Okres Bożego Narodzenia trwa w najlepsze. Oto chrześcijański świat po niedawnym oczekiwaniu na przyjście Chrystusa czeka na przełom roku. Też magiczny w kategoriach wiary. Nowy rok, odmierzany świętami, wspomnieniami świętych, błogosławionych dni nadchodzi szybkimi krokami.
Przenieśmy się na chwilę do Ameryki, do roku 1890, w ten sam czas, między świętami a nowym rokiem. 120 lat temu na rozległych równinach tworzących się Stanów Zjednoczonych, panuje cisza.
Tamtejsi chrześcijanie również przeżywają Boże Narodzenie, również oczekują na nowy rok. Zima gdzieniegdzie zasypała śniegiem, po rozległych preriach świszcze zimny wiatr. Ludzie chowają się po ciepłych domach, grzeją się przy kominkach, w niektórych domach rozlegają się świąteczne śpiewy.
Jest to okres, kiedy wiadomo, że zakończyły się krwawe wojny z Indianami, pierwszymi władcami tej krainy. Wszystkie plemiona zostały podbite, rozbite, zniszczone. W najlepszym wypadku – zamknięte w rezerwatach. Plemiona okolic Wielkich Jezior, Południowego Zachodu, Południowego Wschodu, plemiona prerii są skazane na łaskę, a częściej niełaskę rządu USA. W rezerwatach panuje bieda, głód, mieszkańców dziesiątkują choroby.
Biedę i choroby cierpią dumne niegdyś plemiona Shoshonów, Apaczów, bitnych Komanczów, Mandanów, Czarnych Stóp, Nez-Perce, Mohawków, Sauków, Cherokee, Chippewa, Siouxów i innych.
Zostały wytrzebione stada bizonów – podstawa jakiegokolwiek bytowania wielu plemion prerii. Zamiast wolności mają niesprawiedliwe rządy rządowych komisarzy, oszukujących na wszystkim: na przydziałach odzieży, żywności.
Ustały walki, na równinach, wśród lasów i jezior ucichły wojenne okrzyki broniących się plemion. Klęskę przyniosły wszelkie próby obrony, wszelkie próby zawiązywania konfederacji poniosły fiasko. Żadnemu z przywódców indiańskich próbujących wywołać panindiańskie powstanie, nie powiodło się.
Rząd USA nie musi już uganiać się po kraju w poszukiwaniu „band” indiańskich, wszystkie możliwe traktaty i umowy między rządem a plemionami zostały złamane – i dzięki temu wszyscy krnąbrni Indianie zostali zdziesiątkowani, a duch walki ostatecznie złamany.
W takiej atmosferze od pewnego czasu na znaczeniu i popularności zaczyna zyskiwać tzw. Ruch Tańca Ducha. Oto indiański mistyk Wovoka (Paiute) zaczyna objeżdżać rezerwaty i wspólnoty indiańskie z obietnicą „powrotu starych czasów”. Nawołuje do zjednoczenia w modlitewnym tańcu, bo dzięki temu „powrócą” wybite plemiona, indiańscy wodzowie i zamordowane rodziny. A biali znikną.
Rządowi taki proceder nie bardzo się podoba, bo widzi w nim poważne zagrożenie nowych powstań i nowych walk z Indianami. I zakazuje rozprzestrzeniania się kultu Tańca Ducha.
Dla rozbitych i tłamszonych Indian, zamkniętych w rezerwatach, taka wizja jest bardzo atrakcyjna. I mistyczne przesłanie Wovoki staje niezwykle popularne. Również w agencji Pine Ridge, skupiającej bojowych Siouxów.
I właśnie tam, nad strumieniem Wounded Knee, doszło do dramatycznych wydarzeń, które dziś stanowią ważne odniesienie w całej historii indiańskich narodów. Właśnie tam 29 grudnia 1890r. do grupy tancerzy Tańca Ducha, nieuzbrojonych, głównie starszych ludzi, kobiet i dzieci ogień otwiera pułk kawalerii USA i masakruje ok. 300 osób.
Pretekstem do strzelania staje się incydent, podczas którego pod kocem jednego z indiańskich tancerzy żołnierz amerykański znajduje starą flintę. W trakcie szamotaniny pada przypadkowy strzał. Amerykanie odpowiadają regularnym ogniem z działek hotchkissa. Giną wszyscy zebrani na placu Indianie.
Wykonawcą wyroku jest reaktywowany 7. Pułk Kawalerii Stanów Zjednoczonych – ten sam, który w 1876r. pod wodzą słynnego, co równie durnego i zarozumiałego gen. Custera, został zmieciony przez połączone plemiona Siouxów i Cheyenne’ów nad Little Bog Horn, podczas jedynej tego rodzaju zwycięskiej dla Indian wielkiej bitwy.
Przez długi czas agendy rządowe utrzymywały, że była nad Wounded Knee odbyła się „bitwa”, choć w rzeczywistości była to masakra dokonana na niewinnych i bezbronnych ludziach. Do historii przeszły fotografie zmarzniętych zwłok pomordowanych Indian, czy wykopanego rowu, do którego wrzucano ciała Lakotów.
Masakra nad Wounded Knee w 1890r. była ostatnim wydarzeniem ostatecznie zamykającym nadzieje Indian na wolność.
Trzeba było przeszło 70 lat, by na nowo Indianie spróbowali określić swoje żądania samorządzenia na terytoriach plemiennych. Na fali ruchów społecznych w 1968r., na wzór słynnej Black Power (ruchu odrodzenia murzyńskiego w USA) powstaje Czerwona Siła, Red Power, a Indianie z różnych plemion są autorami głośnych w tych czasach akcji protestacyjnych: m.in. zajęcia wyspy Alcatraz, czy Karawany Złamanych Traktatów, zwracających uwagę na kwestie wolności religijnej, samorządu w rezerwatach, problem łamania traktatów i łamania umów. Aktywiści z American Indian Movement (AIM, Ruch Indian Amerykańskich) zajmują w 1973r. wioskę Wounded Knee i z tego legendarnego dla Indian miejsca ogłaszają postulaty wolności politycznej, nieskrępowanego rozwoju kultur, wyznań i rozwoju samorządów plemiennych.
Niestety, rząd USA odpowiada zbrojnie. Wounded Knee zostaje otoczone przez oddziały wojskowe, znów padają strzały, znów giną Indianie.
Okupacja ostatecznie nie trwała długo – Indianie po przeszło 3 miesiącach poddali się – i nie przyniosła bezpośrednich korzyści, jednak stała zapalnikiem dla nowoczesnych ruchów panindiańskich i ponownie symbolem dla odradzających się tradycji plemiennych w wielu rezerwatach USA i Kanady.
Istniejący do dziś AIM, ale i inne ważne instytucje Kraju Indian, jak np. Międzynarodowa Rada Indiańskich Traktatów, Narodowy Kongres Indian Amerykańskich, przyczyniły się do ponownego odrodzenia Indian pride, dumy z posiadanych tradycji, wyznawanych religii, stylu życia i samorządu indiańskiego.
Ameryka Indiańska to nie skamieniały relikt, czy dumne wspomnienie z historii – to realna rzeczywistość: piękna, ale i trudna. Piękna, bo dająca nadzieję dla tubylców amerykańskich na trwanie. Trudna, bo cały czas borykająca się z przejawami lekceważenia, rasizmu i nienawiści.
Wounded Knee 1890 to cały czas żywy – tragiczny – symbol tego, jak cywilizowana podobno Ameryka obeszła się ze swoimi współobywatelami. Na dziedzictwo Wounded Knee powołują się nie tylko Indianie z Pine Ridge, nie tylko walczący o indiańskie prawa AIM, nie tylko Leonard Peltier, współczesny więzień polityczny (!) w USA (skazany na wieloletnie więzienie na podstawie fikcyjnych oskarżeń Indianin z AIM), ale wszyscy inni Indianie odwołujący się tradycji swoich ojców i pradziadków z różnych narodów i różnych krain.
Wounded Knee 1890 pamiętają nie tylko Indianie, ale też indianiści ze wszystkich krajów świata. Zapomnieć Wounded Knee to znaczy zapomnieć koniec, ale i początek nowej indiańskiej drogi.
Na fotografiach:
1. "cmentarzysko" Indian pomordowanych przez armię USA - rów, gdzie wrzucano ciała
2. zmarznięte zwłoki wodza Wielkiej Stopy
3. współczesny obraz cmentarza w Wounded Knee
fot.1

fot. 2

fot. 3

Inne tematy w dziale Rozmaitości