Jeśli rzeczywiście Janukowycz przebywa w tej chwili w Charkowie, czyli kilkadziesiąt kilometrów od rosyjskiej granicy, albo uciekł z Ukrainy, to znaczy, że wkroczyliśmy w najtrudniejszy dla wszystkich i najbardziej niebezpieczny okres ukraińskiej rewolty.
Władza abdykowała i zanim zaczniemy się zamartwiać "porewolucyjnym chaosem", jaki w tej sytuacji miałby zapanować na Ukrainie, pomyślmy lepiej, co w obliczu rysującego się już coraz wyraźniej widma klęski zrobi Rosja?
Bo w tej chwili, w najbliższych dniach, tygodniach najważniejsze pytania na temat Ukrainy dotyczą tego, co się naprawdę dzieje w ukraińskiej armii oraz w głowie Władimira Putina.
Pierwsza sprawa jest dość prosta - jak wielka i znacząca część ukraińskiej kadry dowódczej chce w sposób zdecydowany bronić nie Janukowycza, ale niepodległości, suwerenności i terytorialnej integralności Ukrainy? Oczywiście, można bardziej cynicznie - jaką jej część zdołali do siebie "przekonać" prorosyjscy, a jaką prozachodni oligarchowie? Ale to i tak dotyczyłoby tylko najwyższej, oficerskiej kadry. Im niżej, tym taki zwykły, banalny i nie do kupienia patriotyzm zyskuje na znaczeniu. A sami generałowie, bez wojska, mogą sobie pograć w wojnę na PlayStation.
Miejmy nadzieję, że część ukraińskiej armii zainteresowana niepodległą, suwerenną i niepodzieloną Ukrainą jest większa, niż w wypadku poprzebieranych w polskie mundury "ludzi honoru" z lat minionych oraz polskojęzycznych, wojskowych prokuratorów z naszej współczesności. Bowiem odpowiedź na to pytanie warunkuje w znaczącym stopniu skalę dywagacji na drugi temat, dotyczący ulubionego na warszawskich salonach, rosyjskiego kagiebowca.
Wiele osób - w tym on sam oraz opłacani przez niego jawni i cisi propagandyści - chce widzieć w Putinie genialnego demona. Mam co do tego olbrzymie wątpliwości. Rangi podwórkowego watażki nie ustala się na podstawie ilości powybijanych zębów w sąsiednim przedszkolu oraz przerażenia, jakie wzbudza w opłacających się mu uczniach nieodległej szkoły specjalnej. Potrzeba tej samej kategorii wagowej i - co najważniejsze - prawdziwego testu.
Puitn, z racji swojego, zawodowego doświadczenia, jest z całą pewnością wysokiej klasy specjalistą od zakulisowych operacji z użyciem budowanych przez dziesięciolecia, i mających swoje przyczółki na całym globie służb specjalnych oraz będącej ich przykrywką dyplomacji. Nieźle również używa aparatu propagandy.
Ale wbrew opiniom wielbiących spiski, polityka rozgrywa się czasem jawnie, zaś przymus bezpośredni na skalę wojenną wymaga zupełnie innych środków i umiejętności, niż na przykład zabójstwo politycznego przeciwnika lub wysadzenie w powietrze budynku z własnymi obywatelami. A tutaj akurat doświadczenia z Putinem wykazują, ze im bliżej cywilizacji (Gruzja) tym więcej w jego działaniach chojrackiej histerii i nieudolności.
A więc jeśli próbę podziału Ukrainy - o ile oczywiście uda się ją siłami jakichś, w miarę, przynajmniej regionalnie wiarygodnych polityków przeprowadzić, i do czego zdesperowana Rosja zdaje się w tej chwili skłaniać - poprze lub pozostanie wobec tego aktu neutralna znacząca część ukraińskiej armii, nic nie powstrzyma rozpadu Ukrainy, a za naszą wschodnią granicą zacznie się prawdopodobnie najgorszy od kilkudziesięciu lat i bardzo dla Polski niebezpieczny okres chaosu.
Jeśli natomiast większość wojska będzie chciała się temu przeciwstawić, wracamy do Władimira Putina. Bo to prawdopodobnie od niego będzie zależało, czy odpowie pozytywnie na taką czy inną w formie "prośbę o bratnią pomoc", rozpętując za naszą granicą już nie chaos, ale być może regularną wojnę. Niekoniecznie w formie bezpośredniej interwencji, ale na przykład - jeśli znajdzie się dostateczna ilość chętnych do wciągnięcia w nią, ukraińskich jednostek - sprowokowania wojny domowej.
A to jest jednak, także z naszego punktu widzenia, zasadnicza różnica.
Dlatego też do wszystkich, szczerze lub tylko z zawodowej rutyny zatroskanych tym, co się dzieje na Ukrainie, mam ogromną prośbę. Jeśli macie na to jakikolwiek wpływ, przekonujcie kogo się da, aby przede wszystkim zainteresowali się wszelkimi sposobami i dotarli do wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogą wpłynąć na zachowanie się Rosji.
I, jeśli takie zabiegi już trwają, w miarę możności przypilnować, aby nie próbowano jej "zapłacić" w naszym imieniu oraz naszym kosztem.
O tym trzeba mówić, to bezustannie nagłaśniać, ten rodzaj obłędu spróbować powstrzymać. Pamiętając cały czas, że sojusznicy będą nas wspierać tylko wtedy, jeśli uznają nasz interes przynajmniej za niesprzeczny z ich podstawowymi celami. Nie ma bowiem rzeczy bardziej niebezpiecznej, niż wpadający w popłoch satrapa, którego sytuacja zaczyna po prostu przerastać.
A "plany Marshalla" i tym podobne? Jeśli zdoła się dzięki nim przekupić lokalnych polityków i oligarchów ze wschodniej Ukrainy. W tej chwili priorytet jest jeden - integralność terytorialna Ukrainy. Cała reszta to są sprawy drugorzędne, bo rozpad tego państwa bez eskalacji przemocy daleko poza zomowską strzelaninę wydaje mi się bardzo mało prawdopodobny.
Inne tematy w dziale Polityka