O energetyce atomowej trzeba mówić jak najwięcej. I do debaty powinny być dopuszczane różne punkty widzenia, tym bardziej, że w mediach prawie wyłącznie jest obecny entuzjastyczny ton, jaka to energetyka jest bezpieczna, czysta i tania.
Powiem więcej: dotychczasowa kampania informacyjna to bardziej propaganda pro-atomowa, niż rzeczowa debata o tego rodzaju energetyce. Brakuje nadal poważnych analiz dotyczących aspektów technicznych, finansowych, środowiskowych i społecznych.
A gdy zdarzy się komuś chwila szczerości, to dzieje się zamieszanie i pada strach. Gdzieś pod koniec 2012 roku szczera wypowiedź zdarzyła się Krzysztofowi Kilianowi, szefowi PGE, która miała zajmować się i energetyką atomową, i wydobyciem gazu łupkowego. Rzekł ni mniej ni więcej, że te dwa programy „nie mogą zakończyć się sukcesem. Jeden wyklucza drugi. Nie można mieć jednocześnie ruchu lewostronnego i prawostronnego na ulicy, bo grozi to poważnymi konsekwencjami”. Co na to politycy? „Premier Donald Tusk strasznie się zdenerwował na takie gadanie i zapowiedział, że jednak będziemy robić i to, i to. Pieniądze się pewnie zjadą w spółce Polskie Inwestycje, do którego Skarb Państwa planuje wnieść akcje innych spółek” (cytaty za Rz 31.X.-1.XI.2012).
No cóż, prezesowi Kilianowi należałoby pogratulować odwagi i trzeźwego myślenia – wielu, jeśli nawet tak uważa, nie powie o tym, bo boi się stracić stanowiska. Nie od dziś uważam, że o polskiej energetyce atomowej decydują lobbyści, którzy tylko w rządowych programach widzą szansę na powstanie obiektów ich westchnień, bo ekonomicznie nie są to inwestycje opłacalne.
Przyjdzie na to czas, by napisać o tym więcej, ale krótko powiem: w budowie elektrowni atomowych nie widzę żadnych szans na poprawę bilansu energetycznego naszego kraju. Owszem, ważna jest budowa nowych elektrowni na północy Polski, która potrzebuje swoich źródeł zasilania – ale czy musi to być droga elektrownia atomowa? Droga, bo trzeba pod uwagę brać wszystkie aspekty jej funkcjonowania – budowy, eksploatacji, pozyskania paliwa energetycznego, wygaszania, zamykania, składowania odpadów radioaktywnych.
Energetyka atomowa, tak ochoczo wspierana przez Francję, jest znacznie gorsza od „programu łupkowego”. Zamiast drogich technologii jądrowych i relatywnie nieefektywnych do ich ceny, czas najwyższy zwrócić uwagę na problem marnotrawienia energii w procesach przemysłowych, strat energii na przesyłach, czy zwykłego „puszczania energii w powietrze”. Dlaczego Francja tak ochoczo wspiera atomowe marzenia rządu Tuska? Bo nadzieję na sprzedaż swoich technologii, z którymi nie wie co robić.
Niech rząd otwarcie powie o rzeczywistych kosztach budowy polskiego programu atomowego, o rzeczywistych kosztach budowy programu łupkowego, konwencjonalnego, energii odnawialnych, a Polacy wówczas zobaczą, co rzeczywiście się opłaca. Bez owijania w bawełnę.
Inne tematy w dziale Gospodarka