Jak o tym powiedziałam Partnerowi, to mnie zbeształ i stanowczo oświadczył, że nie mamy warunków. Mieszkanie w bloku (duże, lecz zagracone), dwa koty, skąpo z kasą. Co ty sobie myślisz, durna babo? Nie, tak nie powiedział, to akurat moja konstatacja: serce zawsze było u mnie większe niż rozum. Czy jednak można się oprzeć tak dramatycznemu apelowi?
Przyjrzyjcie się zdjęciom tych zwierząt. Owszem, to tylko psy. Ludziom pomoc jest bardziej potrzebna. Jednak nasze człowieczeństwo nie powinno nas pozostawiać obojętnymi na los stworzeń, które od tysięcy lat są nam towarzyszami czy wręcz przyjaciółmi. Wychudzone, poranione, zaniedbane, nie mają szans na dobre życie bez opieki człowieka. A tej opieki nie ma, gdyż właściciele albo uciekli, albo walczą.
Ja, niestety, nie mogę teraz adoptować psa. Moje emocjonalne wzburzenie natrafiło na tamę pod postacią zdrowego rozsądku Partnera. Wpłaciłam więc tylko mały datek na ratujemyzwierzaki.pl. Czy mam czyste sumienie? To nieistotne. Tu nie chodzi o dobre samopoczucie, tylko o realne wsparcie dla słusznej sprawy. Jeśli ktoś z Was czuje się na siłach przyjąć pod swój dach pieska, niech się nie waha. Jest to szalenie poważna decyzja i nie można jej podejmować z sekundy na sekundę, nie zdziwię się więc, jeśli odzew będzie niemal zerowy. Po prostu uważam za słuszne poinformować o tej paskudnej sytuacji, gdyż TEORETYCZNIE ktoś się jednak może zaoferować z pomocą. Nawet jedno uratowane zwierzę to mniej cierpienia na świecie.
A jeśli nie w ten sposób, to zachęcam do wpłacenia choćby maleńkiej sumy na wzmiankowaną organizację. Z pewnością przyda się każdy grosz. Nie bez znaczenia jest też ten jeden procent podatku, który warto oddać jeśli nie ludziom, to właśnie zwierzętom.
Komentarze