Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
293
BLOG

Ekologiczny rozkrok "Gazety Wyborczej"

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Gospodarka Obserwuj notkę 3

Nie pierwszy raz „Gazeta Wyborcza” staje rozkrokiem pomiędzy tematami ochrony środowiska a sprawami liberalizmu gospodarczego. Nie pierwszy raz próbuje stawiać idee wolnego rynku naprzeciwko idei zrównoważonego rozwoju. Nie wiadomo, czy robi świadomie czy bezmyślnie. Jedno i drugie zaświadcza na niekorzyść redakcji. I świadczy o całkowitym niezrozumieniu współczesnych wyzwań – w  ten sposób Gazeta buduje konflikty całkowicie nierzeczywiste.
 
Od dawna twierdzę, że nie ma opozycji w relacjach ochrona środowiska – gospodarka. Nie mają racji środowiska gospodarcze, które za dogmat uznają tezę, że ochrona środowiska jest przeszkodą na drodze rozwoju gospodarczego; tak jak i mylą się ci z ekologów, którzy postrzegają gospodarkę, przemysł i rozwój za czynnik z definicji szkodzący sprawom środowiska. Oczywiście można łatwo wskazać przypadki szkodliwej presji przemysłu na środowisko, jak i wskazać takie inicjatywy ekologiczne, które, istotnie, blokują budowę takiej czy innej inwestycji. Istnieje jednak szansa na pogodzenie obu punktów widzenia. Nazywa się ona „zrównoważony rozwój”. Są tacy, którzy lekceważą tę ideę; są tacy, którzy tak prostu, po ludzku, w nią nie wierzą; albo i tacy, którzy całkiem świadomie ją atakują i głoszą fałszywe świadectwo wobec niej.
 
Takie fałszywe świadectwo stało się udziałem artykułu Redaktora Macieja Bednarka, który w artykule Wojnę o śmieci przeżyją najwięksi (GW, 16 marca 2012r.), z przyczyn dla mnie niezrozumiałych, pisze o szkodliwości najnowszych rozwiązań w gospodarce odpadami.
 
Autor tekstu rozpacza, że po nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminie setki małych form wywożących śmieci zbankrutują, a konsumenci zapłacą wyższe rachunki. I pisze dalej: o tym, kto dzisiaj wywozi odpady spod naszego domu, decydujemy my sami, spółdzielnia lub wspólnota mieszkaniowa. Jeżeli jesteśmy niezadowoleni z usług firmy, możemy znaleźć inną – tańszą czy solidniejszą.
 
I straszy dalej: co nas czeka? To gminy w drodze przetargu będą wybierać firmę, która na jej terenie odbierać będzie odpady komunalne, i to gminy będą dyktować mieszkańcy ceny tych usług. I według redaktora Bednarka czekają nas czasy korupcji, eliminacji małych firm, faworyzowania „swoich” firm itd. To jednak jedna strona medalu. I niejedyna.
 
Jednym z mankamentów współczesnej gospodarki odpadami jest jej nieuporządkowanie. Dzisiejsze namiastki systemów odpadowych (stawiam odważną tezę, że nie ma w Polsce pełnowymiarowych systemów gospodarki odpadami) są dziurawe. Odpady w większości trafiają na wysypiska, poziom odzysku jest na mizernym poziomie i cały czas borykamy się z problemem „dzikich” wysypisk w lasach.
 
Polska gospodarka odpadami charakteryzuje się też pewnym chaosem organizacyjnym. Niektóre gminy nie „wypuściły” gospodarki odpadami ze swoich rąk i cały czas od mieszkańców odpady odbierają samochody zakładów komunalnych; część gmin jednak sprywatyzowała tę część gospodarki komunalnej i dopuściła na swój lokalny rynek firmy prywatne.
 
Wejście w życie znowelizowanej ustaw (nie „przepchnięcie” Panie Redaktorze Bednarek!) nie eliminuje wolnego rynku w gospodarce odpadami. Rzecz w tym, by – korzystając z instrumentów nowej ustawy – zastosować takie wymogi, które uniemożliwią oszustwa i wprowadzą wysokie standardy gospodarcze.
 
Naiwne jest myślenie Redaktora Bednarka, że to wyłącznie mieszkańcy decydują o tym, jakie firmy wywożą od nas odpady – tak naprawdę mamy wybór w gronie tych firm, które dysponują stosownym zezwoleniem.
 
Z drugiej strony „prywatny udział” w gospodarce odpadami w obecnych czasach oznacza, że na jednej ulicy pojawia się kilka lub kilkanaście śmieciarek i każda z nich zmierza do innego domu. Czy to jest dobre dla środowiska i korzystne dla ludzi, wątpię. Nie jest to głos przeciwko prywatnej inicjatywie w gospodarce odpadami, jedynie stwierdzenie pewnego faktu.
 
Innym problemem jest to, co sobą reprezentują „małe firmy”, o istnienie których tak bardzo drży Gazeta. To częstokroć ”firmy-krzaki”, bez odpowiednich narzędzi do pracy. Naiwne jest twierdzenie Redaktora Bednarka, że niezadowoleni z usług jednej firmy sięgamy po inną – solidniejszą czy tańszą. W gospodarce odpadami „tańsze” oznacza „gorsze”. Firmy, które oferują tanie usługi w tym obszarze tak naprawdę „idą na skróty” – zazwyczaj dysponują gorszym sprzętem, nie prowadzą segregacji i odzysku, ich park maszynowy jest … pożal się Panie Boże. Znam firmy, które za bazę uznają … parkingi osiedlowe (wówczas siedziba firmy często mieści się w … mieszkaniu na 7. piętrze), a za linię do segregacji uznają zwykłe taśmociągi do buraków. To nie teoria, a wielokrotnie smutna rzeczywistość.
 
Oczywiście za jakość usług odpadowych, obok firm, odpowiada dawca koncesji, czyli gmina. Za bałagan w odpadach odpowiadają bowiem często urzędnicy gminni, którzy niedostatecznie egzekwują istniejące przepisy prawne. Jeśli nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminie (ale i ustawy o odpadach i rozporządzeń wykonawczych) doprowadzi do tego, że z rynku wypadną nieuczciwe firmy, nie spełniające wysokich standardów w gospodarce odpadami, to będzie to jej największy sukces.
 
Przy tym wszystkim nie lekceważę ryzyka monopolizacji rynku przez największych operatorów i zagrożeń pochodnych. Obawiam się sytuacji, gdy przychodzą duzi i zaczynają ustawiać rynek wyłącznie pod siebie: na początku proponują niskie (niekoniecznie dumpingowe) stawki, z czasem zaczynają ceny za swe usługi zbytnio windować. Myślę jednak, że tu swe poważne zadanie ma kontroler rynku czyli samorząd – w końcu to on (bądź w jego imieniu związki odpadowe) ustanawia stawki za usługę.
 
Wychodzę też z założenia, że niezwykle ważną zasadą w kształtowaniu samorządowej polityki odpadowej jest dbałość o jakość tych usług – kwestia tego, czy faktycznie jest prowadzona segregacja i odzysk, czy rzeczywiście firma bezpiecznie transportuje odpady do bezpiecznej instalacji unieszkodliwiania odpadów itd. Nowa ustawa daje możliwość sterowania przez gminę (lub związek gmin) strumieniem odpadów i stwarza w związku z tym szansę na budowę instalacji do unieszkodliwiania odpadów z prawdziwego zdarzenia: bezpiecznych, z pełnym zestawem zabezpieczeń i filtrów.
 
W tym wypadku ideologizowanie zasad wolnego rynku w opozycji do norm środowiskowych jest nieporozumieniem. Tym bardziej, że zaostrzanie norm środowiskowych i jakościowych nie eliminuje wolnego rynku! Raczej wprowadza zasady, porządkuje gospodarkę i poprawia jakość usług.
 
Nie ma mowy o dramatycznie brzmiącej „eksterminacji” małych uczestników rynku – chodzi tylko o wyeliminowaniu nieuczciwych; nie ma mowy o „potężnej fali korupcji”, a raczej o próbie uporządkowania i ustandaryzowania tej sfery.
 
Zakończę przykładem Poznania: w mieście, w którym działa ok. 60 firm odpadowych nie ma mowy o racjonalnej gospodarce odpadami. To, że wiele z nich nie spełnia norm środowiskowych zawdzięczamy urzędnikom, którzy nie mieli woli (odwagi?) odebrać nieuczciwym podmiotom zezwolenia na prowadzenie tego rodzaju działalności w mieście. Mimo wielości firm cały czas całościowy system gospodarki odpadami w Poznaniu nie powstał, nadal zdarzają się przypadki wywożenia odpadów w dziwne miejsca, wiele firm nie unieszkodliwia odpadów we właściwy sposób.
 
Za demagogię muszę więc uznać wypowiedź szefa Federacji Konsumentów, który we wskazanym artykule wypowiada się tak: Ustawa pozbawia konsumentów prawa wyboru dostawcy usług. Praktycznie na tym rynku przestają być konsumenci. Konsumenci, mimo opinii Pana Kamila Pluskwy-Dąbrowskiego, nadal istnieją – ale konsumenci świadomi, którzy nie godzą się na udawanie ekologii. Z tych względów uważam, że nowe rozwiązania w gospodarce odpadami to szansa na stworzenie całkowicie nowej jakości. Z zachowaniem zasad wolnego rynku.
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Gospodarka