Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
1026
BLOG

Medialną wojnę o Marsz Niepodległości wygrali nacjonaliści

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Marsz Niepodległości Obserwuj temat Obserwuj notkę 37


Najkrócej można ująć to tak: ha, ha, ha. Oto Marsz Niepodległości okazał się jednym wielkim sukcesem środowisk narodowych, które polityków rządzącego obozu najzwyczajniej wystrychnęły na dudka.

Oto kilka dni przed 11 listopada polska opinia publiczna była karmiona zadziwiającymi zapewnieniami rządu i prezydenckiej kancelarii, że doszło do porozumienia – mimo fiaska takich rozmów w tej samej sprawie sprzed kilku tygodni – ze środowiskami narodowymi co do maszerowania w dniu 100 rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918r. Pomijam już fakt, że Kancelaria Prezydenta RP wystawiła swojego szefa na śmieszność, że musi negocjować coś z ugrupowaniem, którego siłę sama umniejsza. Pomijam już fakt, że kancelaria naraziła Prezydenta na śmieszność porażki „pierwszych uzgodnień”, bo nie doszło do porozumienia kto za kim na iść.

Niemniej kilka dni przed 11 listopada i Kancelaria Prezydenta, i Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zapewniały, że porozumienie jest. Jego wynikiem miał był jeden Biało-Czerwony Marsz Niepodległości „Dla Ciebie Polsko”, wszyscy razem, bez emblematów, wrogich haseł, tylko z Biało-Czerwonymi. Podejrzane było to, że np. Krzysztof Bosak, jeden z liderów polskich nacjonalistów, na swoim Twitterze zachęcał do przyjazdu na Marsz do Warszawy z zapewnieniami, że mogą być i flagi, i emblematy, no ale OK, moja głupia wiara w porozumienie była silniejsza.

Przyznam, że uwierzyłem, w imię swojej naiwnej wiary, że raz na 100 lat można się jednak dogadać. Cieszyłem się, gdy brat będący tego dnia w Warszawie, pokazywał biało-czerwone morze śpiewające Mazurka Dąbrowskiego na placu Piłsudskiego w południe. Niemniej, gdy doszło do Marszu, zorientowałem się o co idzie gra.

Był Prezydent ze wspaniałym – przyznaję to szczerze – przemówieniem, było godne odśpiewanie Hymnu i marsz ruszył. Niezwykle szybko okazało się, że nie ma jednego marszu, a dwa… Rządowy sobie, narodowy sobie.

Narodowcy niezwykle sprytnie przeczekali długie 20 minut, „pozwolili” marszowi rządowemu ruszyć, a oni przeczekali. W ramach rządowego marszu „Dla Ciebie Polsko” ruszyło pewnie kilka tysięcy osób, ale narodowcy mieli za sobą kilkaset tysięcy ludzi. Czekali niczym wielka armia na swój początek. I ruszyli. I zrobili wielkie wrażenie. Marszu żywiołowego, autentycznego, ogromnego, pełnego pokazu wielkiej siły. Całkowicie odmiennego od sztywnego marszu rządowego, który po dojściu do Stadionu Narodowego bez żadnych podsumowań i przemówień się rozproszył.

Politycy wsiedli do limuzyn i się rozjechali, a prawdziwa siła Marszu Niepodległości dopiero nadchodziła. Oczywiście, w tym tłumie, liczącym podobno 250 tysięcy osób, narodowców było może kilka tysięcy, ale poprzez umiejętne rozegranie sprawy stworzyli wrażenie, że ton tego dnia i tego Marszu nadają właśnie oni. Majstersztyk!

Pokazali, że za nic mają „uzgodnienia” z rządem – w pierwszym szeregu za bannerami „Marsz Niepodległości” pojawiły się flagi ONR i faszystowskiej włoskiej Nowej Siły. Wszystkie karty tej rozgrywki rozegrali na swoich warunkach. Facebooka tego samego obiegły zdjęcia polskich żołnierzy stojących lub maszerujących w sąsiedztwie grup trzymających flagi Forza Nuova.

Jest oczywiście tak – daję na to promil prawdopodobieństwa – że to wszystko tak właśnie miało wyglądać od samego początku. Że rząd i narodowcy się nie dogadali, że nikt nie zrezygnował ze swoich opcji, ale dla świętego spokoju i jedni, i drudzy pokazywali dobrą minę do złej gry. Ale to oznacza, że politycy obu prawic w konia zrobili naiwnych Polaków, jadących do Warszawy ze szczerymi, pozapolitycznymi, intencjami.

Kierownictwo MSWiA już kilka godzin po rozpoczęciu obu marszy (będę konsekwentny w tym, że mieliśmy do czynienia z dwoma marszami), zapewniało, że oddzielenie ich było świadomym zabiegiem ze względu na bezpieczeństwo osób chronionych: Prezydenta RP, premiera i innych ważnych polityków. Bez względu na to, jak brzmiały „ustalenia”, to właśnie nacjonaliści wygrali tę „medialną wojnę” wystawiając polityków PiS na śmieszność.

Może właśnie to będzie nauczką dla obozu rządzącego, że tak naprawdę nacjonaliści nie są żadnymi partnerami do jakichkolwiek rozmów, że nie da się z nimi niczego negocjować, bo i tak zrobią po swojemu. Może więc PiS zorientuje się wreszcie, że pod bokiem wyrosło mu potężne zagrożenie, które już stara się wypchnąć je z politycznej sceny. Już dziś krzyczą „PiS, PO – jedno zło!”.

Czym dalej, tym mocniej każda ze stron będzie chciała sobie przypisać zasługi w organizacji „największego w historii” Marszu Niepodległości. Zresztą to już się dzieje. Z frekwencji dumny jest i rząd, i nacjonaliści. Polacy uczestniczący w Marszu Niepodległości już teraz są wykorzystywani w tej medialnej przepychance.

Jest dla mnie oczywiste, że zdecydowana większość z tych 250 tysięcy maszerujących ulicami Warszawy przyjechała do Warszawy bez jakichkolwiek politycznych intencji. Większość z nich w ogóle nie wiedziała, co działo się na przedzie, a faszystowskie emblematy na szpicy marszu ujrzeli dopiero w telewizji po powrocie do domu.

Jest dla mnie oczywistym, że narodowcy nie reprezentują 250 tysięcy idących za nimi Polaków, ale tak to będą rozgrywać w kolejnych miesiącach. Żal mi tych setek tysięcy ludzi, którzy już zostali wplątani w polityczną rozgrywkę między politykami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka