Może wystarczyłoby skwitować tę śmierć jednym stwierdzeniem: zmarł ostatni komunistyczny polski dyktator Wojciech Jaruzelski – w imię zasady, że o zmarłym mówi się albo dobrze, albo wcale. Ale w związku z tym, że podniosły się niezwykle emocjonalne głosy, włącznie z propozycją SLD, by ogłosić z tego powodu dzień żałoby narodowej, warto przypomnieć, kim był generał, co Sowietom służył przez życie całe.
Nie chcę oceniać osobiście Wojciecha Jaruzelskiego, bo go nie znałem, ale też dlatego, że nie odmawiam jego rodzinie i bliskim prawa do obrony jego dobrego imienia, bo może był znakomitym ojcem, mężem i wujkiem. Nie zgadzam się jednak z jednoznacznie pozytywną oceną generała jako polityka. Cała jego polityczna droga, mimo złych doświadczeń jego rodziny, była związana z sowieckim komunizmem. Był jego wiernym sojusznikiem, podobno oficjalnym agentem, człowiekiem, który nigdy by bez niego nie zaistniał jako osoba publiczna.
Na politycznym życiorysie ciąża i ciążyć będzie – teraz już tylko moralnie – kilka faktów: wejście wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, masakra na Wybrzeżu w 1970r. i wprowadzenie stanu wojennego w 1981r. Jeśli nawet próbować zastosować w ocenie jakąś żołnierską logikę wierności sojuszom i tym wytłumaczyć agresję w 1968r. na południowego sąsiada Polski, to nie ma już żadnego uzasadnienia dla dwóch pozostałych spraw.
Czym wytłumaczyć strzelanie do robotników Wybrzeża w 1970r.? Zagrożeniem dla sojuszy międzynarodowych? Naruszeniem ustroju? Postraszeniem warchołów?
Nie przekonują mnie opinie, które usprawiedliwiają wprowadzenie stanu wojennego w 1981r. Moim zdaniem był to akt politycznego tchórzostwa, uzurpatorstwa, obrony komunistycznych przywilejów. Nie było zagrożenia sowieckiego wejścia do Polski, czym straszy się przeciwników stanu wojennego, bo wojska radzieckie – i zostały ujawnione historyczne źródła na ten temat – były związane konfliktem w Afganistanie. Stan wojenny nie był też stanem mniejszego zła, a siłową próbą złamania „Solidarności” i aktem zahamowania nieuchronnych zmian w kraju. Nie ma żadnego wytłumaczenia dla śmierci żadnej z przeszło stu ofiar stanu wojennego – dotyczy to śmierci górników „Wujka”, śmierci ks. Jerzego Popiełuszki jak i każdej innej. O każdej z nich wiedział generał Jaruzelski i zamachem stanu uwiarygodnił bandyckie zachowania swojej Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Może inaczej wyglądałaby ocena stanu wojennego, gdyby Jaruzelski ze swoją ekipą pod osłoną stanu wojennego wdrażał niezbędne reformy gospodarcze. Nic takiego się nie wydarzyło, a dojście do Okrągłego Stołu nie jest żadnym aktem wielkości Jaruzelskiego lub Kiszczaka, a przyznaniem się do politycznego bankructwa komunizmu w Polsce. I obawą, że jeśli nie odda się władzy pokojowo, to dojdzie do krwawej jatki z nimi jako ofiarami w roli głównej.
Nie pałam dzisiaj jakąś specjalną nienawiścią do Jaruzelskiego, próbuję nawet zrozumieć tych, którzy generała bronią i tłumaczą. Nie może to jednak odbywać się w atmosferze zacierania historycznych faktów! Stan wojenny – owo największe „osiągnięcie” Jaruzelskiego et consortes – to czas zmarnowanych szans i złamanej nadziei Polaków na lepsze jutro, to czas politycznych morderstw, to próba zawrócenia kraju ze ścieżki ku wolności i modernizacji oraz ograniczenia zaufania do władzy.
Każda śmierć zasługuje pewnie na godne uhonorowanie zmarłego, ale za przesadę uznaję pomysł SLD by z tego powodu ogłaszać żałobę narodową. Może generałowi należał się godny pogrzeb, jako generałowi właśnie, ale próby relatywizowania w ten sposób jego win i próba wywyższania go do rangi patriotycznego wzoru trąci przesadą. I jest mąceniem w głowach młodemu pokoleniu, które nie pamiętają czasów Sierpnia’80 i wojennych zmagań „Solidarności” z komunistycznymi władzami. Śmierć Wojciecha Jaruzelskiego zamyka drogę osądu go przed wymiarem sprawiedliwości. Teraz ocena Jaruzelskiego pozostaje jedynie sprawą historii. Oby wiarygodnie przedstawianej.
Inne tematy w dziale Polityka