Dla tych, co czytali pierwszą wersję: nowe akapity: ostatni w pierwszej części (przed gwiazdkami) oraz nowy komentarz - Astona wraz z tłumaczeniem fragmentu wypowiedzi Krasnokutskiego.
Należy jednak wycofać się z szeregów oszołomów. Polska załoga zrobiła wszystko, aby i bez "pomocy" kontrolerów rozbić się. Było 20 punktów w czasie, w których można było i należy było zmienić decyzję. Błąd przy odczytywaniu wysokości i brak dostatecznej współpracy z wieżą, pogwałcone minima lotniska. To, że Rosjanie przy okazji raportu MAK pokazali nam miejsce w politycznym szeregu, ma inne podłoże niezwiązane z katastrofą (raczej z typową polityką destabilizacyjną - a niech się Polacy żrą - niestety na tym polu też są bezbłędni). Żaden zamach, najwyżej jeden rosyjski błąd, ale na zdrowy rozsądek - niedociągnięcie. Można Rosjan krytykować za to - ale na pewno nie wolno kompromitować się brakami w podstawowej wiedzy!
Polska załoga zbyt późno próbowała skorygować różnicę wysokości powstałą wskutek znalezienia się nad jarem, w dodatku polegała na radiowysokościomierzu, co wg lotników jest bardo ryzykowne. Przy widoczności nawet nie 400 m (400m kontrolerzy wymieniają jako maksimum, później informują, że "pogorszyło się" i "nic nie widać"!!!) nie powinno być w ogóle podejścia. JAK-40 wylądował wbrew przepisom (decyzja należy wyłącznie DO ZAŁOGI i to ZAŁOGA ponosi pełną odpowiedzialność za decyzję - kontroler nie mógł odmówić lądowania w w przypadku zarówno JAK-40, jak i Tu-154).
Najważniejszy zarzut okazał się banalny do obalenia: "zaniżona" wysokość była jak najbardziej na miejscu - wysokość wieża podaje z wyprzedzeniem (policzcie sobie na podstawie czasu i prędkości odległość i uwzględnijcie czas reakcji pilotów...).
Praktycznie jedynym niedociągnięciem kontrolerów jest marker samolotu na ekranie radaru wykraczające poza granicę liczoną od "idealnego" 2 40, do 3 10 [lotnicy wiedzą, co to za żargon... - przyp. Kisiel], które mieściło się na granicy "widełek" (dozwolonych odchyleń). Kontroler ciągle nie miał prawa odmówić polskiej załodze zgody na lądowanie. Poniżej podstawy prawne: *
* "Zgodnie z podpunktem c) punktu 1 rozdziału AD 1.1-1 AIP FR: „Dowódcy zagranicznych statków powietrznych, wykonujący loty do Rosji podejmują samodzielnie decyzję o możliwości startu z lotniska i lądowania na lotnisku docelowym, z przyjęciem na siebie pełnej odpowiedzialności za podjętą decyzję".
"13 marca 2010 roku, w celu właściwego przygotowania i zabezpieczenia rejsów specjalnych" samolotów z Rzeczpospolitej Polskiej, dowództwom jednostek wojskowych 21350 i 06755 były wydane wskazówki (telegram Nr 134/3/11/102/2), aby uwzględniać wymagania wymienionego wyżej punktu AIP przy wykonywaniu obsługi ruchu powietrznego. Zgodnie z dokonanymi wypisami z dzienników przygotowania do lotów członków Grupy Kierowania Lotami, dany temat wchodził w skład zasadniczych zadań i zadania do samodzielnego przygotowania, w ramach przygotowań do kierowania lotami w dniach 7 i 10 kwietnia".
Sam fakt, że JAK-40 wylądował mógł wywołać u członków Kontroli Lotów odprężenie i przeświadczenie o dobrym osprzęcie polskich samolotów, jednakże to "odprężenie" szybko znikło, kiedy z minuty na minutę zaczęły pogarszać się warunki pogodowe. Kontrola Lotów Smoleńsk-Siewiernyj założyła, że polski Tu-154m zrobi pusty przelot, z góry zakładała drugie odejście, bo warunki do lądowania były poniżej minimów (ale do znudzenia trzeba powtarzać: nie mieli prawa zabronić polskiej załodze decyzji).
***
komentarze z lotnictwo.net.pl - wytłuszczone suma sumarum, aby niektórym brutalna prawda rozjaśniła nagrzane antyrosyjskie głowy.
Zwierobo:Niewątpliwie na BSKP nie wszystko było na OTLICZNO (bardzo dobrze). Są komentarze odnośnie meteo, że warunki podawane przez meteorologa nie odpowiadały rzeczywistości. Załoga Ił-76, mimo braku zgody na lądowanie, kontynuowała je [ale kwitowała komendy i podawała wysokość do końca, ergo, robiła to, co pozwoliło się jej ostatecznie uratować! Przecież Rosjanie nie próbowaliby, wytwarzając jakąś "sztuczną mgłę", zabijać swoich - przyp. Kisiel] . Tu możemy mówić zdecydowanie, gdyż załogę Iła obowiązywały rosyjskie przepisy wojskowe. A tam jest jasno powiedziane, że bez frazy lądowanie zezwalamwypowiedzianej przez KL, lądowanie (zejście niżej wysokości decyzji) NIE MIAŁO PRAWA ZAISTNIEĆ - mimo to zezwolili (? - ja nie słyszałem) im powtórne zajście. Pochwalili załogę naszego Jaka, że mimo wszystko udało się jej wylądować. To miły akcent. Konsekwencje wobec nich powinni wyciągnąć u nas w kraju.
phiro: Po dzisiejszej konferencji uderza mnie jedno w sprawie lądowania, ale nie Tu, tylko Jaka. Opisali lądowanie które pilot Jaka wykonał poniżej minimów, łamiąc procedury, nie dostając zgody na lądowanie (!!!). Osoba komentująca stwierdziła tylko: "w tych warunkach kontroler powinien zabronić lądowania". A co on zrobił, jeżeli nie właśnie to? Brak zgody na lądowanie oznacza, że nie można lądować. Pilot to personel licencjonowany [więc] jak mógł lądować. Po czymś takim jestem w stanie zrozumieć, że Rosjanie pomyśleli że mamy zajebistych pilotów albo zajebisty sprzęt - szczególnie, gdy doświadczyli tego, że ich komendy są ignorowane.
igorkbk: Czyli nasze oskarżenia że kontrolerzy nie podawali pozycji i odchyleń jest "błędne". Nie chcę się tu przychylać do strony rosyjskiej, ale ja jako kontroler nie czułbym się winny, skoro ATC [dyspozytorzy] nie ma możliwości informowania o zbaczaniu z kursu i wysokości schodzenia [kontrolerzy potwierdzają parametry podawane przez załogę - przyp. ja]
MarcoPolo: Wyszła ścieżka bardzo stroma, ale piloci mieli informację uspokajającą: nie róbcie nic, jest OTLICZNO, lećcie tak dalej, na kursie i ścieżce. Fakt, mogli wyłączyć radio i nie słuchać tego.
NO77GL: I raczej nie słuchali.
Tu nie bylo żadnej ścieżki, to było podejście nieprecyzjne, a więc mowa o jakiejkolwiej ścieżce jest czysto umowna. Mogli je robić bardziej lub mniej stromo. Ich "wbicie się w ziemię" ze ściezką nic nie miało wspólnego. Pogwałcili minima MDA i to ich zgubiło.
Aston:Co do podawania parametrów podejścia przez KL i ich niedokładności to tutaj sądzę, że odegrało dużą rolę przekonanie o świetnym wyposażeniu samolotów polskich [ze względu na karkołomne i udane lądowanie Jaka-40 - przyp. Kisiel]. Być może dlatego nie korygował tak dużych odchyłek bo podświadomie uważał iż załoga widzi swoje położenie dokładniej niż on. Moim zdaniem to podświadome przekonanie oraz fakt kiepskiej współpracy załogi z kontrolerem (podobnie jak i w przypadku Jak'a) spowodowało rozluźnienie uwagi kontrolera na zasadzie udało się jednym to się uda i drugim. Kontrolerowi chyba nawet przez głowę nie przszło, że załoga odczytuje swoją wysokość z radiowyskościomierza a wysokościomierz baryczny jest źle ustawiony[być może "zmylony" przez szybko gęstnięjącą mgłę - wtedy można byłoby mówić o dużym pechu, ale ciągle nie o winie rosyjskich kontrolerów - przyp. Kisiel]. Poniżej potwierdzenie na podstawie stenogramów:
Godzina 09:21:05
"O 8.50 u niego [Jak-40] lądowanie, oto teraz widoczność, teraz widoczność poprawia się, ale nikt i Marczenko wczoraj cały dzień mówił, nikt nie obiecywał mgły i z rana wszystko było normalnie oto teraz o 9 widoczność raz i zaciągnęło, widoczność gdzieś na 1200 metrów. No normalnie on [Jak-40] podszedł. Ja myślę że oprzyrządowanie u niego, no taki samolot... No normalnie on podszedł, zadziałali dobrze. Ja myślałem prawdę mówiąc, że na drugie podejście. Znaczy w zasadzie wszyscy i ja myślimy teraz że o 10.30 temperatura pójdzie i we wszelkich wypadkach poniżej 1500 nie będzie."
Na koniec w formie przeprosin:
Pyrlandia:Współczuję [kontrolerom], tak jak rodzinom ofiar katastrofy, Ci, którzy mają trochę pojęcia o pracy KL, wiedzą o czym piszę i co przeżywał KL w momencie "zniknięcia" PLF 101.
I ja też współczuję i przepraszam za podejrzenia. Stenogramy z wieży ostatecznie kontrolerów rozgrzeszają [jakby było z czego]. Z kolei rozmowy Krasnokutskiego są całkowicie normalne - gorzej gdyby ich nie było. Konsultował z nadrzędnym SD w Moskie pogodę i lotnisko zapasowe - w naszym interesie. Żadnych nacisków nie było. (SD było w Twerze, gdzie zastepcą był Krasnokutskij).
Kamil Kisiel
PSZawinił głównie system szkolenia. Piloci i zastosowane przez nich procedury były jego produktem. Za cięcia w wojsku, przez co lotnicy nie mieli szans wylatać godzin, co dopiero uzyskać możliwości ćwiczeń na symulatorze bądź w "cywilu" powinny polecieć głowy MON i premiera, bo to oni, wespół z ministrem finansów, zatrudnili 30 tys. urzędników w wojsku i doprowadzili do złamania konstytucyjnego nakazu wydawania 1,95% PKB na wojsko, tym samym poniekąd i Siły Lotnicze RP uszczuplając z potrzebnych zasobów. Wnioskuję, aby przebywający z zameldowaniem stałym na terenie III RP Jej obywatel pełniący urząd państwowy doprowadził do oskarżenia Prezesa Rady Ministrów III RP Donalda Tuska, Ministra Obrony Narodowej Bogdana Klicha i ewentualnie Ministra Finansów, Wincentego Rostowskiego przed Trybunał Konstytucyjny i Trybunał Stanu z zarzutem działania wbrew Konstytucji i na szkodę III Rzeczpospolitej, któremu tragiczny finał przypadł 10 kwietnia na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Chociaż doprowadzenie polskiego wojska do "stanu rozpaczy" jest wspólną zasługą wszystkich Ministrów Obrony Narodowej i Prezesów Rady Ministrów III RP, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ostatnie 4 lata okazały się decydujące, jeśli chodzi o skalę zaniedbań, uszczuplenia środków i wprowadzania lub nie procedur okazujących się co najwyżej martwymi. Wskazuje na to dobitnie nie tylko Katastrofa Smoleńska, ale także wypadek samolotu CASA, po którym nie wprowadzono zadowalających/nie okazujących się martwymi procedur.
siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura