Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
1499
BLOG

Czarny Protest może uruchomić lawinę niezadowolenia

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 50

Coś mi się wydaje, że Czarny Protest uruchomi lawinę niezadowolenia społecznego w Polsce wymierzonego w obecny rząd. Lawiny nie uruchomiła awantura wokół Trybunału Konstytucyjnego, nie uruchomiła (niestety!) sprawa Puszczy Białowieskiej, „sprawa Misiewicza” i inne pomniejsze, ale – jak widać – to właśnie sprawa aborcji szarpnęła jakąś wrażliwą nutę.

Trudno powiedzieć dlaczego właśnie ta sprawa, ale ruszyła fala społecznego niezadowolenia. Ludzi, jak czytam, zirytowało gmeranie w aborcyjnym kompromisie, który –  choć krytykowany z obu stron tego cywilizacyjnego sporu – był pewnego rodzaju gwarantem stabilności i umiarkowania, wypośrodkowania pomiędzy skrajnymi postawami – zarówno tymi, które szły w stronę ogromnego upowszechnienia aborcji, jak i tymi, które bez względu na konsekwencje dla matki zmierzały do totalnego zakazu.

W trakcie wyborów parlamentarnych PiS szedł z hasłami odnowy moralnej, co mogło oznaczać powrót do tej kwestii. Wyniki wyborów zaskoczyły wszystkich, także PiS i od pierwszych dni nowej większości parlamentarnej było wiadomo, że katolickie środowiska pro-life do sprawy zaostrzenia kursu aborcyjnego powrócą. I wróciły.

Pierwszym sygnałem było złożenie przez nich stosownego projektu ustawy. Odpowiedzią liberalnych środowisk było złożenie innego projektu, który poszerzał katalog przypadków, które aborcję dopuszczają. Okazało się, że parlamentarna większość odrzuciła projekt liberalny i do dalszych prac skierowała tylko ten zaostrzający zakaz aborcji. Pierwsze pomruki niezadowolenia zostały całkowicie zignorowane.

I potem się zaczęło – organizatorów Czarnego Protestu zaczęto wyzywać od aborterów, zwolenników „cywilizacji śmierci”, czy wręcz morderców. Nie wiadomo dlaczego głos zabrał minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski, który  ogłosił, że kobiety „się bawią”, a Tomasz Terlikowski ze swoją wrodzoną zawziętością uczestnikom czarnych marszów i pikiet dedykował zdjęcie czarnego munduru SS z opisem ”ci, co je nosili, też uważali, że silniejsi mogą zabijać słabszych”.

Żadnego szacunku dla ludzkiej wrażliwości, dla indywidualnych dramatów i wyborów nie zawsze z wyboru. Żadnego wczucia się w kobiece obawy i strachy, żadnej próby wyjaśniania. Tylko połajanki i wrzaski.

Prawica zamknięta w swoich rządowych willach i gmachach nie zauważyła, że fala narasta, a każde stwierdzenie a la Waszczykowski czy Terlikowski nie ogranicza, a zwiększa falę niezadowolenia.

Dlaczego uważam, że zaczyna się fala niezadowolenia społecznego? Chociażby dlatego, że do Czarnego Protestu dość licznie dołączyli ludzie, którzy na aborcję nigdy w swoim życiu się nie zdecydowali i nie zdecydowaliby się, którzy deklarowali, że są w stanie nawet przebudować swoje życie w przypadku narodzenia niepełnosprawnego dziecka. Do protestów dołączyli ci, którzy nigdy nie zaangażowali się w „cywilizację śmierci”, a wręcz deklarowali postawę pro-life. Do protestów dołączyli ci, którzy nigdy w nic dotąd się nie angażowali. Coś w nich pękło. Zdenerwowała ich arogancja władzy i konserwatywnych polityków i publicystów. Zdenerwowało ich to, że w Polsce są tacy, którzy chcą majstrować przy aborcyjnym kompromisie, który – wydaje się – akceptuje nawet Kościół katolicki. Ludzi wkurwiło to, że katolicka część opinii publicznej robi z nich morderców.

Historia, i to całkiem nowoczesna, zna podobne przypadki ignorowania społecznej wrażliwości. Gdy widziałem zalewany na czarno Facebook, gdy wielu – niekiedy bardzo spokojnych i umiarkowanych znajomków – publikowało lub kolorowało swe zdjęcia na czarno, którzy zmieniali swoje zdjęcia w tle lub zdjęcia profilowe, którzy ubrali się na czarno, przypomniał mi się niepozorny na początku protest kanadyjskich Indian, którzy parę lat temu protestowali przeciwko zmianom w kanadyjskim prawie, wprowadzanym przez kanadyjskich konserwatystów, które zmierzały do wyjęcia spod ochrony terenów przyrodniczo cennych i świętych terenów Indian.

Protest – zainicjowany przez bodaj pięć indiańskich kobiet – bardzo szybko rozlał się po kraju wezbraną rzeką publicznego niezadowolenia pod hasłem Idle No More! (dosyć bierności!). Liczne protesty nie tylko Indian, ale i ekologów i „zwykłych ludzi” zostały zignorowane przez rządzących, ale przyciągnęły uwagę całego świata, a w konsekwencji doprowadziły do … zmiany rządu. Zbliżające się wybory, na które gremialnie poszli Indianie i inne kanadyjskie ludy tubylcze, doprowadziły do tego, że konserwatyści Stephena Harpera ponieśli dotkliwą klęskę, a wybory wygrała liberalna partia Justina Trudeau.

Analogie między Kanadą roku 2014 a Polską 2016 są pewnie odległe, ale pewien mechanizm wzbierania społecznego wzburzenia jest dość podobny.

Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ i czynniki, które spowodowały wiktorię PiS rok temu, za kilka lat mogą ich obalić. I nie pomogą zaklęcia o suwerenie. Bo suweren zaczyna wrzeć…

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo