Justyna Kowalczy zdobyła na Igrzyskach w Soczi złoty medal.
Jak wiele bólu trzeba znieść, żeby wyćwiczyć w sobie taką siłę charakteru? A jeśli się ją już osiągnie, czy istnieje ból, przed którym inni mają cię prawo ostrzegać?
Nie wiem, czy był w historii taki drugi wypadek. Triumfu odniesionego w tak spektakularny sposób, ze scenariuszem z nieźle napisanego thrillera.
Oczywiście, ból towarzyszy zawodowym sportowcom bardzo często. Tak, wielu zawodników startowało i zdobywało medale z poważnymi kontuzjami, ale zazwyczaj starało się to przed wszystkimi ukryć, czasem samemu o rzeczywistych rozmiarach urazu nic nie wiedząc, a publiczność dowiadywała się o tym po fakcie.
Tym razem jedna z faworytek przed najważniejszymi zawodami pokazuje zdjęcie złamanej kości.
Tak, biegam i będę biegła z kontuzją.
Kibice załamują się, komentatorzy zaczynają nie szczędzić krytyki, a nawet złośliwości, notomiast rywalki rosną w siłę.
Po czym wdeptuje wszystkie konkurentki w ziemię.
Justyna Kowalczy przeszła już tyle razy do historii polskiego sportu, a zwłaszcza do entuzjastycznej pamięci kibiców, że niedługo zacznie tam brakować miejsca dla innych:)
Ale po dzisiejszym dniu nie musi już - przynajmniej dla mnie - robić dosłownie nic.
Poza tym, na co będzie miała ochotę.
Inne tematy w dziale Polityka