Istnieje powszechna opinia, że wybory europarlamentarne są nudne i niemrawe tego powodu, że nie interesuje się nimi społeczeństwo. Myślę jednak, że prawda jest całkowicie odmienna. To w dużej mierze politycy są nudni, programy jałowe, a metody, jakie w kampanii stosują każą wątpić, czy w ogóle wiedzą, w jakich wyborach uczestniczą.
O bezpiecznej Polsce w bezpiecznej Europie, o silnej Polsce w silnej Europie słyszeliśmy ze wszystkich praktycznie stron. Jednak poza tym wielu polityków, bądź kandydatów na polityków, wykazało się kompletną ignorancją w sprawach, w których podobno specjalizują się ich formacje w Parlamencie Europejskim. Po kampanii nie wiadomo nadal co takiego już zrobiły ich grupy polityczne, co już uzyskały i chciałyby w kolejnej kadencji kontynuować, bądź co nowego proponują. Gawiedzi zostały same ogólniki.
Słabe zainteresowanie wyborami europejskimi wynikało też z tego powodu, że społeczeństwo – tak wynoszone w trakcie kampanii wyborczej do rangi absolutu – zorientowało się co do prawdziwych intencji swych „wybrańców”. Niewiele dobrego można powiedzieć o formacjach, które szermują hasłami, które brzmią jak te z wyborów do … polskiego Sejmu. Zero wiedzy o europejskich realiach, kompetencjach PE, instytucji europejskich.
Co dobrego powiedzieć o formacjach, które nawołują do głosowania na siebie, nie w imię obrony polskich interesów w Europie, ale po to, by odbył się swoistego rodzaju plebiscyt pro- lub antyrządowy; żeby głosować na jednych przeciwko drugim w imię przedbiegów przed wyborami krajowymi, które odbędą się dopiero za rok.
Co myśleć o formacjach, które na swoich listach reklamowali „spadochroniarzy”, którzy o „swoich regionach” wiedzieli tyle, co wyczytali w skryptach podsuwanych im przez usłużnych sztabowców. Oczywiście, że w przypadku Parlamentu Europejskiego reprezentacja regionalna nie ma aż takiego politycznego znaczenia, jak w przypadku wyborów krajowych, ale jednak ma. Zasady tworzenia polityki regionalnej, zasady interwencji finansowej dla regionów są ustalane według pewnych regionalnych uwarunkowań, które wypadałoby znać. Inne są realia Polski wschodniej, inne zachodniej, jeszcze inne Mazowsza i miasta stołecznego Warszawy. „Spadochroniarz” ma to gdzieś, bo i tak, jako wierny żołnierz swojego lidera, jest zorientowany na jego decyzje, a nie sprawy ważne dla Poznania, Szczecina, czy Kielc.
Źle wyglądają liczby, których wynika, że do Brukseli startuje przeszło 80 obecnych parlamentarzystów z dwóch największych partii – to oznacza, że partie, wbrew zapewnieniom, mają bardzo krótkie listy dobrych i sprawdzonych polityków. Gdyby było inaczej, w wyborach europarlamentarnych widziałyby okazję do wypromowania nowych, dobrych twarzy. To, że tak dużo obecnych posłów startuje do PE stwarza dodatkowe ryzyko – że owe sławetne „jedynki” po wygranych dla siebie wyborach … zrezygnują z zasiadania w PE i ustąpią miejsca nijakim „dwójkom”, „trójkom” i komu tam jeszcze się uda. Wszyscy liderzy odgrażają się, że jeśli po wyborach w 2015r. sformułują w kraju swój rząd, to będą do Polski sprowadzą wielu europarlamentarzystów. W takiej sytuacji hasło „wybierz swojego reprezentanta w Europie” brzmi beznadziejnie i jak kiepski żart.
Nudni politycy nie mają niczego ciekawego do powiedzenia, stąd tak dużo nudnych i beznadziejnych spotów, haseł i reklam. Wiele z nich wygląda jak casting do kiepskiej jakości kabaretu, a nie jak promocja w poważnych bądź co bądź politycznych wyborach.
To wszystko prowadzi do smutnej konstatacji, że pójście na wybory, od których zależy wielkość polskiej reprezentacji politycznej w Unii, nie będzie wymarzonym pomysłem na ten weekend…
Inne tematy w dziale Polityka