Tyle się ostatnio rozpisywałam o śmierci religii, której przyczyną ma być galopująca sekularyzacja w naszym kraju, a tymczasem za oceanem, u naszych poczciwych Amerykanów, katolicyzm przeżywa swój osobliwy renesans. Zapraszam do artykułu:
W nowojorskim światku młodych pisarzy i aktorów pojawiło się obecnie nowe zjawisko: zainteresowanie katolicyzmem, i to niekiedy w jego dość ekscentrycznych przejawach. [...] „Katolicyzm staje się modny przez swoje odrzucanie postępowej moralności, a częściowo także jako postawa estetyczna w modnym ostatnio świecie Nowej Prawicy. (…) Ta postępowa moralność, tworzona na gruzach tradycyjnej kultury chrześcijańskiej, jeszcze do niedawna wyznaczała kierunki i tendencje w literaturze i sztuce amerykańskiej. Zaczęło się to jednak zmieniać ok. roku 2020, w czasach covidowych lockdownów, protestów ruchu Black Lives Matter i barbarzyńskiego obalania symboli religijnych”.
No niesamowite! W dobie wolnego i szybkiego seksu, bezpardonowej krytyki Kościoła i fiksacji na punkcie wolności osobistej znaleźli się młodzi, którym jest nie po drodze z obecną „linią programową”, jaką wyznacza nam wszystkim popkultura. Zastanawiać może, czy jest to tylko chwilowy zryw zblazowanych gówniarzy, którym przejadł się bezmyślny pęd do przyjemności, czy autentyczne nawrócenia, które skutkować będą trwałą postawą moralną. To drugie wymagałoby od amerykańskich intelektualistów, którzy „odkryli Jezusa”, nie tylko zaparcia się swoich dotychczasowych poglądów, lecz także czegoś jeszcze trudniejszego: codziennego posłuszeństwa wielu religijnym nakazom i zakazom, jak choćby konieczność czekania ze współżyciem do ślubu czy rezygnacja z antykoncepcji. Trudno uwierzyć, żeby dzisiejsi młodzi chcieli się aż tak bardzo „umartwić”.
„Mody” na rozmaite wiary, duchowości, nurty czy postawy nie są niczym nowym. Ta amerykańska przypomina postawę Polaków za czasów komuny, kiedy to kościoły były pełne, lecz w życiu codziennym przestrzeganie narzucanych przez religię zasad wychodziło bardzo kiepsko. Zapijaczony, pełen cwaniactwa, lekko traktujący aborcję naród bezkrytycznie zaliczał samego siebie w poczet wierzących, do tego stopnia, że w życie weszło idiotyczne połączenie dwóch wyrazów: Polak-katolik. A jak było naprawdę? Wystarczyła zmiana ekipy rządzącej, upadek „socjalizmu” (przynajmniej tego twardego, odcinającego nas od Zachodu) oraz walne wejście Kościoła do szkół, żeby Polacy zaczęli się od religii już całkiem jawnie odwracać. Dzisiaj, po trzydziestu latach „wolnej Polski”, jesteśmy na etapie poważnego zaniku liczby powołań, za to coraz większej liczby apostazji. Czy to samo czeka Amerykę? Poczekamy, zobaczymy. Ja w każdym razie życzę młodym z całego świata, żeby przejrzeli na oczy i poszukali Boga poza murami świątyni.
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo