Koniec systemu władzy Koniec systemu władzy
971
BLOG

Głasnost po polsku. Media końca PRL

Koniec systemu władzy Koniec systemu władzy Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Głasnost po polsku – tak krajowa prasa podziemna określała zmiany w oficjalnej propagandzie, jakie zaszły w ciągu pierwszych kilkunastu miesięcy pieriestrojki. Funkcjonowanie pism takich jak „ITD” czy „Wprost”, pojawienie się ”Teleexpressu” oraz działalność radiowej „Trójki” wprowadziło nieco świeżości w PRL-owski rynek medialny.

Nie sposób wyobrazić sobie tych przeobrażeń bez Jerzego Urbana. Media były postrzegane przez niego jako swoiste pole współistnienia kultury, propagandy i gry służb specjalnych w celu podtrzymywania władzy Jaruzelskiego. Rzecznik trzech kolejnych rządów (Jaruzelskiego, Messnera i Rakowskiego), praktycznie zdominował kształtowanie przekazu władzy w ciągu prawie całej dekady.

To paradoks, ale konferencje prasowe Urbana stały się jedynym oficjalnym miejscem w kraju, gdzie można było swobodnie i przy otwartej kurtynie stawiać pytania przedstawicielom reżimu w Warszawie. Sam Urban wspomina konferencje następująco: „Ja byłem dla nich [dziennikarzy zachodnich] przedstawicielem władzy i wyrażałem jej oficjalne stanowisko, a że były w tej prezentacji elementy show, to inna sprawa. To był nasz wspólny show, w którym odgrywaliśmy antagonistyczne role, karmiąc się nawzajem gagami. I oni doskonale wiedzieli, że to dzięki mnie stawali się tutaj gwiazdorami i że beze mnie by nie istnieli”.

Otoczenie Jaruzelskiego postawiło na media elektroniczne, które w latach osiemdziesiątych szybko zyskiwały na znaczeniu. „Dziennik Telewizyjny”, oglądany przez miliony Polaków, był programem kostycznym w formie: w materiałach krajowych wiele uwagi poświęcano gospodarce, życiu partii i nudnym wielominutowym relacjom z wystąpień generała Jaruzelskiego czy innych dygnitarzy. W bloku zagranicznym przeplatały się relacje z życia w krajach obozu komunistycznego oraz prezentacja różnych form walki z państwami Zachodu i ich polityką. Wszystko to okraszone było informacjami dotyczącymi życia papieża i wydarzeń w Watykanie.

W środkach przekazu pojawiły się nowe audycje, które odgrywały rolę wentyla bezpieczeństwa. Przede wszystkim jednak chodziło o lepsze dotarcie do społeczeństwa. Nowe programy informacyjne, jak „Panorama” czy „Teleexpress”, miały być kanałem komunikacji obok „Dziennika Telewizyjnego”.

O ile w telewizji można było pozwolić sobie jedynie na „okienka” dla bardziej wyemancypowanych programów, o tyle w radiu postanowiono pójść dalej. Kształtowanie nowego wizerunku – a może raczej powrót do tego starego, z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – rozpoczęło się od programu trzeciego Polskiego Radia. Od chwili swojego powstania w latach 60-tych „Trójka” nastawiona była na wyselekcjonowaną grupę słuchaczy – stosunkowo młodej i dobrze wykształconej inteligenckiej elity. Znani dziennikarze, prezenterzy i satyrycy, między innymi Wojciech Mann, Marek Niedźwiedzki, Jonasz Kofta czy Maciej Zembaty wrócili na antenę, a sztandarową audycją programu zostało „Zapraszamy do Trójki” Sławomira Zielińskiego. Towarzyszyła temu kampania wizerunkowa. Na pierwszej stronie jednego z kwietniowych numerów „Polityki” w 1987 roku ukazała się wielka fotografia popularnych młodych dziennikarek „Trójki”, między innymi Moniki Olejnik, Beaty Michniewicz i Grażyny Dobroń, a wewnątrz numeru wywiad z szefem anteny, Wiktorem Legowiczem, który mówił: „Chcemy młode pokolenie Polaków zainteresować problemami społecznymi i politycznymi. Uważamy, że wszędzie te zagadnienia powinny być rozpatrywane przez możliwie najszersze kręgi. Wiemy, że w początkach lat 80. młodzież uciekała od polityki […]. Staramy się nie «wciskać kitu», choć może czasami tak bywa […]. Niczego nie perswadujemy i nikogo nie pouczamy”.

Aby przyciągnąć młodszą publiczność, władze akceptowały promowanie na szeroką skalę polskiej muzyki rockowej. Odbywający się rokrocznie festiwal w Jarocinie, gdzie spotykały się z publicznością gwiazdy polskiego rocka (Sztywny Pal Azji, Kobranocka, Chłopcy z Placu Broni), był jeszcze jednym wentylem bezpieczeństwa. Jednakże teksty piosenek wielu grup rockowych, na przykład „Lombardu” czy „Perfectu”, odwołujące się do poczucia beznadziejności doświadczanego przez ludzi żyjących pod rządami systemu i braku perspektyw, pogłębiały poczucie frustracji u młodzieży. Tak pisze o tym Mariusz Cieślik w Święcie wniebowzięcia: „Dla nastolatków w epoce aluminium pierwszorzędne znaczenie miały muzyka i fryzury. Większość dała się nabrać na rockową rewolucję robioną przez facetów w wieku ich rodziców. Nie było żadnej rewolucji, ale było w tym coś autentycznego, coś w rodzaju pokoleniowego przeżycia. Te notowania listy przebojów w zeszytach w linie, pierwsze wideoklipy w telewizji z udziałem idoli, dyskusje o wyższości «Lady Pank» nad «Republiką», «TSA» czy «Perfektem», wyjazdy na koncerty i dziesiątki nowych festiwali. Gazety, żeby podnieść sprzedaż, drukowały plakaty, nawet, jeśli nazywały się powiedzmy «Nowa Wieś» czy «Zarzewie» i zazwyczaj opisywały problemy z tuczem warchlaków”.

Ekipa Jaruzelskiego, dopuszczając sprzyjających partii dziennikarzy młodszego pokolenia – ale też niezwiązanych z władzą, zdystansowanych do niej, którzy otrzymali stosunkowo dużą swobodę wypowiedzi, szczególnie w sprawach społecznych, a z czasem również politycznych – uformowała front propagandowy oparty na zupełnie nowych regułach gry. Składały się nań programy telewizyjne i radiowe, ale także wybrane tytuły prasowe, jak „Polityka”, „Sztandar Młodych”, „Razem”, „Wprost” (z Markiem Królem i Piotrem Gabryelem) czy „ITD” (z Markiem Siwcem i Ewą Kluczkowską). Wytworzył się − animowany wcześniej przez Kwaśniewskiego − swoisty sojusz pokoleń doświadczonej „Polityki” i gazet redagowanych przez młodszych aktywistów, który jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej był postrzegany przez Służbę Bezpieczeństwa jako niebezpieczny ze względu na przenikanie niewłaściwych idei z „Polityki”. Widocznym sygnałem „nowego” były treści erotyczne, porady seksualne sąsiadujące we „Wprost” i „ITD” z poważnymi tematami społecznymi i polityką. Stała rubryka „ITD” przedstawiała nagą kobietę, z obcojęzycznym, często rosyjskim, komentarzem (na przykład: „Mołoko na gubach nie obsochło”).

Marek Siwiec, pod koniec lat osiemdziesiątych redaktor naczelny „ITD”, pokazuje jeszcze jeden aspekt „mówienia po nowemu”. Otóż działacze w jego wieku, realizujący się w mediach, chociaż nierzadko potem krytyczni wobec epoki Edwarda Gierka z innych powodów, właśnie w latach siedemdziesiątych pierwszy raz wyjechali na Zachód i zrozumieli, że panujący w Polsce system musi podlegać zmianom, a z tego powinny wynikać konkretne korzyści dla młodszego pokolenia w postaci atrakcyjnych karier poszczególnych osób. Korzystając z precedensu „Tygodnika Powszechnego”, także „ITD”, a z czasem więcej czasopism chciało dostąpić przywileju zaznaczania ingerencji cenzury, co ciągle jeszcze mogło oznaczać potencjalne kłopoty dla redaktora naczelnego.

Motywacja mówienia w nowy sposób miała jednak znacznie szerszy wymiar: dotyczyła po prostu szansy na samorealizację na warunkach podobnych do tych, jakie obowiązywały na Zachodzie: „Ludzie znający świat zobaczyli, że jest szansa na zmianę” – mówi Siwiec.


PRZYPOMINAMY O KONKURSIE "MÓJ 13 GRUDNIA". ZAPRASZAMY TAKŻE NA STRONĘ NA FACEBOOKU.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura