ACHTUNG! Notka zawiera treści działające na wyobraźnię, co może skutkować u panów apopleksją, a u pań chęcią, aby jako tę czarownicę w grobie, przebił je kto kołkiem. Notka ma ponadto charakter eksperymentalno - satyryczny, a wszelkie osoby i zdarzenia są całkowicie przypadkowe i nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Lektura na własną odpowiedzialność. :-)))
Człowiek przychodzi na ten padół z wszelakimi predyspozycjami i zdolnościami, niektórzy takoż z wszelakimi talentami, zazwyczaj zaś pierwszym wypowiedzianym słowem jest "Mama", tudzież pierwszym zdaniem na głos samodzielnie przeczytanym jest fraza z elementarza, która brzmi: "Ala ma kota", więc ja się tutaj nad tymi literackimi aspektami człowieczymi zagłębię, bo mnie wielce ostatnimi czasy filozofie wszelakie po głowie chodząc, skąd się wzięła owa Ala, czy miała warkoczyki i kokardeczki, czy była z niej czarnulka, czy też blondyneczka, czy miała dołki w policzkach, kiedy się śmiała, jaki miała kolor oczu ta nasza Ala, czy słuchała mamy i taty, alebo tyż może boła pierońskim podciepym, gizdem pierońskim jakoby Kobieta Kula, kaj sam bajtlem boła, bo jo wom godom, że jak to u nos prawiom, moje starziki a cołko familijo już zowdy zy mnom mieli skaranie boskie, bo we robiyniu ludziów za błozna, a zgorszyniu jo żech poradzióła zastompić trzech synczysków i zowdy mie godali juże we szkole, to sam prawiół mój nauczyciel łode jynzyka polskiygo, że jo albo dostana Nobelprajs ze literatury, abo mie łodwiozom do lazarytu we Rybniku, bo dostana ptoka, abo jak to godajom tukej tyż, srogie ipi, ale jo wom godom, że to niy je tak ajnfach, bo przeca jedno drugigo niy może wykluczyć, a wiela je takich profesorów czy inkszych dochtorów, abo byamtrów co ino fandzolom, a dupcom fleki, że sie ino ze tygo może zrobić jako niymoc kaj kopfszmerc, a kopfszelont i ze tygo łonygo bydzie gibko jaki taki kripel , co ino psychiater we lazarycie tymu borokowi potyn co poradzi , we cwangjaka go wsadzi i bydzie flyjgować a klistyra mu pociśnie do rzici, bo godajom, że klistyra je dobro na wszyjstko, pra, ale jo sam by jeich niy mioła rada, to wom godom, bez to wola już tyn Nobelprajs ze literatury; jednak wracając tutaj do meritorandum, czyli literackiego zagadnienia związanego z Alą znaną nam wszystkim z elementarza, to się tak właśnie też natenczas zastanawiam dlaczego Ale miała kota i skąd się ten kot wziął, czy był to czarny, biały, może rudy, a może pasiasty kotek, a może był to kot rasowy, jakiej ów kot był płci, bo o tym też wtenczas nie wiedziano, że płcie nie są tylko dwie, ale może być ich znacznie więcej i nikt nie powiedział, że jest tak wyłącznie u ludzi czy też może także samo jest u zwierząt, nie tylko u kotów, ale na ten przykład u koni, bo choć koń jaki jest to każdy widzi, nie ma jednak pewności, czy jaki kot jest to ktoś może tu poświadczyć, na ten przykład jakiś ekspert odpowiednimi testami, że kot ma inną płeć niż znane w poprzedniej epoce płcie jedynie dwie, a co za tym idzie jakiej płci był kot Ali, albo może Ala utożsamiała się z kotem i tak bardzo była z nim związana, że mogła chcieć oraz zapragnąć z sił całych zostać Aleksandrem, zwanym Olo, bo to jej się bardziej w ten deseń cool wydawało, ale rodzice Ali jej powiedzieli, że Ala jest rozpuszczonym bachorem, a jak się nie uspokoi to jej zrobią egzorcyzmy, a ze rzici jesień średniowiecza, bo sie ta Ala zachowuje jakoby jaki pieroński gizd, co mu grozi ipi i w ten deseń zagrozili Ali rodzice, że jeżeli jej się marzy taka z kotem symbioza płciowa to zaraz tego kota wykastrują, a jak się on okaże płci żeńskiej, tak temu kotu urwą chociaż ogon, jednak gdyby się było okazało, że kot jest jednak innej płci niż dwie płcie dotąd znane, to kota wezmą i odwrócą ogonem, potem go wykastrują i na koniec ogon urwą, na co Ala histerycznie wrzasnąwszy, porwała kota pod pachę i łzami się rzewnymi szczodrze zalewając dała z domu chodu i tyle jej widzieli, ale wiadomo, że już za chwileczkę i momencik wszystkie komisariaty w mieście wiedziały o niesubordynacji Ali i jej kocie nieznanej wciąż dla nas płci, o imieniu owego kota nie wspominając, bo wiadomo takoż, że w dalszej przyszłości rodzice Ali po awansie społecznym i dorobieniu się majątku na handlu testami płciowości kotów, zbudowali wielki dom, po którym Ala snuła się smętnie wciąż szukając swego kota nie tylko po licznych pokojach, ale takoż po wielkim i majestatycznie położonym na szczycie malowniczego wzgórza ogrodzie, gdzie pośród ogrodu, pod lipą, w zapachu lipy owej hipnotycznie zmysłowym, siedziała ta królewska para, od której wizji jeden nauczyciel polskiego dostał świra i musiał nad morze jeździć, jakby do Rybnika nie miał bliżej, co jest w kontekście przeciągu pod deklem u ześwirowanych (nie tylko nauczycieli, ale większości społeczeństw) niezbyt logicznym posunięciem ze względu na wiejące nad morzem silne wiatry, które spod dekla mogą wywiać resztki jakowegoś rozumu, skoro mózgojad tak czy owak już tam w tej czaszce umiera z głodu, więc naszej Ali względem takowych niekorzystnych okoliczności, jak zwidy pary królewskiej pośród ogrodu i nieustanne zawodzenie na miarę i możliwości stada marcowych kotów z tęsknoty za kotem, nieznanym z imienia i płci, kupili rodzice Ali pieseczka, co aby się tej nierozgarniętej dziewczynie histerycznej, co we własnym domu się jej wielokrotnie zdarzyło zabłądzić, jednak nic znowu względem psa owego się nie pomerdało w głowie, nazwali go As i znów popełnili błąd, bo jak głosi legenda Ala i As poszli sobie w las i tyle ich we wsi widzieli, a rodzice kolejny raz musieli się tłumaczyć na milicji, a może policji, tego nikt nie jest dokładnie pewien, ze swojego nieodpowiedzialnego rodzicielstwa i zakupu nieodpowiednich dla dziecka krnąbrnego zwierząt, milicjanci/policjanci zaś doradzili osła, bo ten jak się zaprze to dziecko nie pogalopuje w dal jak na jakimś koniu, co to o tym jaki koń jest, każdy widzi, względem osła nie ma mowy, ale rodzice rzekli w ten deseń, że osioł ryczy gorzej od Ali, która ma sobie przedstawić takowy straszliwy scenariusz, że nie wstanie Ala od stołu zanim nie zje talerza zupy mlecznej, a w związku z kożuchami na mleku w zupie, oni, znaczy rodzice, mają już założoną przez Alę tak zwaną Niebieską Kartę, więc osioł mógłby spowodować, gdyby się był rozdarł wespół w zespół do spółki z ograniczoną odpowiedzialnością Ali syreną, zwaną Paszcza Alicji z Krainy Koszmaru, że nadlecieli by byli Reptylianie na latających dywanach, ukradzionych Ruskim Onucom, co przebrani za Indian i Wojowników Masajskich, sprytnie kulturowo oraz etnicznie przemieszali się byli, aby ich nie wykrył szpieg z Krainy Deszczowców, co brzydko przeklinał i zastawiał pułapki, jak Ala na własnych rodziców, włażąc jak małpa zwinnie po regałach i wlewając zupę mleczną do puszki po kawie, z napisem "Sól", gdzie matka Ali trzymała z dala od rąk dziecka, jak jest to zalecane, swoje tabletki na uspokojenie, a ojciec Ali podstępnie, jakoby jaki świntuch meszuge, dosypywał do owych tabletek swej małżonki nieświadomej tego, że ma za męża zboczonego psychopatę, tableteczki na wzrost libido, bo w podobnym były kolorze i tylko czekał zacierając rączki, czy małżonka jego zaśnie, czy wręcz przeciwnie, spać nie pozwoli jemu, bo się w niej obudzi seksualny demon, który będzie doprowadzał do ruiny nie tylko kolejne łóżka, ale się przyczyni do spękań elewacji budynku mieszkalnego, jakoby nie patrzeć, tudzież osiadania stempli betonowych w piwnicy na wino, do której to piwnicy z sypialni była sprytnie poprowadzona elektryczna winda, bo pani domu jak ją we władanie swoje wziąwszy seksualne pożądanie to lubiła lubieżnie oblewać winem podbrzusze męża swego i z lubieżnym zaiste w ten deseń mlaskaniem oblizywać jego nabrzmiałą męskość, a doprowadzać go do takiego stanu, że był on ryczał jak stado osłów i kotów wykastrowanych w swoistym chórze zezwierzęconym, sam kły obnażał jak wilk, następnie wył jak całe stado wilków przy pełni księżyca, po dorwaniu się owych wilków do nieopatrznie zostawionego na wycieraczce pakunku dostarczonego przez kuriera pod willę w Pruszkowie i wyżarciu przez wilki z owego pakunku wszystkich saszetek z jakimś białym proszkiem, rzucał się na łożu jak rekin ludojad wyrzucony z wody, gdy małżonka jego podbrzusze raz ssała, raz kąsała, jęcząc i dysząc, ślina jej ciekła po wilgotnych wargach i obnażonych zębach, chłeptała chciwie i głośno wino z podbrzusza swego męża, jakoby zaś nie wino to było, ale jucha krwista szkarłatem spływająca na białe i przeczyste wykrochmalone sztywno prześcieradło, zatapiając się w nim jak ostrze miecza w chętną pochwę, jeszcze tak trwała ta małżeńska corrida porywająca, zdawać by się mogło było, że nie będzie końca, ona stękała jakoby skonać miała, on przy tym sapał, aż para buchała, jak w dzikim parowozie był w obojgu zapał, by "ach gnać , tak gnać, po szynach miłosnych wytrwale, ruszyć tak najpierw powoli, ospale i co to i kto to, dlaczego taki tam żar, azaliż chce się jeszcze więcej w podbrzuszu rozpalić, by para buchała i by pot się lał...", a gdy tak już wśród jego lędźwi nie wydepilowanych, wśród sierści dzikiej i nieokiełznanej niczym las czarny pełen słodkich tajemnic, drzewo jakoby w pełnym rozkwicie swoim stanąwszy, silniejszym będąc jak stuletnie dęby z Puszczy Białowieskiej, z siłą swą odwieczną w dorodnym korzeniu i w rozpiętości swej dorodnej korony, otworzył liście i swe twarde gałęzie, by wejść w niebiańskie białogłowy wdzięki niewieście, ale ona, jak to żona, nie była z tych bezwolnych, dosiadła go jak dziewka kuchenna, co wstyd za stodołą dawno straciwszy, z parobkami i koniuszymi oraz innym wykwintnym plebsem, co do państwa się zjeżdżał na polowania, zwarła silne uda, dosiadła go jakoby jakiego śliskiego gada i jak ogiera zaczęła go ujeżdżać, aż w dłoni jej kielich kryształowy trzasnął z hukiem jak petarda, kryształu skrawki niczym na niebie lśniące gwiazdy, posypały się na prześcieradło, podstępnie się wsunęły pod lędźwie męskie, tudzież część spadłwszy na jego klejnoty, wywołując pewne niespotykane i nieoczekiwane pieszczoty, krew się na prześcieradle białym z winem wymieszała, a małżonka jego, jakoby wyuzdana dziewica, na spienionym ogierze z "Szału Uniesień" Podkowińskiego mistrza, to czule szeptała, to dziko się śmiała, gardłowo jęcząc, zmysłowo dręcząc, to ruchy miała gwałtowne, to wstrzymywała w galopie konie, to szarpała za grzywę, to głaskała czule po łonie, albo po szyi spazmem rozkoszy wygiętej w tył gwałtownie, to po rozpalonej w dreszczach żądzy głowie, wzajemnie się tak rozkosznie przenikali, nie słysząc burzy co grzmiała w oddali, buchając żarem jak lokomotywa, pot i rozkosz w gwałtownych porywach, aż nim nagle wstrząsnął rozkoszny paraliż, ona takoż krzyknęła jakoby gromem porażona, w objęcia sobie znużeni padli na chwilę, lecz przecie, wiadomo, ona dziewką kuchenną jedynie w swej roli odgrywanej była, ale więcej sobie życzyła jako prawowita żona, tedy jemu powiedziała zaraz: "Azaliż, skończyłeś mój panie?", a gdy on z uśmiechem przytaknąć raczył, ona mu szepnęła w uszko: "Skończyłeś..., a zaliż..." i znów w rozruchu parowym zabrał się do pracy, w kryształowy kieliszek nalał szampana, w którym soczysta truskawka była skąpana, strzepnął prześcieradło, pachnące sokami zwanymi feromony, na łóżko poduszki rzucił, a na poduszki rzucił swoją żonę, oczy jej zawiązał jedwabnym krawatem, by nie podglądała, że chce ją pieścić batem, bat to był bowiem, co się zowie, na jego widok w pana zębach, konie wszystkie w stajni wręcz stawały dęba, chrapami swemi powietrze gwałtownie łapały, a widząc bat ten w pana ręce, miast cwałować swobodnie, od razu galopowały, przeto pan swej żonie oczy przewiązawszy, aby w galopadę nie weszła, ale cwał z batem przeszła, ledwie ją nim więc musnął w pierś zaróżowioną, zaraz trysnął szampanem, bo cokolwiek była zdziwiona, dotyku bata przedtem nie poznała, więc co ją czeka, ona nie wiedziała, pan zaś uśmiechnął się pod wąsem srogim, miał nowe perspektywy na rozkoszy drogi, lekko dotknął batem jej soczystej muszelki i tak kwiatuszek z małego stając się wciąż większy, podlał kwiatuszek schłodzonym szampanem, wszak był on o dobrostan kwiatów swych dbającym panem, śmiechem cichym jak koń on był zarżał, kiedy zobaczył, że kwiatuszek zadrżał, niczym na wietrze ciepłym we wiosnę, drżą liście świeże, wciąż niedorosłe i zobaczył swym gospodarskim okiem, że z tego kwiatu nektarowe wypływają soki, smagnął więc batem małżonkę w udo, by patrzeć jak rozkwita malowniczo to cudo, jak płatki kwiatka rozchylają swe wnętrze, jak małżonka gwałtownie łapie powietrze, jak się zaczyna ciała błaganie o jeszcze większe batem smaganie, jak wije się ona w tajemniczym tańcu, z zawiązanymi oczami, niczym pies w kagańcu, jak z rozgrzanego jej podbrzusza pożądliwość bucha, jak ta para, co z z lokomotywy dmucha, jak prosi o więcej, odrzucając za głowę swe omdlałe ręce, jak kwiat rozkwita soczystym różem , na prześcieradło nektar słodkiego kwiatu spływa, on syci oczy swe najsampierw, choć czuje swe pulsujące podbrzusze, zaskoczony cokolwiek, po głowie się drapie, jaki był oślepiony, że nie znał dotąd chciwych sekretów swej rozkosznej żony, smaga batem mocniej, wzrastają emocje, bo na jędrnym pośladku, ledwie ślad krwawy się zakradł, ale już na jej twarzy decyzja się waży i prosi, szeptem schrypniętym: "Więcej, mój panie, proszę o więcej..." i on tak się ośmielił, że ją mocniej zdzielił, bo sama się prosiła, pośladki nadstawiła, wypięła jędrną pupę, zawyła wprost z przytupem, smagnął ją batem zadowolony, bo jaki facet nie ma chęci batem smagnąć żony, a choć zapiekło, zabolało, to wciąż jej było mało, prosiła i błagała, oddać mu się cała chciała, a on odwrócił ją na plecy i szepnął: "Dość tej hecy! Teraz dasz mi nektaru z kielicha swego kwiatu, nie chcę cię przecie zabić, nie jestem wariatem!", więc ona grzecznie na plecach się w mgnieniu wiosny położyła, uda rozchylając, kwiat swój otworzyła, co płatki rozchyliwszy nektarem swym wabił, za te widoki i zapachy niejeden facet by się dał zabić, klęknąwszy on przed tym widokiem, co zrozumiałym było krokiem i zbliżywszy swe usta do kwiatu jej ciała, wziął oddech głęboki, ile fabryka dała, w nozdrzach swych wszechświat jej wnętrza pierwej chciał poczuć, nie otwierał jeszcze swych oczu, potem zadrżał i wychrypiał zapachem pijany: "Spojrzę teraz, moja pani, co my tutaj za kwiat mamy...", ona westchnęła spod oczu zawiązanych: "Patrz na mnie, patrz na mnie, mój panie..." i sok z kwiatu jej spłynął, stróżką ciepłą i słodką, jak na zawołanie, a on patrzał na to cudne zjawisko, jakoby na gwiazd ciepłej nocy czerwcowej z nieba spadanie i jako żywo pomyślawszy życzenie, dotknąwszy czubkiem języka poezji smaku był się dowiedział gdzie jest zmysł poetyckiego spełnienia, zagłębił się więc w owo słodkie zagadnienie, szukając językiem adekwatnych treści, kwiat rozkwitły i krwią pulsujący żywą, delikatnie pieścił, raz bardziej się zgłębiając w tę metafizykę, raz przystając nad kwiatu coraz większym rozkwitem, raz swym językiem powodując jego wilgotne wytryski, chciał ją bowiem zadowolić ponad wszystko, choć mu znowu podbrzusze pulsowało pożądaniem, klęczał przed nią z ważniejszym zadaniem, wgryzł się zatem w soczystą jej brzoskwinkę, batem trzepnął w zadek, ale ociupinkę, krzyknęła i wytrysnęła, a na ten to widok i on takoż radośnie wytrysnął, poetycko oczywiście, jakoby nie było, bo tylko poeci wiedzą co się w sypialni porobiło; wracając bowiem do tematu Ali i jej kota, to kot Ali oraz pies As znaleźli się w związku z niesubordynacją Ali w niezłych kłopotach, albowiem tak się złożyło, że kiedy matka Ali chciała niebieską pigułkę zażyć i sięgnąwszy na najwyższą półkę w kuchni, co sobie wyobrażała w naiwności swojej, dla dzieci niedostępną, dostrzegła w ten deseń, że z owej puszki wydostaje się jakowaś podejrzana substancja, która ma zapach morderczy, oraz porusza się jakoby żywe stworzenie, a po dokładnej analizie się było okazało, że to zupa mleczna Ali w symbiozie z niebieskimi tabletkami się tam tego i owego, ewoluowała na wyższy poziom świadomości społecznej i ogólnoreasumpcyjoreakcyjnej, czy coś w tem rodzaju, a rośnie w siłę, pieniąc się jakoby jakiś polityczny ekspertodyta, co się podpiera tak zwaną sztuczną inteligencją, na skutek braku inteligencji własnej, co w dzisiejszych czasach jest wprost epidemią, a jak prąd po hiszpańsku jąbnie to taki ekshibicjonistyczny bubek nawet jak lupę weźmie w łapy, to tak czy owak świata nie zobaczy, bo jego świat to nie jest pieszczota na miarę sypialni rodziców Ali, która ma kota i psa imieniem As, co sobie i owszem mogą iść w las, ale jakby nie było, nikt z was by się nie odważył wlać zupy mlecznej do puszki po kawie, z napisem "Sól", gdzie się znajdują fantazyjne seksualizmy wyzwalające demony seksu w poczciwych rodzicach, których byście względem tego czy owego nie podejrzewali nigdy w życiu, a na dokładkę patrzeć na to, jak rozwścieczona matka, po nieoczekiwanym starciu z zawartością wielce podejrzaną, rzuca puszkę z ową zawartością na kuchenną podłogę, a tu nagle kot Ali i pies As rzucają się dziko na niespodziewany smakołyk i chłepcząc z podłogi, mlaskając i oblizując się raz po raz, podłogę ową do czysta wylizują, lepsi jak Alexa czy inny cyfrowy badziew, następnie zaś rzucają się na siebie, bynajmniej nie w celach jakie charakteryzują tak zwane inicjacje reakcjonistyczne kota z psem, ale w celach stricte zwierzęcego seksu międzyludzkiego, zaś zszokowanej tym widokiem Ali, jej ojciec z namaszczeniem i filozoficznym rysem rzekł był:
"Jak jest ochota, to i pies kota wychrobota..."
i uśmiechnął się metaforycznie....
Notka zespołowa @Karzo & @Kobieta Kula
Biała jak śnieg, rumiana jak krew i o włosach czarnych jak heban, Upiorno Frelka z Hajduk Wielkich. Otoczona Aurą turkusową, z dodatkiem kolorów indygo, soczystej zieleni i słońca w letnie południe.
Posiadam doskonałe połączenie z Wyższym Wymiarem, a informacje stamtąd otrzymywane pomagają mi kreować życie szczęśliwości pełne.
Mistrzowska Jedenastka Numerologiczna, urodzona w znaku błyskotliwych Bliźniąt, obdarzona ponadprzeciętną umysłowością i ostrym jak brzytwa językiem, nieprzewidywalna i zmienna. Zakochana najpierw zdrowo we własnej swej osobie, choć miłość do Bliźniego jest we mnie bardzo wielka. Lubię bowiem, oczami chabrowemi hipnozę uskuteczniać, a trzecim okiem zaglądać wtenczas w duszę delikwenta i radością ową duszę napełniać, gdy w niej radości jest deficyt. Jednakowoż, gdy sytuacja tego wymaga, bez żadnego wahania potrafię się także samo zmienić w zołzowatą jędzę, albowiem stawiam jasne granice w tak zwanych stosunkach międzyczłowieczych, gdy się rzecz rozchodząc o energetyczny wampiryzm.
Na koniec, pragnę jeszcze dodać, że choć jestem mądra i piękna, to skromność jest moją główną zaletą. ;-)
"Dlaczego mężczyźni nie przepadają za inteligentnymi i atrakcyjnymi kobietami?
- Ponieważ zjawiska paranormalne wywołują niepokój..." ;-)))
https://ujarani.com/39447
https://youtu.be/KWZGAExj-es
kobietakula@gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura