Brak zaangażowania w weekendowy temat nr1 traktowany jest w Polsce niemal jak obelga. Od salonów po ulice wszyscy epatują się tą muzyczną rozgrywką. Mnie temat ominął. Ale zachodzę w głowę czy poza marszem żałobnym Chopina świat zna jeszcze jakiś nadwiślański przebój.
Mój znakomity kolega, niegdyś muzyk punkrockowy, a dziś spadł na psy robiąc wokół jazzu, podesłał mi z rana swoje gorące podsumowanie konkursu w mediach internetowych. Jeszcze nie czytałem, ale aż boję się tekst otworzyć. Bo wiem, jaki biały Luis Armstrong może być rapsodyczny. Bardziej znam tego czarnego, gdyż świętej pamięci tato był jego pasjonatem w wariancie zarówno nowoorleańskim jak i lirycznym. Z Eurowizji, której nigdy nie oglądałem, wiem, że wyrodził się zespół ABBA, którego tato był też wielkim pasjonatem. Chociaż jak zdobył jako zachęcający komunista komunistyczny egzemplarz ich płyty, to tylko dla prezentu jakiejś pani, o której mama wiedziała, że istnieje.
Ale jako niegdyś dziennikarz muzyczny w PR. III oraz podwładny w Radio ESKA twórcy przebojów Ireny Jarockiej ,, Motylem…,, , ,,Kawiarenki,, i inne – Mariana Zacharewicza docierało, że jest takie artystyczne zdarzenie i nawet nagrałem wywiad z pieśniarką Edytą Górniak obsługując festiwal w typie INTERWIZJI z kolei w Sopocie. Górniak wypieśniła na Eurowizji drugą lokatę i może dlatego, że wiem, to do mikrofonu mi się wypłaczyła. A ja ją pocieszałem, chociaż nie tak, jakbym to widział. Ale trzeźwa była i nie naćpana.
Co do innych szansonistów znad Wisły w tym temacie, to kiedyś bywając na artystycznych salonach doszła do mych uszu rozmowa dwójki wybitnych krajowych twórców przebojów. Bąkali coś beztrosko o pewnym niemal nieletnim artyście z obcym akcentem. W kwestii umiejętności wokalnych wykazali szyderę, ale bardzo obrazowo jeden zachęcał drugiego do spędzenia nocy z tym pączkującym powidłem. Za chwilę ten doprawdy skończony nieudacznik zawodził na wszystkich radiowych kanałach a telewizyjnie każdy mógł już podziwiać jego palpacyjną niemal pracę drobnych jak groszaki bioderek. Jeśli ów symbol metodologi i sukcesu sklonowałbym z każdym kolejnym konkursem Eurowizji, to jakby powiedział prezes Jarosław Kaczyński, jesteśmy już w domu.
Gdy waliłem w bębny punkowego ,,Deadlocku,, mając kilkanaście wtedy lat już słyszałem takie zabawne porzekadło odnośnie Hollywood, gdzie rządzą albo Żydzi, albo pedały. W Polsce jeszcze trzeba dodać było agentów UB. Ale to mi powiedziała Agnieszka Osiecka, z którą też kilka razy nagrywałęm. Lubiła mnie, bo kupowałem jej zawsze przed włączeniem magnetofonu dwa łyskacze. Nie za swoje rzecz jasna, bo byłem dopiero dziennikarzem na dorobku. Szkoda, że jej nie wysłali na Eurowizję, nawet z ukraińskim felerem prezydenta Aleksandra. Kochliwa i utalentowana.Jak Wisława Szymborska i Janek Kiepura.
Jak słucham tej chudziny Sanah śpiewającej noblistkę to wraca mi wiara…no nie w nieomylność Katolickiego Kościoła. Ale obydwu naszych tych dziewczyn by na konkurs żaden nie wysłali. Bo nawet nie śpiewały w programie ,,Od przedszkola do Opola,,, , wokół którego kręcił się sam król pedofilów P. przedwcześnie i nagle umarły. Pozostaje mi jedno twarde nazwisko kandydata. I EUROWIZJA dla Kiepury. No, ale czy to byłaby impreza godna bankruta i samobójcy? Trzeba kogoś innego wymyśleć. Popytam Kurskiego i pogrzebie w disco polo. Najpierw zagram w ,,Kole fortuny,, . Wygram, to dołoże. Niech śpiewa jak może.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura