Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
375
BLOG

Pryszcze na twarzy My-Poznaniaków

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 0

Od zawsze było w Poznaniu tak, że w Radzie Miasta Poznania i lokalnej polityce rządziły partie bądź silne bloki polityczne. Mieliśmy tu Komitet Obywatelski „Solidarność”, SLD, Unię Demokratyczną, Unię Wolności, AWS, PiS, PO… Trwałe podziały partyjne w Polsce były żywo odzwierciedlane na lokalnym podwórku.

 

Swoistego rodzaju przełomu w lokalnej polityce dokonało pospolite ruszenie obywatelskie, znane jako My-Poznaniacy. Z początku chaotyczne działania różnych grupek, organizacji i stowarzyszeń zostały wprzęgnięte w federację, a później formułę stowarzyszenia. Niezwykła konsekwencja, upór w dążeniu do załatwiania różnych spraw, mobilizacja lokalnych działaczy spowodowały, że głos stowarzyszenia My-Poznaniacy (MP) był coraz bardziej słyszalny. I brzmiał coraz poważniej.

 

Pierwsze błędy, wynikające z niewiedzy i chaotyczności, szybko zostały zastąpione rzeczowymi argumentami i analizami dotyczącymi wszystkich sfer życia publicznego w mieście – przede wszystkim ochrony środowiska, polityki przestrzennej, polityki mieszkaniowej, pomocy społecznej, ale i finansów miejskich, sportu i rekreacji, samorządności lokalnej, a nawet współpracy metropolitarnej. My-Poznaniacy byli inicjatorami i organizatorami pierwszego Kongresu Ruchów Miejskich.

 

Radni miejscy i lokalni politycy początkowo nie traktowali tego ruchu poważnie, ale bardzo szybko zostali – przez aktywność MP – zmuszeni do poważnego traktowania coraz bardziej rzeczowych argumentów stowarzyszenia. My-Poznaniacy rośli w siłę dosłownie z dnia na dzień. Liderzy poszczególnych tematów dokładnie analizowali występujące w mieście problemy. Stowarzyszenie coraz bardziej się profesjonalizowało. Zaczęło być coraz wyraźniejszym podmiotem mocno rozpychającym się między silnymi partiami, które widząc rosnącą siłę stowarzyszenia, z czasem próbowały zastosować stary chwyt – próbowały przechwycić postulaty MP i traktować je jako swoje.

 

Stowarzyszenie podjęło wówczas najlepszą z możliwych decyzję – wystartowali w wyborach samorządowych pod własnym szyldem. Kandydatem na prezydenta został spokojny i rzeczowy Jacek Jaśkowiak. Około 10-procentowe poparcie było szokiem dla wszystkich, jednak niekorzystna dla stowarzyszenia ordynacja spowodowała, że do Rady nie wprowadziło ani jednego radnego. To był dość mocny cios dla MP, którzy jednak nie załamali się i nadal – na zasadach opozycji „pozaparlamentarnej” – punktowali postępowanie władz miasta.

 

Informacje o awanturze wewnątrz stowarzyszenia po koniec stycznia zaskoczyły: „Trwające od pewnego czasu tarcia w Stowarzyszeniu My-Poznaniacy stały się w końcu zarzewiem konfliktu i wewnętrznego podziału na skrzydło radykalne i umiarkowane jak mówi jeden z działaczy: - Jedni ze wszystkim lecieliby do prokuratury, drudzy próbują rozmawiać, szukając kompromisów” – podał „Głos Wielkopolski”.

 

Czołówka znanych działaczy – z Andrzejem Białasem, Lechem Merglerem i Maciejem Wudarskim na czele – odeszła z zarządu. Działaczki, które w zarządzie pozostały robiły dobrą minę do złej gry: „Do czasu walnego zgromadzenia nie wiedziałam, że w stowarzyszeniu był rozłam” – mówiła jedna z nich.

 

Stowarzyszenie zachorowało „na poważną politykę”. Frakcyjność, jako nieodłączna cecha polityki, wyszła w MP jak pryszcze na ładnej twarzy. To, co stanowiło wartość stowarzyszenia, różnorodność poglądów, punktów widzenia, może nie zostało wyeliminowane, ale poważnie przysłonięte kłótniami. Liderzy MP zaczęli zachowywać się jak rasowi politycy – albo nabrali wody w usta, albo mówili ogólnikami, albo w swych wypowiedziach kluczyli. Ogólnikowe komunikaty publikowane przez stowarzyszenie nie dawały jasnej odpowiedzi na pytanie: co się stało? Powstało pole do plotek o ostrym konflikcie pomiędzy stronnikami umiarkowanej, centrowej postawy wobec polityki obecnego prezydenta, a lewicowymi hunwejbinami. Oliwy do ognia dolewały komentarze działaczy poznańskiej Platformy Obywatelskiej, którzy wskazywali na sojusz My-Poznaniacy – Gazeta Wyborcza – Rozbrat, czyli nie tylko lewicowy, ale także prący do ostrego rozliczenia się z polityką i zwolennikami prezydenta miasta i większości w Radzie Miasta Poznania.

 

Dodatkowo, zza drzwi MP zaczęły dochodzić głosy, by nie walczyć o mandaty radnych, a skupić się na działalności poza Radą. Co w warunkach takiego miasta, jak Poznań, oznacza działalność tylko krytykancką, bez realnego wpływu na władzę.

 

Niewykluczone, że konflikt z MP miał / ma swe źródło zewnętrzne – wszak stowarzyszenie stanowi realne zagrożenie dla ugrupowań politycznych. Straszenie anarchistycznym Rozbratem, który jest ośrodkiem kultury niezależnej, a dodatkowo stał się miejscem formułowania ciekawych, alternatywnych pomysłów na miasto, na nic się zdało. Swego czasu PiS, a potem PO chciały Rozbrat Poznaniakom zohydzić. To się nie udało, więc zaatakowano inny ośrodek wiarygodnej, bo nieskażonej polityką, merytorycznej opozycji.

 

Samo stowarzyszenie My-Poznaniacy wydaje się zaskoczone zamieszaniem dookoła siebie. Reagują z wielkim zdziwieniem na wszelkie ataki kierowane z ich stronę. Taka jest niestety polityka – jeśli ktoś z jej graczy zorientuje się, że konkurent ma kłopoty – a MP takim konkurentem jest – to będzie tę sytuację wykorzystywać bezwzględnie. Po to, by go finalnie wyeliminować z dalszej politycznej gry.

 

Aktywiści MP muszą o tym pamiętać – unikanie otwartego powiedzenia, co tak naprawdę dzieje się w stowarzyszeniu, jakie są dalsze pomysły na jego funkcjonowanie; unikanie jasnych odpowiedzi, bądź uciekanie do ogólnych formułek daje pole do domysłów i plotek, które ostatecznie będą niszczyły stowarzyszenie i – w wielu wypadkach – zwykłą ludzką aktywność społeczną.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka