Kolejny zamach na północy Afryki. Kolejne ofiary. Tym razem mamy do czynienia z zamachem inny niż dotychczas. Innym, bo wymierzonym w użytkowane turystycznie kurorty. Coś, co było wiadome pod pewnego czasu teraz niestety się potwierdziło – kraje Afryki północnej nie są bezpieczne w żadnym miejscu.
Nie moją rolą jest przeprowadzenie analiz politycznych czy religioznawczych – od tego są uczeni od tych spraw – chcę jedynie zwrócić uwagę na sprawę, na którą zastanawiam się od czasu pierwszego głośnego zamachu parę lat temu – bodaj w Maroku: co musi się wydarzyć, by Polacy poszli po rozum do głowy i zaczęli poważniej brać pod uwagę sprawę swojego bezpieczeństwa? Dotąd bowiem zdarzało się, przy tego rodzaju okazjach, słuchać, że „to nie u nas, to znacznie dalej”, że „hoteli nie ruszą, bo to oznaczałoby upadek branży turystycznej w tym kraju” i tym podobne.
Jak echo dla takiego myślenia podobną filozofię prezentowało wiele biur podróży – nawet dzisiaj jedno z biur oświadczyło, że „może ten region jest niebezpieczny, ale hotele już nie”. Nie bardzo wiem, jakiego rodzaju procedury są potrzebne – i czy to w ogóle jest możliwe – by ogłosić zakaz wjazdu do kraju X czy Z. albo by ogłosić obowiązkowy odwrót.
Zresztą nikt do tego się nie kwapi, skoro sami zainteresowani, czyli polscy turyści zawsze z uśmiechami twierdzą w takich sytuacjach, że czują się bezpiecznie. Owszem, dzisiaj łatwo powiedzieć „nic się nie stanie, nie wyjeżdżamy" i oburzać się na „głupkowate” pomysły popsucia urlopu, ale gdyby, nie daj Boże, miało się coś stać, rozległoby się gromie "rząd nie zaopiekował się nami, to skandal!".
Na razie, jak słyszę w jednej stacji radiowej, Polacy nadal rezerwują loty do Tunezji (jest ich tam ok 3 tysięcy), nadal czatują na okazje last minute. Rozumiem prawo do urlopu w dogodnych dla siebie miejscach i na dogodnych dla siebie warunkach, ale nie można udawać, że nic się nie stało…
Inne tematy w dziale Społeczeństwo