Dziennik Gazeta Prawna straszy w jednym z wydań tytułami: Ekolodzy żądają haraczu. 7 mln za lotnisko w Modlinie albo Ekoharacz za pozwolenie na lotnisko w Modlinie. Z racji swoich zawodowych zainteresowań zgłębiłem tekst dokładnie. I co z niego wynika? Bardzo dużo.
Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (PTOP) oceniało decyzję środowiskową proponując kompensację przyrodniczą polegającą na wykupie gruntów w Puszczy Białej i przeniesieniu tam siedlisk ptaków, które zostałyby zniszczone w trakcie realizacji zadania.
Takie rozwiązanie ma na celu uratowanie cennych siedlisk ptasich w okolicy Modlina, ale również – i to też jest niezwykle istotne – ma poprawić bezpieczeństwo ludzi. Siedliska ptaków usytuowane w najbliższym sąsiedztwie lotniska zakłócałyby „operacje lotnicze”, jak to się nazywa. Nie trzeba przypominać o zdarzających się przypadkach awarii lotniczych z powodu kolizji samolotów z ptakami. Siedliska skupiające setki ptaków takie ryzyko zwiększają. W samym PTOP mówią, że do Towarzystwa ze zleceniem takiej ekspertyzy zwróciło się … Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze.
PTOP wykonało zatem zlecenie i zaproponowało ciekawe rozwiązanie chroniące zasoby przyrodnicze regionu, ale jednocześnie zwiększające bezpieczeństwo lotów na tym obiekcie. Warto dodać, że procedury kompensacji przyrodniczej są elementem unijnego i polskiego prawodawstwa ochrony przyrody.
Co zrobił dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej? Rozpętał idiotyczną awanturę. Cezary Pytlos, bo tak nazywa się ów koleżka, zarzucił ekologom szantaż i chęć wzięcia ekoharaczu! Bzdury napisał. Powołuje się na równie idiotyczne wypowiedzi władz lotniska, że bez haraczu wygrają z ekologami. Mało tego, przyrównuje propozycję kompensacji przyrodniczej (zgodnej z prawem!!!) do rzeczywiście skandalicznego wyłudzenia 2 mln zł przez „organizację ekologiczną” Przyjazne Miasto (w rzeczywistości szajkę nie mającą nic wspólnego z ekologią) od inwestorów centrum handlowo-rozrywkowego Arkadia w Warszawie i od ING Real Estate za Złote Tarasy. Sam redaktor Pytlos pisze w komentarzu, że ekolodzy nie doczekali się nigdy od instytucji państwowej. Redaktor Pytlos kompletnie pomylił dwie różne sprawy, dwa różne przypadki i wrzuca je do tego samego worka – triumfalnie ogłaszając kolejny przypadek ekoharaczu…
Nie pierwszy to przypadek pisania bzdur przez dziennikarzy poważnych mediów. Kolejny, który obnaża brak ich wiedzy i miałkość argumentów. I dowodzi, że dużo jeszcze zostało do zrobienia w dziedzinie edukacji przyrodniczej, albo chociażby prawnej w kontekście ochrony środowiska.
Może zatem poważne organizacje ekologiczne zorganizowałyby szkolenie dla dziennikarzy w tym zakresie i pomogły im zrozumieć skomplikowaną materię prawnych aspektów ochrony środowiska?
Inne tematy w dziale Gospodarka