Karolina Nowicka Karolina Nowicka
973
BLOG

Bajdurzenie o sobie i książkach

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 173


W moim wieku robi się już pewne rozliczenia ze sobą. Trzeba w którymś momencie stanąć oko w oko z brutalną prawdą i zrozumieć, iż pewnych ograniczeń się nie przeskoczy. Dostrzegam w sobie wiele wad, podłości i głupoty. Jednak człowiek nie chce się ze sobą źle czuć. Nie można się bez przerwy obwiniać, tak jak nie można udawać, że wszystko jest w porządku. Dlatego po okresie zaprzeczania i buntu, nadchodzi rezygnacja oraz... akceptacja samego siebie. Nawet w formie mocno wadliwego przeciętniaka.

Dociera do mnie, że mój obraz świata jest mocno subiektywny i wybrakowany. Że wierzę w coś, co może nie być prawdą. Że często się mylę. Żyję w błędzie. I co ja na to? Ano, muszę się z tym pogodzić. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Inaczej postrzega rzeczywistość lewicowa aktywistka walcząca o prawa zwierząt, inaczej zatwardziały konserwatysta, mocno trzymający się „fundamentalnych wartości”. Oboje nie mogą mieć naraz racji. A jednak jedno nie jest w stanie przekonać drugiego. Zamiast mówić o FAKTACH, mówimy o swoim odbiorze i ocenie faktów. O ile w ogóle te fakty znamy. Każdy ma swój punkt widzenia i tak naprawdę nie jest w stanie poza niego wyjść, nawet kiedy uczciwie stara się wczuć w drugiego człowieka.

Musiałam też przyjąć do wiadomości, że nie jestem i nigdy nie będę intelektualistką. Ba! Że muszę się zmuszać do czytania książek, tak dalece zepsuł mnie Internet. A przecież kiedyś to uwielbiałam! Czy jednak czytałam głównie mądre i wartościowe lektury? Nie, czytałam to, co mi się podobało. Dotarło do mnie, że nie zmuszę się do przeczytania czegoś, czego nie rozumiem lub co mnie nie interesuje, choćby było to nie wiem jak pouczające dzieło. Godzę się z tym, że mój odbiór książek jest dokładnie taki sam, jak rzeczywistości: subiektywny, ułomny i emocjonalny.

(Niemniej wolę już kierować się swoim subiektywnym, ułomnym i emocjonalnym punktem widzenia i CZUCIEM, niż marnować czas na debaty z ludźmi, którzy zarzucają mnie swoją wersją prawdy i traktują ją jak świętość. Zamiast FAKTÓW otrzymuję setki OPINII, często sprzecznych. Nie wiem już, kto ma rację. Dlatego uciekam do książek i filmów. Do swojego JA. Wolę mieć własne zdanie, choćby i głupie.)

Rozpakowałam właśnie kolejne pudła z książkami. Obiecałam sobie, że nowe lektury nabędę dopiero po zdobyciu pracy. Długo czekałam, ale się udało. W końcu przyszła pierwsza (marna, ale jednak) pensyjka i rzuciłam się na dawno upatrzone pozycje. Oczywiście z Allegro. To dla mnie jedyna opcja. Parę dni temu zawitałam do księgarni stacjonarnej i poważnie zgorszyłam się cenami. Pięćdziesiąt złotych za poradnik o leczeniu miodem? (Nic nie poradzę, że mnie kręcą takie rzeczy. :)) Z niesmakiem odkładam go na półkę. Nie warto. Jest tyle ciekawych książek z każdej dziedziny, które można kupić przez Internet za kilka złotych. Jedna uwaga: to nie są najnowsze wydania. Jeśli ktoś lubi – tak jak ja – starocie bądź dziwadełka, to Allegro będzie dlań wyśmienitym polem łowów.

I już od razu widzę, że znowu mi odbiło, że zamówiłam za dużo i chyba jednak byle czego. No ale trudno, stało się. Teraz trzeba każdą książeczkę przetrzeć mokrą chusteczką (nieekologiczne, wiem), powycierać gumką wpisy i numerki, jeśli są napisane ołówkiem, niektóre pozycje podkleić taśmą/klejem, a ładne, lecz podarte okładki wyrzucić bez żalu. Oczywiście z każdym tomem zapoznaję się czule, patrzę na druk, czytam fragmenty. I zdarza się, że trafiam na perełkę, która daje do myślenia. Weźmy choćby „Wyjazd we dwoje i inne opowiadania” Marii Mostowskiej, str. 68/69:

Zaoczna szkoła dla pracujących przyzwyczajona była do niskiego poziomu słuchaczy, ale odkąd obowiązkowo przysłano sprzątaczki, nauczyciele zaczęli załamywać ręce.

– Panie dyrektorze, ja im nie mogę polskiego zaliczyć. Przecież niektóre z nich nie umieją nawet porządnie pisać.

– Może mają dysleksję.

– Nie czytają żadnych lektur.

– Proszę im streścić na lekcjach. To są niemłode, pracujące kobiety. Proszę o tym pamiętać.

– Ale przecież szkoła jest po to, żeby czegoś nauczyć?

– Pani jest młoda, pani Justyno. I naiwna.

– Ja jestem naiwna? Że uważam, że szkoła powinna uczyć?

– To są stare, XIX-wieczne poglądy. Szkoła ma rozwijać, uczyć myślenia, stymulować zainteresowania. A nie wymagać wysiłku.

[...]

Na temat eksperymentu pt. „Wyższe studia dla każdego” toczono liczne dyskusje w środkach masowego przekazu. Pojawiły się spory dotyczące kanonu lektur. Kontrowersje wzbudziło na przykład „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. Niektórzy specjaliści twierdzili, że skoro sprzątaczki w rok mają zrobić maturę, to trzeba z niektórych lektur, na przykład z „Nad Niemnem” zrezygnować. Inni gwałtownie protestowali, argumentując, że usuwając z obowiązkowego kanonu lektur takie pozycje jak „Nad Niemnem”, spowoduje się w polskiej edukacji nieodwracalne szkody.

No właśnie, co z tą szkołą? Czy ona uczy? Czy stymuluje do myślenia? Czy zachęca do CZYTANIA? Po odpakowaniu książek wybrałam się z Maluchem na spacer i tam napatoczyłyśmy się na 8-letniego chłopaczka, który, zobaczywszy, iż Maluch operuje już swoim telefonem, zaczął wypytywać mnie, jakie ma gry. Sam wymienił kilka nazw, które niczego mi nie powiedziały. W pewnym momencie pytam go, czy czyta książki. Nie cierpi, padła natychmiastowa odpowiedź, ale musi czytać lektury. No i tak to, panie dzieju... Za moich czasów też nie każdy lubił czytać, wtedy jednak nie było Internetu, gier, Tik Toka... Teraz jest zapewne pod tym względem tragicznie. (I teraz spójrzmy na naszą małą familię: komu ja zostawię te cholerne książki? Oczywiście za niechęć własnego Dziecka do czytania mogę winić wyłącznie siebie.)

Nie przemówisz jednak opętanemu zbieraczowi do rozumu. Tacy ludzie jak ja nie myślą racjonalnie, tylko bezsensownie przeznaczają kasę na upatrzone tytuły. Żeby to jeszcze byli sami klasycy, literatura z wyższej półki. Ale ja kupuję to, co mi strzeli do łba, często kierując się opiniami na Lubimyczytac.pl. I teraz kłopot, gdzie to upchnąć. I kiedy przeczytać. Na teraz mam do przeczytania kilka powieścideł i zbiorów opowiadań. Niestety, daje o sobie znać wrodzone lenistwo umysłowe: szybko się męczę, nudzę i rozczarowuję. Tak pozbyłam się (być może nazbyt pochopnie) wielu książek. A czytanie – podobnie jak słuchanie audiobooków – wymaga pewnej dyscypliny: skupienia się, rozumienia tekstu, pracy wyobraźnią. Nawet jeśli jest to lektura łatwa niczym niejaka Doda.

Życie jest krótkie, czasu wolnego za dużo przeciętny człowiek nie posiada. Czy warto w ogóle czytać książki wątpliwej jakości? Może należałoby poświęcić się i na siłę znaleźć upodobanie w autorach, których polecają uznani krytycy? Czy zadowalanie się przeciętniactwem, także w sferze intelektualnej, jest w porządku? Może powinniśmy stawać się lepsi? (Jak to szło? Bądź najlepszą wersją samego siebie. :)) Nie wiem. Moim zdaniem lepiej czytać cokolwiek niż nie czytać wcale. Ale mogę się mylić. Jak zawsze.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości