorie "resortowych", prędzej czy później, ale w ostatecznym rozrachunku solidarnie zwalczają.
Czy jest na to jakiś ostateczny sposób?
Tak.
Kula w lufie i wiara.
Inne tematy w dziale Polityka