Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
292
BLOG

Antyekologiczne fobie zdarzają się też najlepszym

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Gospodarka Obserwuj notkę 6

Przypinanie dziurawych łatek ekologom urasta do miana sportu narodowego. Z braku innych wrogów, ekologom przypisuje się miano przeciwników rozwoju, zacofańców, lewaków, a nawet terrorystów, ekoterrorystów. Antyekologiczna fobia udziela się i najlepszym.
 
Niezwykle niefortunny artykuł popełniła Magdalena Kozmana w szacownej Rzeczpospolitej (22 października 2010). Jest zapewne jedną z tych młodych początkujących dziennikarek, które nie wiedząc co pisać, tworzą jakieś wydziwnione teksty.
 
Cały materiał, choć zatytułowany „obiektywnie” – ukazał się po tytułem Ideowcy czy oszołomy– jest tak skonstruowany, by wyszło od razu: groźne, nieodpowiedzialne oszołomy. Tendencję tę ustawiają nawet śródtytuły: Uwaga na żabki, Płać albo płacz, Kwestia ceny, Ekoharacz. Po takim zestawie, nawet ogarniając ten materiał pobieżnie, dochodzi się do takich, a nie innych wniosków.
 
Punktem wyjścia jest oczywiście głośny konflikt wokół rozbudowy lotniska w Modlinie, w którym zupełnie źle interpretuje się kwestię oceny oddziaływania na środowisko. Inwestor lotniska zamówił w jednym z towarzystw przyrodniczych ocenę oddziaływania na środowisko, w której znalazł się m.in. zapis o przeniesieniu zajmowanych przez potencjalne lotnisko ptasich siedlisk na bagna w Puszczy Białej. Ta propozycja miała jeden zasadniczy walor – siedliska lęgowe przeniesione dalej w mniejszym stopniu zagrażałaby ruchowi lotniczemu na lotnisku. Dyrektor tej organizacji twierdzi – podaję za „Rz” – że w raporcie nie pojawiła się żadna cena.
 
Ale to nieważne; jest okazja, by przywalić i twórcom raportu, i Ogólnopolskiemu Towarzystwu Ochrony Ptaków, które kwestionuje obecny tryb (bez alternatywnych rozwiązań) uzyskiwania decyzji administracyjnych o budowie. Dowolność argumentów poraża właśnie dowolnością, ale i mieszaniem luźno kojarzonych przez redaktorkę tego ważnego dziennika faktów i pojęć.
 
Dla firmy propozycja wykupywania terenów bagiennych była za droga, stąd wyrzuciła ją do kosza i zamówiła nową – już bez tego wariantu, a zatem tańszą. Zamienianie ocen oddziaływania na środowisko – przewidzianych w polskim prawie ! – przez niezadowolonych wskazaniami w dokumentach inwestorów nie należy do rzadkości. Nie oznacza to jednak, że robią dobrze. I to nie ze względu na ryzyko mitycznego ekoharaczu, którym tak chętnie się straszy, ale ze względu na prawo i środowiskowe obowiązki.
 
Zatrważa mieszanie przez niektórych dziennikarzy obowiązku kompensacji, obowiązków (tak, obowiązków!) „okołoinwestycyjnych” związanych z ochroną środowiska z kilkoma głośnymi faktami prób wyłudzenia przez pseudoekologów kasy za odstąpienie od budowy kilku budynków w Warszawie. Wyłudzacze spod znaku stowarzyszenia „Przyjazne Miasto” zostali już głośno wyklęci przez samych ekologów. Stawianie ich w jednym szeregu z całym zawodowym środowiskiem ekologów rzetelnie wykonującym swe obowiązki to grube nieporozumienie.
 
Artykuł w „Rz” jako potwierdzenie swojej tezy przywołuje dwa przypadki: akcji Greenpeace’u w Brzegu Dolnym i protestu wielu organizacji przeciwko budowie drogi przez bagna Rospudy. Jedną z pierwszych akcji Greenpeace’u w Polsce był blokada kanału zrzutowego ścieków w zakładach PCC Rokita. Jak to redaktor Kozmana określiła? Firma nie weszła w żadne negocjacje – to komentarz to zdjęcia ilustrującego tę akcję (podkreślenie moje). Dziennikarka „Rz” najwyraźniej nie wie, że istotą działalności Greenpeace’u nie jest negocjowanie czegokolwiek, a radykalna w formy ochrona środowiska. Blokowali zrzut ścieków nie po to, by wyłudzać „ekoharacz”, ale po to, by zwrócić uwagę decydentów i opinii publicznej na to co tam się dzieje!
 
Inne zdjęcie pokazuje akcję przeciwko dewastacji Rospudy. I podpis pod zdjęciem: Rospuda to przestroga dla drogowców. Budowa obwodnicy Augustowa stanęła. Ekolodzy pilnowali drzew, wnieśli też pozew przeciwko Polsce w Komisji Europejskiej, nie pomógł nawet plan kompensacji strat w przyrodzie.
 
Co słowo to przekłamanie i demagogia. Budowa obwodnicy stanęła, nie dlatego, że tak chcieli (szantażowali) ekolodzy, ale dlatego, że pełniono tam błąd za błędem w procedurze administracyjnej związanej z ochroną środowiska – jeśli cokolwiek w tej historii miałoby być ostrzeżeniem, to nazbyt częsta skłonność do omijania procedur, które są już u nas wymagane prawem unijnym.
 
Informacja o pozwie przeciwko Polsce w europejskich sądach kształtuje taki obraz: Widzicie, to są tacy niebezpieczni populiści, że własny kraj są w stanie oskarżyć! Nic z tych rzeczy. Protest przeciwko polskiemu rządowi, a raczej przeciwko niewypełnianiu przez niego unijnego prawa było w pewnym momencie jedynym sposobem zablokowania złej i szkodliwej (nie tylko dla środowiska, ale i tamtejszej sieci komunikacyjnej) inwestycji. Kompensacja, o której pisze pani redaktor, była tak naprawdę nieporozumieniem. Głośno wówczas było o tym, że kompensacją dla niszczenia unikatowej doliny rzecznej miał być program … nasadzenia drzew w innej części Polski. Kompensacja polega na uzupełnieniu tych elementów środowiska, które poprzez inwestycję ulegają zniszczeniu.
 
Stąd też nawet fałszywe przekonanie pani redaktor, że nad Rospudą chodziło o las. Stąd takie zdjęcie, stąd takie zaprezentowanie całego tematu.
 
Stawianie w opozycji prowadzenia poważnych inwestycji w kontrze do „ochrony żabek, pajączków i ptaszków” (bo to tak jest prezentowane) jest coraz bardziej irytujące, ale wystawia dziś mierne świadectwo tym, którzy tak piszą. Szkoda jedynie, że do grona niesolidnych mediów dołączyła uznana „Rzeczpospolita”. Mam nadzieję, że po raz pierwszy, ale i ostatni.
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Gospodarka