fot. facebook
fot. facebook
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
445
BLOG

Dezercja nauki i kultury ze swej misji

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Powolnego rozmachu nabiera internetowa akcja obrony księgozbioru filozoficznego będącego dziś pod opieką Połączonych Bibliotek Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Filozofii i Socjologii PAN i Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Słowo „opieka” brzmi jak kiepski żart, skoro na początku tego roku podjęto decyzję o likwidacji około 80 tysięcy (!!!) woluminów.


Jak podaje „Lustro Biblioteki”, są wśród nich „cenne zbiory będące spuścizną światowej sławy filozofów i prywatnych księgozbiorów warszawskiego ośrodka filozoficznego”, a przywołując opinię dr Gabrieli Kurylewicz (z Pracowni Filozofii Muzyki UW, Fundacji Forma, Instytutu Witkacego w Warszawie), która stanęła publicznie w ich obronie, chodzi o „dublety klasyki filozofii, książki francuskie, książki w alfabetach innych niż łacińskie, książki o sztuce, literaturze pięknej lub sama literatura piękna, książki psychologiczne, encyklopedie i słowniki, książki przedwojenne – bez względu na to, czy należały np. do prof. Ajdukiewicza, Ossowskiej, Kotarbińskiego, czy Witkacego!”.


Dwa razy sprawdzałem, czy ktoś nie wpadł na koszmarny żart z okazji 1 kwietnia, ale nie – materiał ukazał się 16 kwietnia. Nie są znane argumenty takiej decyzji, ale mówiąc szczerze – nie bardzo wiem, jakich można by użyć na wytłumaczenie takiego barbarzyństwa, bo i nawet kłopoty finansowe nie są chyba wystarczające, by usprawiedliwić taki gest.


Taka decyzja „idealnie” wpisuje się w specyficzny klimat wzgardy dla książek – nie warto cytować znanych chyba wszystkim materiałów o upadku czytelnictwa w Polsce, gdzie nawet studenci i doktorzy (!) mają wstręt do czytania. Ta decyzja jest ponurym odbiciem intelektualnej czkawki dotyczącej likwidacji kierunków filozoficznych na paru uczelniach jako kierunków bez przyszłości. To w końcu koszmarna konsekwencja strachu, jaki mają politycy przed publicznym pokazywaniem się z książkami w obawie przed gniewem elektoratu, który mógłby uznać, że oto jeden czy drugi poseł czy senator wywyższają się wobec nich – nieczytających.


Koszmarem jest także to, że takie decyzje podejmują ci, których – excusez le mot – zasranym obowiązkiem jest dbanie kulturę, czytelnictwo i rozwój intelektualny Polaków! W powyższym wypadku miałoby chodzić o szefa Połączonych Bibliotek.


Dzieje się to w kraju, gdzie jedni chcą doganiać Europę, a inni mówią o powstawaniu Polski z kolan i patrzą na Węgry. Problem polega na tym, że i na Zachodzie, i na Węgrzech się czyta. Przecież twórcy zjednoczonej Europy to ludzie głęboko związani ze światem słowa pisanego. To ludzie znający dziedzictwo literackie i filozoficzne Europy i na nie się powołujący. Tym drugim warto przypomnieć, że całe dziedzictwo świata chrześcijańskiego oparte jest na Słowie, że jest zawarte w średniowiecznych bibliotekach wielkich zakonów, królewskich dworów i wielkich chrześcijańskich myślicieli i filozofów. Żeby wstawać z kolan trzeba wiedzieć na jakie dziedzictwo się powoływać, bo można powstać i głupio stać.


Jednym i drugim trzeba przypomnieć, że ani PKB, ani rozwój duchowy nie jest możliwy bez solidanego wsparcia intelektualnegozarówno rozwój ekonomiczny, jak i rozwój duchowy są związane z solidnymi podstawami intelektualnymi – bo z głupimi nie liczy się nikt.


Cały czas mam nadzieję, że ta decyzja jest do odwrócenia. Piszę to mając świadomość, że może nigdy do żadnej z tych 80 tysięcy książek nie będzie mi dane zajrzeć. Jednak likwidacja tych książek ma niezwykle symboliczny wymiar – to symboliczna dezercja nauki i kultury ze swej misji.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura