Coś mi ten początek roku bardzo książkowo wyszedł. Nic na to nie poradzę, skoro coraz częściej jedynie w książkach znajduję sens wypowiadania się publicznie.
Czytam książki i o książkach, czytam tych, co piszą książki i tych, którzy o książkach rozprawiają.
Ostatnio trafiłem na wypowiedź Pablopavo, który na pytanie czy za 100 lat ludzie nadal będą czytać odpowiedział: „To chyba będzie szło w kierunku zdziwaczałego hobby, jak zbieranie starych map i pisanie gęsim piórem”.
Mówiąc szczerze, o piszących gęsim piórem już dawno nie słyszałem, zaś o tych, co zbierają mapy – już częściej. Niemniej jednak, jeśli diagnoza Pawła Sołtysa się sprawdzi, to znaczy, że za 100 lat, a może i wcześniej, dojdzie do masowego krachu rynku księgarskiego i wszystkiego, co z nim związane. Padnie wiele wydawnictw, padną liczne – mimo wszystko – księgarnie, nawet w supermarketach, gdzie są wielkie przestrzenie wyłącznie dla książek, przybędzie miejsca, gdy je stamtąd wywieje.
Świat bez książek? Teoretycznie możliwe – propagatorzy elektroniki, Internetu, aplikacji, multimediów mają pewnie przeogromną ochotę za wyparcie anachronicznego z ich punktu widzenia świata słowa. Wszak każdą książkę może zastąpić e-book, każdą gazetę – serwis internetowy, a każdy przewodnik – aplikacja.
Jeśli złowroga diagnoza Pablopavo się sprawdzi, to nadchodzą trudne i ubogie lata, bo – z całym bowiem szacunkiem dla twórców treści internetowych – media elektroniczne służą raczej przypominaniu, a nie pogłębianiu wiedzy. Mam jakieś takie przekonanie, że świat Internetu polega na skrótach, obrazach, kojarzeniu treści i grafik – co samo w sobie jest ważne i potrzebne – ale nie do prezentowania głębokich źródeł i obszernych materiałów. A to oznacza zubożenie wiedzy i treści.
Mam jednak nadzieję – i nie wiem, czy to pocieszenie, czy tylko łzawa obrona książki – że mimo wszystko Pablopavo się myli. Jakby nie patrzeć, świat Facebooka i mu podobnych to jednak świat słowa. Obrazu i słowa, ale jednak słowa. Nie bardzo więc wierzę w śmierć słowa. Nie bardzo wierzę, że ci wszyscy tłumnie zwiedzający księgarnie Poznania, Warszawy i Krakowa, gdzie bywam, że wszyscy przyjaciele wszystkich bibliotek tak łatwo dadzą się zapędzić do konta miłośników gęsich piór, z całym szacunkiem dla tych ostatnich.