W fizyce nowożytnej, oprócz rozważań nadzwyczaj ścisłych, zawsze istniały elementy science fiction.
Na swoim blogu jTrammer stawia tezę, że obecna fizyka nie przypomina tej nauki sprzed lat. Kiedyś jakoby była to dziedzina absolutnie ścisła, wręcz „wzorzec ścisłości”, zaś obecnie jest to często „czyste science fiction - teoria w ogromnie wielu wersjach, bez żadnych potwierdzeń empirycznych, matematyczna baśń”. Jako przykład jTrammer podaje teorię strun – zwaną też z angielska teorią stringów . Ośmielę się stwierdzić, że taką tezę może postawić tylko osoba, która słabo zna nie tylko zakres badań współczesnej fizyki, ale także jej historię.
Argument, że nie wszyscy fizycy zajmują się strunami, podnosiło w komentarzach do tekstu jTrammera wiele osób – także i ja. Dlatego tutaj napiszę o czymś innym, a mianowicie o założeniu zrobionym przez jTrammera, że dawni fizycy nie uprawiali – jak on to nazywa – science fiction. Zaprzecza temu choćby historia atomistycznego obrazu świata.
O atomach naukowcy na poważnie zaczęli rozprawiać gdzieś tak w połowie XVIII wieku, ale idea ta bardzo wolno zyskiwała zwolenników. Nie każdy wie, że nawet w początkach XX wieku niektórzy naukowcy odrzucali atomy jako realne byty – i wcale nie byli to głupi ludzie! Jednym ze sceptyków był przez długi czas Wilhelm Ostwald, laureat Nagrody Nobla z chemii z 1909 roku, innym – Ernst Mach (ten od zasady Macha i liczby Macha). Bardzo ostro krytykowali oni prace Ludwiga Boltzmanna o atomowej strukturze materii; kiedyś spotkałem się nawet z hipotezą, że powodem samobójstwa Boltzmanna było zaszczucie go przez oponentów.
No więc, jeżeli prace zakładające istnienie atomów były krytykowane przez niektórych jeszcze na początku XX wieku, jak musiano patrzeć na atomistów w wieku XVIII? Przecież wtedy atomy to dopiero była science fiction! Koncepcja atomów wynikała wówczas jedynie z jakichś mętnych przesłanek filozoficznych sięgających wstecz do Demokryta, że materii nie da się dzielić w nieskończoność na coraz mniejsze porcje, oraz z pewnych danych na temat stałych stosunków występujących w reakcjach chemicznych. Stałość tych stosunków pewnie dałoby się wytłumaczyć na wiele różnych sposobów, bez uciekania się do pojęcia atomu. Nikt też nie miał wtedy żadnego pomysłu, jakie doświadczenie należałoby zrobić, żeby potwierdzić bądź obalić istnienie atomów – a co dopiero zobaczyć atomy!...
Ci, co w XVIII wieku zastanawiali się nad atomami, byli więc w dużym stopniu podobni do dzisiejszych stringowców (fizyków rozwijających teorię strun). Teoria strun też powstała z przyczyn metodologicznych, a konkretnie z próby uzgodnienia Ogólnej Teorii Względności i mechaniki kwantowej (które – jak wiadomo – są ze sobą niespójne) oraz znalezienia podbudowy pod tzw. Model Standardowy cząstek elementarnych. Też na razie nie wiadomo, jak można byłoby ją zweryfikować – co nie znaczy, że takie pomysły nie pojawią się w przyszłości.
Oczywiście nie twierdzę autorytatywnie, że teoria strun jest poprawna. Może tak, a może nie – nie wiadomo. Moim zdaniem jest to w chwili obecnej jedyna uczciwa ocena tego konceptu. Eine nie lubi teorii strun, ale on, jak sam zresztą przyznaje, ma bardzo subiektywne podejście do teorii fizycznych. Mach i Ostwald nie lubili z kolei teorii atomistycznej, nieprawdaż?...
Prawdaż ;)
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie: 1. Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska. 2. Trollem się nie jest; trollem się bywa. 3. Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”. 4. Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami. 5. Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat. 6. Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu internetowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie