13 kwietnia 1943 roku jak najbardziej nazistowskie Radio Berlin ogłosiło o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w Katyniu wskazując jednocześnie Stalina jako odpowiedzialnego za tą zbrodnię. Od tego czasu minęło już 70 lat i przez ten okres o Katyniu jako o symbolu zbrodni sowieckich popełnionych na Narodzie Polskim mówiło się mało, wcale, trochę, dużo, rano, wieczór i w południe a także filmowo, ksiązkowo i medialnie. Dla Polaków sprawa jasna chociaż jak zwykle podnosiły się też głosy, że to nie było jednak ludobójstwo tylko zwykła zbrodnia wojenna dokonana zresztą z jak najbardziej racjonalnych przesłanek, że wśród ofiar połowa to byli prześladowani przez IIRP Żydzi oraz że eksperci radzieccy potwierdzili fakt ucieczki jeńców do Mandżurii. A wogóle to nie Katyń tylko Chatyń i nie w Moskwie a w Leningradzie, nie samochody tylko rowery i nie dają tylko kradną jak oznajmił wszem i wobec Wiodący Tytuł Prasowy (©Marcin B. Brixen).
Ale zostawmy tą kolejną wstydliwą plamę na naszej historii do rozważań dla innych wiodących tytułów, nawet naukowych a przyjrzyjmy się innemu wydarzeniu które nastąpiło zaraz po tym jak zmusiliśmy Sowietów z cepami do zerwania z nami i tak już raczej bezpłodnych stosunków.
28 kwietnia w Waszyngtonie odbyła się premiera filmu ‘Mission to Moscow’, najbardziej zakłamanego i pro-sowieckiego i pro-Stalinowskiego filmu ze wszystkich jakie wypluło Hollywood w czasie WWII. Plakat poniżej.

Nakręcony przez Warner Bros jakoby na podstawie pamiętników Josepha Daviesa, amerykańskiego ambasadora w Moskwie 1937-1938 powstał na ‘prośbę’ Franklina Delano Roosevelta (FDR) który potrzebował akurat propagandowego dzieła umożliwiającego publiczności lepsze zrozumienie jego polityki w stosunku do niespodziewanego sojusznika. Ponieważ prasa amerykańska niezbyt się do tej pory patyczkowała z sowieckim reżimem, FDR uważał, że uprzedzenia jakie w ten sposób powstały zrozumienie takowe znacznie utrudniają i zaistniała potrzeba odtrutki w postaci plakatowej ‘prawdy’.
Bracia Warner nadawali się do takiego zadania wręcz idealnie jako żarliwi (szczególnie Jack) zwolennicy i poplecznicy FDR a przy okazji o sympatiach co najmniej pro-lewicowych i współpracujący z członkami Komunistycznej Partii USA (CPUSA). Oprócz różnych innych absurdów jakich scenarzysta Howard Koch dopuścił się w swoim dziele wymienić należy:
- Przedstawianie Sowietów jako nietotalitrnego państwa w zasadzie zmierzającego do demokracji modelu amerykańskiego.
- Brak jakiejkolwiek wzmianki o współpracy Sowietów z Hitlerem przed 22/06/1941.
- Brak jakiejkolwiek wzmianki o inwazji ZSRR na Polskę w 1939 w ramach paktu R-M i okupacji części jej terytorium.
- Przedstawienie napaści na Finlandię jako w pełni uzasadnioną i usprawiedliwioną.
- Przedstawienie Procesów Moskiewskich z lat 1936-1938 jako uczciwych a podsądnych jako winnych zarzucanych im ‘zbrodni’, w tym ‘trockizmu’.
- Usprawiedliwianie ogólnokrajowych czystek przez przedstawianie ofiar jako agentów Piatej Kolumny , Trockiego nie wyłączając.
- Deklarowanie CCCP jako kraju otwartego na współpracę międzynarodową.
- Podkreślanie postępu technicznego i rozbudowę infrastruktury z pominieciem kosztów społecznych itp.
Lista powyższa pokazuje omalże pełną zgodność z linią Kominternu i nie może budzić zdziwienia fakt uczestnictwa konsultanta z ambasady sowieckiej w USA w produkcji filmu oraz wybranie Jaya Leydy, członka CPUSA na doradcę technicznego.
Polskich wątków w filmie prawie nie ma, gdyż to co najważniejsze zostało już pominięte a te co są przedstawiaja nasz kraj, jak zwykle w hollywodzkich produkcjach tego czasu, negatywnie. I ponownie, było to zgodne z linią koministyczną nakazująca traktowanie Polski jako kraju faszystowskiego i w podtekscie antysemickiego, którego upadek był konieczny dla dalszego rozprzestrzeniania rewolucji i temu podobne bzdury. Pasowało to też jak ulał do antypolskich uprzedzeń hollywodzkich Żydów którzy stanowili istotny procent scenarzystów, producentów i konsultantów oraz jednocześnie członków lub sympatyków CPUSA z sekretarzem tej partii w Hollywood Johnem H. Lawsonem na czele.
Film został entuzjastycznie przyjety przez wiekszość recenzentów a lewackie kręgi uznały jego wszelką krytykę za dzieła nazistowskich agentów lub zdrajców usiłujących zakłócić wysiłek wojenny USA i sojuszników. Dla Warner Bros oznaczał poważne straty finasowe oraz późniejszą konieczność pokrętnego tłumaczenia się przed Komisją Izby Reprezentantów ds. Działalności Antyamerykańskiej (HUAC) przed którą stanęło również wielu ich kolegów i współpracowników.
Nieliczne głosy rozsądku nie przebiły się ale słowa napisane przez Johna Deweya i Suzanne LaFollette w ‘New York Times’ z 9/5/1943 są warte zapamiętania:
„... jeszcze kilka przyjętych bezkrytycznie filmów w rodzaju Mission to Moscow – bo przecież tysiące ludzi czyta ksiązki, miliony zaś oglądają filmy- i Amerykanie staną się nieczuli na wartości moralne”.
Tak więc gdy ktoś powie: ‘Polacy, nic sie nie dzieje i nie stanie, to tylko film pokazujący prawdę o nas i wzywający do rozliczenia’ czy coś równie elokwentnego należy zachować proletariacką czujność klasową.
Inne tematy w dziale Kultura