Jeszcze niedawno drwiłem nieco z totalnych miłośników elektronicznych gadżetów, którzy dzięki odpowiednim aplikacjom potrafią bardzo dużo, ale gdyby przyszło im znaleźć się pośrodku leśnej głuszy bez zasięgu albo ze słabą baterią – byliby bezradni…
Niedawno jeden z moich serdecznych kolegów opowiadał mi o swoich wyprawach na Ukrainę w ostatniej dekadzie XX wieku, w czasach kiedy nie było internetu i tak powszechnego jak obecnie dostępu do komórek. Jeździli autobusami, poruszali się pieszo, niekiedy kilka dni bez napotkania żadnego człowieka. Opowiadał jak szli „na czuja”, jak korygowali kierunki kompasami, jak poruszali się zapisami mapy z … 1920 r.! A poruszali się w regionach bezludnych, w miejscach, gdzie sklepów nie widzieli przez kilka dni. Żywili się tym co mieli przy sobie, a wody szukali sprawdzając ukształtowanie terenu i położenie skał, między którymi bezbłędnie odnajdywali strumienie i cieki wodne.
O czym ty mówisz, pomyślałem, jakie ukształtowanie terenu?! Czy dzisiaj byłoby możliwe, że ktoś z młodego pokolenia szuka wody w naturalnych zagłębieniach terenu? Że ktoś wyściubia nos za drzwi hotelu i wypije wodę nie oznakowaną Perlagei śpi pod gołym niebem???
Doskonale pamiętam czasy „sprzed internetu” i „sprzed komórek”; doskonale pamiętam, jak jadąc w jakieś miejsce można posługiwać się mapami drogowymi albo jechać „podle słońca”. Pamiętam jak uczono nas, że kierunki w lesie można rozpoznać wedle położenia mchu na drzewach. To wszystko pamiętam, a jednak opowieść kolegi brzmiała niesłuchanie odlegle.
Ktoś dziś posługuje się kompasem albo mapą? Mam obawy, że gdyby przedstawicieli dzisiejszej młodzieży licealnej albo nawet studenckiej postawić gdzieś na polanach dużych lasów, to bez dostępu do GPS-a, dostępu do internetu, gdzie wskazane byłyby droga lub źródełko wody, wielu z nich nie dałoby po prostu rady.
Staliśmy się niewolnikami technologii elektronicznych. Nie ma zasięgu – klapa, nie ma zaktualizowanej mapy w telefonie – klapa. Wyobraźmy sobie, że nie ma niczego, nie ma prądu, nie ma jak naładować telefonu. I co? Stajemy się bezradni. To już nawet nie zarzut, a stwierdzenie faktu.
Jakieś pół roku temu wracałem do domu z odległej Muszyny. Na samym początku zniknął mi zasięg telefonie i GPS nie działał. Na dłuższym odcinku gdzie oznakowanie pozostawało wiele do życzenia poruszałem się według … położenia słońca i tego co zapamiętałem z mapy, której przypadkowo nie miałem wówczas przy sobie. Gdyby nie moja słabość do geografii w czasach liceum i pamięć do przestrzennego układu różnych miejscowości w Polsce moja droga byłaby koszmarem.
Nie bardzo nadążam za współczesnymi programami nauczania, ale wiem, że jeśli nie przywrócimy do nauki podstawowych umiejętności, takich jak na przykład posługiwanie się mapą i rozpoznawanie kierunków według wskazówek przyrody, to wychowamy sobie pokolenia zelektronizowanych gnomów, które staną bezradne w miejscu po tym, jak zgaśnie prąd i zniknie wszelki zasięg.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo