Wydawało mi się, naiwnemu człowiekowi, że samowola budowlana (jak sama nazwa wskazuje) jest czynem złym. Oto jeden cwaniak z drugim, mając w nosie przepisy prawne, buduje budynki naruszając ład przestrzenny, normy ochrony środowiska itd. I że taka samowola powinna być surowo ukarana. Oczywiście można się silić na różnicowanie skali samowoli – inaczej wygląda samowolne budowanie osiedla deweloperskiego na terenach zalewowych, czy przy obszarach przyrodniczo cennych, inaczej w przypadku dobudowy nowej bryły w budynku już istniejącym, wybudowanym wcześniej zgodnie z prawem…
Jeden z nowych projektów prawodawstwa budowlanego wskazuje na konieczność zapłaty 50 proc. szacunkowej wartości obiektu, a w przypadku niemożności zapłaty – konieczność jego rozebrania. Wydawało mi się, naiwnemu człowiekowi, że takie obostrzenia powstrzymają tych wszystkich, którzy mieli zamiar budować gdzie się da i co się da. I że uda się powstrzymać poważne zjawisko samowoli liczone już w kilkunastu tysiącach budynków rocznie. Tymczasem są tacy, którzy takie zapisy uznają za działania rodem … ze średniowiecza: „Za złamanie prawa każdy musi ponieść karę – także właściciel samowoli budowlanej. Powinna ona jednak odpowiadać chociażby stopniowi jego winy. Resort budownictwa najwyraźniej o tym zapomniał i w XXI wieku chce wprowadzić zasady karania wprost ze średniowiecza. Oby się tylko nie okazało, że tysiące właścicieli, których nie będzie stać na zapłacenie tak drakońskich kar, będą zmuszone do wyburzenia swoich domów i krajobraz współczesnej Polski będzie przypominał ten z czasów średniowiecza – wszędzie las i dzikie pola i tylko gdzieniegdzie ukryta w głuszy osada” – pisze asesor Arkadiusz Jaraszek.
Wcześnie, co prawda, przyznaje, że „Nie chodzi oczywiście o to, żeby w ogóle odstąpić od sprawdzania, czy obywatele przestrzegają prawa. Przeciwny jestem też dania wolnej ręki inwestorom i pozwolenie im na budowanie czego tylko zapragną na swoim terenie. Porządek i ład przestrzenny musi być zachowany, jeśli nie chcemy, by krajobraz za naszymi oknami straszył bardziej niż ten, jaki można spotkać w starych i dawno zapomnianych peryferyjnych miastach byłego Związku Radzieckiego” (cytaty za „Rz”18 czerwca 2012r.)
Oczywiście Jaraszek przesadza, bo bardziej od „widoku rodem ze Związku Radzieckiego” czy widoków „rodem ze średniowiecza” obawiam się, że Polskę zdominują zabudowy ciekawych krajobrazowo miejsc, zabudowy linii brzegowej każdego bardziej interesującego jeziora, o walorach przyrodniczych wielu polskich miejsc już nie wspominając. Trzeba sobie uświadomić, że w dużej mierze za samowolę budowlaną odpowiadają niezwykle majętni inwestorzy w tylnej części ciała mający interes publiczny – gdyby tak jednemu bądź drugiemu zasądzono (nieodwoływalny!) nakaz rozbiórki, wówczas nabraliby pokory, a polska przestrzeń zyskałaby niesamowicie.
Nie rozumiem tak emocjonalnego komentarza asesora Jaraszka, piszącego o „krajobrazie średniowiecza” też z innego powodu: nie będzie to „wszędzie las i pola”, a same gruzowiska i zeszpecony krajobraz i zdewastowane środowisko. W Polsce, po latach dewastacji umysłów i mentalności przez komunizm, wielu rodakom wydaje się, że mogą wszystko „na swoim”, bo to oznaka wolności. Nie ma sensu przywoływać przykład szwajcarski, gdzie wiele inwestycji na prywatnym gruncie podlega lokalnym konsultacjom, bo to nie przekona Polaków, a co najwyżej wywoła gwałtowne pukanie w czoło. Nie jest wolnością szpecenie przestrzeni i zabudowywanie jej czymkolwiek. Powtarzam wielokrotnie: winę za taki stan rzeczy ponoszą chciwi deweloperzy, przedsiębiorcy i nowobogaccy, ale również duża, a może i większą – samorządy, które za często, i niekiedy zbyt mocno, przymykają oczy na samowolę na swoim terenie. I uciekają w przedziwne dysputy prawne.
Dywagacje i niuanse prawne są zazwyczaj bardziej skomplikowane niż życie; prawnicy brylują w zapisach prawnych, próbując jak najwięcej wygrać na rzecz osób, dla których pracują. Jeżeli więc resort budownictwa, transportu i gospodarki morskiej (i jeszcze czegoś?) chce wprowadzić zasady ograniczające samowolę budowlaną, to jednocześnie trzeba pamiętać o takim ich umocowaniu, by nie nadarzały się okazje do ich omijania. Może więc warto pomyśleć o „twardym” wpisaniu do studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy jasnych zapisów określających możliwość określania obszarów wyłączonych z zabudowy określonych przestrzeni, a same studia przestrzenne podnieść do rangi prawa miejscowego? Nie wiem, czy to wyeliminuje zjawisko samowoli budowlanej, ale jest nadzieja, że radykalnie ograniczy.
Inne tematy w dziale Gospodarka