karolbadziagteatrsubiektywny karolbadziagteatrsubiektywny
36
BLOG

Święta weselne.

karolbadziagteatrsubiektywny karolbadziagteatrsubiektywny Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Do Wigilii 10 dni. Co niektóre rodziny na pewno zrobiły już stosowne zakupy. Zamrażarki, chłodnie i spiżarnie domowe zapełnione. Ostatnie drobiazgi spożywcze są drobiazgowo rozpisane na kartce. Wszystko pod kontrolą. Tak się wydaje. Prawdopodobnie lub nawet na pewno, zostały rozdane role, kto co ma zrobić. Matka to i to, córka tamto, teściowa jak nie będzie  miała konserwacji miotły ma zrobić coś tam to. Panowie a i owszem, pomoc jak najbardziej wskazana do typowo technicznych rzeczy. Na obierak. Wszystko zaplanowane. Logistyka podręcznikowa. Doprecyzowane potrawy, ich ilość, wizualizacja, ogólnie same gwiazdki michelina. Tak to wygląda mniej więcej 10 dni przed kumulacją. Problemy się zaczynają, gdy jedna ze stron coś chce wprowadzić jakieś nowości smakowe. Bo tam koleżanka dała przepis na jakąś sałatkę, tak na marginesie, mnogość twórców rozmaitych sałatek jest tak ogromna, że jak sądzę w samej Polsce sięga miliona, Babcia w swojej sklerozie nagle sobie przypomniała przepis pokoleniowy na jakieś ciasto o nazwie tak swojskiej, że dziwne jest, że nadaje się ono do jedzenia. No i jeszcze córka musi zabłyszczeć innowacją podpatrzoną z programów kulinarnych. Teściowa kupi danie gotowe z rodzaju-tylko u nas, nowość. My faceci też mamy problem logistyczny. Jak zabezpieczyć, żeby nie zabrakło. Liczymy pół na twarz, dodajemy-tak na wszelki wypadek 50 % większego zabezpieczenia no i dla niespodziewanego gościa potrójna porcja, ba odpowiednio większy kieliszek. Gość to gość, na specjalnych prawach.

Zamieszanie trwa. Najgorzej jest w samą wigilię. Armagedon w kuchni trwa od świtu. Ciasta pieką się z mięsiwem. Barszcz goni grzybową, która zupa szybciej będzie na szczycie. Ryby w różnych ubrankach wyrzucone na balkonie, czekają na zaproszenie do stołu. Gonitwa i ściganie z czasem. Choinka już dawno ubrana z 10 temu, czyli jeden problem z głowy. Pierogi się kleją, w kolejce z uszkami do barszczu, ścisk i tłok niemiłosierny. Pot i tłuszcz leje się obficie. Nie pali się żadne światło, ani czerwone, nie ma też zielonego. Mruga pomarańczowe, światło ograniczonego zaufania. Smaku brakuje, języki poparzone. Ogólnie jak co roku. Czyli bez rewelacji. Normalność Wigilijna. To tylko córka z matką i z facetami do pomocy, tworzą ten zamęt artystyczny. Za chwilę przybędą posiłki. Teściowa ze swoim przybocznym. Czyli przybył dyrygent z batutą. Opis działań dalszych przypomina teraz ewakuacje. Wszystko do pokazania i spróbowania. Rzeczy nowe smakuję się podwójnie. Każda z potrwa musi stracić swoje dziewictwo, przed głównym występem na stole. W kuchni trwa przed wigilia. Tylko panowie jakby wyciszeni, oglądają książki na półce koło barku. To dopiero preludium do bieganiny. W między mieszaniem zupy a kończeniem sałatki, matka myje włosy, córka z maseczką na twarzy uważnie przypatruję się przerażonym rybą. Zaczyna się taniec końcowy. Pierwsze naczynia lądują na białym obrusie. Kieliszki. Wszystko nabiera pomału jakiegoś charakteru świątecznego. Tempo zwalnia, ale to tylko dlatego, że kondycja już nie taka. A panowie wymieniają się tytułami książek. Mąż teściowej przy oknie jak sygnalista pilnuje nadchodzącej pierwszej gwiazdki. Jest dumny z odpowiedzialnej fuchy. Niby wszystko co najgorsze już minęło. Niestety, tak się tylko zdawało. Matka nie może wbić się w sukienkę, chociaż na generalnej próbie było wszystko w porządku. Córka założyła niewyprasowana spódnice. Dylematy nie mniejsze od globalizacji. Panowie zaczynają przeglądać książki. Teść coraz bardziej nerwowy bo niebo zachmurzone. Chaos i nerwówka. Tylko teściowa się ironicznie uśmiecha z  grubym makijażem na twarzy. 

Nagle wszystko zamiera. Sygnalista coś zobaczył na niebie. Sam do końca nie widział co, ale gdy w brzuchu burczy z głodu, drobny promyk światła staje się pierwszą gwiazdką. Matka wydaję komendy. Ty robisz to, stary tamto, teściowa na balkon. Po ryby.Wszystko odbywa się  w tempie umiarkowanie spokojnym. Nawet panowie opuścili bibliotekę. Rzucając siebie do pomocy. Czytanie na głodnego stało się mało komfortowe. 

Gdy wszystko ląduje już na białym obrusie, a sianko pod, opłatek na talerzyku, następuje wymowna cisza. Słychać tylko burczenie w brzuchu u teścia. Niezręczność sytuacji, kto pierwszy ma wziąć opłatek do ręki. Z reguły robi to nestor rodziny lub osoba w odpowiednim starszym wieku. Teściowa patrzy na swoje pomalowane paznokcie jakby je pierwszy raz widziała. Teść do takiego pierwszeństwa nie przyzwyczajony ani dopuszczony. Wszystkie oczy zwrócone na teściową,  której twarz zrobiła się czerwona jak wigilijny barszcz. 

Zostawmy już prywatność łamania się opłatkiem. Życzenia są formą osobistego przeżycia. W tym całym zamieszaniu, szczególnie w Wigilie  czegoś jakby brakowało. no właśnie, czego. Tutaj zostawiam puste miejsca. Niedopisanie, niedomówienie. Nie będzie podpowiedzi ani sugestii. Każdy z nas ma swoje priorytety, oczekiwania. Daje wyrazistość indywidualizmu każdego człowieka. 

Wigilia za 10 dni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo