Widzę dwa pożytki, które wypływają z posiedzenia Sądu Najwyższego w dniu 23 stycznia 2020.
Pierwszy, to rzadko widziany obraz sędziów ubranych w fioletowe togi, siedzących w rzędach wskazujących na całkowite podporządkowanie decyzjom i dyrektywom spływającym od samej góry. Siedzą tyłem do źródła tych dyrektyw, bo nie mają śmiałości patrzeć na oblicze Małgorzaty Gersdorf, która jest mało urodziwą, a jednak reprezentatywną twarzą władzy sądowniczej w Polsce. Zdjęcie tej grupy obejmujące ok. 60 sędziów, w imieniu których prezentowana jest uchwała Sądu Najwyższego, zawiera jedynie sześciu nierozpoznanych sędziów zgłaszających głos odrębny, a zdecydowana większość ilustruje przewagę nadzwyczajnej kasty w polskim sądownictwie. Aby nie krzywdzić tych sześciu sprawiedliwych, należałoby ich głowy otoczyć aureolami wskazującymi na niewinność, a tak uzupełniony obraz może po wieczne czasy służyć następnym pokoleniom, jako dokumentacja niespotykanego wcześniej zamachu na polskie państwo. Już od dzisiaj, w serialu TVP „Kasta”, zdjęcie to powinno być włączone w czołówkę rozpoczynającą kolejne części tego programu.
Drugi pożytek polega na tym, że przywołane posiedzenie SN pokazało samo sedno konfliktu o prawdziwą reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Miałem nosa, gdy przełączyłem kanał na TVN24, by zobaczyć w jakiej formie są przeciwnicy polityczni i natrafiłem na bezpośrednią relację z ogłoszenia uchwały SN. Długo i zawile mówił na temat uchwały, siedzący po lewej stronie sędzi Gersdorf, prof. Włodzimierz Wróbel. Widzę teraz w mediach zachwyty doceniające jasność jego wywodów, ale autorami tych słów uznania są w większości kastowi prawnicy, albo politycznie ustawieni dziennikarze opozycji. Z bólem natomiast odszukałem, że sędzia Wróbel jest też absolwentem mojej Almae Mater, ale się tym nie zmartwiłem, bo lepszy Wróbel, niż Matczak.
Otóż wywód tego mówcy był próbą odejścia od zagmatwanego języka prawniczego i wyjaśnienie sytuacji w bardziej prostym języku, który wszakże okazał się równie zagmatwany i niejasny, choć ubarwiony humorystycznymi metaforami. Porównał sąd do samochodu, a sędziów do części samochodu, by wyjaśnić, że sąd i sędziowie to różne składniki trzeciej władzy i już sam nie wiem, czy do kogoś to marne wyjaśnienie trafiło. Potrafiłem jednak z tej przemowy sędziego Wróbla wyłowić bardzo proste argumenty sygnalizujące istotę sporu o polską reformę sądownictwa.
Stwierdził on mianowicie wprost, że sędziowie wybierani przez gremia, w których oprócz sędziów uczestniczą politycy, z definicji nie są bezstronni, niezawiśli, uczciwi i sprawiedliwi, a w pełni dysponują tymi przymiotami, gdy są wybierani przez samych sędziów, bez udziału polityków. W ogóle nie poczuł potrzeby, by uzasadnić te przesłanki, na których wszystko oparł i poprowadził do naturalnej konkluzji, że my wszyscy oczywiście chcemy sędziów uczciwych, sprawiedliwych, bezstronnych, niezależnych i niezawisłych.
Czy możliwe jest, by ktokolwiek z sędziów SN nie wiedział, że potrzeba reformy wynika właśnie z tego, że dotychczas sędziowie byli wybierani w ramach kasty, z ich nadania, na podstawie osobistych, często rodzinnych koligacji, tworząc trudną do przeniknięcia korporację, która przez dziesięciolecia przybrała tak karykaturalny rozmiar, że dramatyczne skutki tego stanu rzeczy dotknęły już ogromne rzesze poszkodowanych. Właśnie sędziowie wybrani przez kastę nie są ani bezstronni, ani niezawiśli, są zależni od korporacji i, co w tym najgorsze, nawet popełniają przestępstwa, a pozostają bezkarni. Jeśli uwzględnić dodatkowo wieloletnie przenikanie się kasty sędziów ze środowiskiem polityków, sytuacja staje się niemożliwa do opanowania. Nie jest możliwe, by sędzia Wróbel, sędzia Gersdorf i inni sędziowie SN o tym nie wiedzieli, więc na czym polega ta naiwna gra z polskim społeczeństwem, w której argumentacja od początku jest fałszywa.
Widać, że dochodzimy do kresu odporności na te łajdactwa i koniec kasty się zbliża, pozostanie nam ten wymowny obraz z fioletowymi togami. Dopiero później pewnie przyjdzie refleksja, że to zło ma swoje główne źródło na wydziałach prawa polskich uczelni, ale tutaj do naprawy trzeba kogoś innego, niż min. J. Gowin.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo