Niestety, aby ten tekst mógł się ukazać w bieżącym wydaniu Warszawskiej Gazety musiał być napisany jeszcze przed emisją ostatniego, trzeciego odcinka niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”.
Muszę przyznać, że film obejrzałem z dwóch prostych powodów.
Po pierwsze, krytykowanie czegoś, czego się nie czytało lub nie widziało upodobnia nas do żałosnych „elit” III RP, które, jak pamiętamy książkę Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie „zrecenzowały” i potępiły zanim się ukazała w sprzedaży. W bezwstydny jak to u nich bywa sposób nie pozostawili suchej nitki na autorze i jego pracy nie biorąc jej nawet do ręki.
No cóż Salon po raz kolejny potwierdził wtedy, ze jest śmierdzącym wychodkiem, czyli idąc w ślady klasyka „szambem, a nie perfumerią”.
Drugi powód to żelazna zasada mówiąca, że zawsze trzeba starać się poznać zamiary i metody działania potencjalnego wroga.
Serial kręcony był z myślą o Niemcach i to właśnie tamte społeczeństwo miało na podstawie ukazanych losów bohaterów z jednej pamiątkowej fotografii, wyrobić sobie opinię o pokoleniu ich ojców i dziadów odpowiedzialnym za rozpętanie największej i najbardziej zbrodniczej wojny w dziejach ludzkości.
Jakie przesłanie dla młodego pokolenia Niemców niesie ten obraz?
Nie ma się czego wstydzić i ciągle odprawiać narodowej pokuty!
Na bok trzeba odłożyć wszystkie znane nam do tej pory ustalenia o błędach strategicznych Hitlera, liczenie poszczególnych dywizji i rozpatrywanie wariantów alternatywnych typu „niepotrzebna wojna na dwa fronty”.
Z filmu wynika, że Niemcy poniosły klęskę głównie dlatego, że w swojej masie są narodem zbyt humanitarnym, szlachetnym, wrażliwym, empatycznym i pacyfistycznym. A niemiecki antysemityzm? Owszem był, ale jak wynika z serialu głównie wywołany rozkazem i strachem przed jego niewykonaniem.
Co innego Polacy i Ukraińcy. Oni okazali się być prawdziwymi żydożercami i bestiami, które w zestawieniu z narodem niemieckim i żydowskim, no może z wyjątkiem garstki nazistów i SS-manów, nie zdają testu z „Człowieczeństwa”.
Podsumowując i nieco ironizując.
Po pierwsze to nie Polacy powinni mieć najwięcej zasadzonych drzewek w Yad Vaszem, ale żołnierze rycerskiego Wehrmachtu.
Po drugie „Drang nach osten” z cywilizacyjnym ratunkiem dla dzikich ludów tak, ale na Boga nie takimi jak dawniej metodami.
Z punktu widzenia niemieckiej polityki historycznej, „Unsere Mütter, unsere Väter” to świetna robota.
Bardziej radykalnej i bezczelnej oraz kłamliwej obróbki mniej wartościowych ludów dokonają tamtejsi miejscowi pożyteczni idioci, garnący się na niemieckie i żydowskie salony poprzez plucie na swoich pobratymców „dziełami” typu „Pokłosie”.
Trzeba odłożyć na bok złość, a nawet wściekłość i stwierdzić, że Niemcy to poważne państwo z prawdziwą odpowiedzialna elitą, czego niestety nie możemy powiedzieć o polskiej republice bananowej.
Nie miejmy do nich pretensji gdyż nie leży w ich interesie historyczna prawda i dowartościowywanie Polaków, zwłaszcza, że samozwańcze polskie elity plują na nas o wiele mocniej i częściej.
Czas się organizować gdyż żarty się już dawno skończyły.
Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta
Polecam moją nową książkę, "Polacy, już czas" ozdobioną rysunkami śp. Arkadiusza "Gaspara"
Gacparskiego, jak i poprzednią, „Jak zabijano Polskę”.
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6
Najnowszy numer ogólnopolskiego tygodnika Warszawska Gazeta już w kioskach
Komentarze