Definicja słowa debata z wikipedii:
dyskusja o sformalizowanej formie, która dotyczy wyboru najlepszego rozwiązania omawianego problemu lub sprawy, mająca miejsce najczęściej w większym gronie osób, np. na zebraniu, posiedzeniu, zgromadzeniu, zjeździe.
Spektakle tzw. debat wyborczych niewiele mają wspólnego z dyskusją, która mogłaby dostarczyć argumentów dla wyboru najlepszego rozwiązania. To, co odbyło się przed pierwszą turą tegorocznych wyborów, z pewnością debatą nie było. Odbyła się prosta prezentacja odpowiedzi jedenastu pretendentów na pytania zadane przez dziennikarza, praktycznie bez żadnej wzajemnej interakcji, tym bardziej bez polemiki. Jeśli na dodatek przywołać fakt, że pytania były mało inspirujące, nie prowokujące do polemicznych wypowiedzi, a czasem tak niemądre, jak owo ostatnie, dotyczące nieodkrytej jeszcze szczepionki, to nawet nie wolno nazywać takiego spektaklu debatą.
Są więc różne podejścia, by zorganizować coś, co mogłoby zasługiwać na nazwę – „debata”, ale podstawowym problemem staje się wyzwanie, by swoje zaprogramowane widowisko ukazać jako uczciwe, obiektywne, wiarygodne, a także, by przyciągnąć miliony widzów. Zabawna była propozycja dziennikarskiego sztabu pretendenta Trzaskowskiego od TVN po Onet, w której praktyka tych mediów z góry wyklucza uczciwość i obiektywizm, a kwestią otwartą pozostałby jedynie problem, jak ci profesjonaliści wkomponują kłamstwo i prowokacje w swój spektakl. Resortowe dzieci, na co dzień dyszące zwierzęcą nienawiścią do Kościoła, do wszystkiego co polskie, od wielu lat realizujące kłamstwem i manipulacją nienawiść do niepokornych Polaków, uczynią wszystko, by taką debatę i wybory wygrał Trzaskowski.
Jest też jednak trudność z drugiej strony, bo choćby spektakl debaty był najstaranniej przygotowany, z poszanowaniem obiektywizmu i nad wyraz uczciwy wobec obu konkurentów, druga strona i tak w to nie uwierzy. Oni nawet nie uwierzą, że Klarenbach, który w półgodzinnym programie ma na łączach czterech polityków i każe im przez 20 minut, w milczeniu wysłuchiwać jego własnych, chaotycznych i głupawych przekomarzań z posłem lewicy Szejną, budzi irytację także ze strony zwolenników dobrej zmiany. Tym trudniej oczekiwać zaufania do organizatorów ze strony totalnej opozycji, która jest przyzwyczajona do nadużywania medialnego wsparcia, zwłaszcza gdy stawką jest wybór Prezydenta RP.
Cóż z tego, że w planowanej na wczorajszy wieczór i szeroko nagłośnionej debacie typu „townhall” w Końskich każdy podobno mógł zadać pytania, jeśli ktoś je w końcu selekcjonował i dopuścił jedynie ich małą część? W losowaniu? Wolne żarty, przecież powaga stawki nie pozwala na takie fanaberie. Jakkolwiek ta „debata” się potoczyła, nieobecność Trzaskowskiego jest jego przegraną walkowerem, a pytania wrzucone w jego puste krzesło pozostaną w przestrzeni publicznej bez odpowiedzi, a w pamięci przetrwają co najmniej do niedzielnego wieczora.
Pytanie jest zasadnicze! Dlaczego unika się prostej debaty, która byłaby rzeczywistym starciem dwóch kandydatów bez sterowania, czy ingerencji dziennikarza? Skąd się bierze ta niesłychana promocja roli dziennikarzy, z których żaden nie ma przecież mandatu uprawniającego do reprezentowania opinii publicznej? Czy nie można ograniczyć udziału dziennikarza do roli technicznego moderatora, który dba wyłącznie o bieg debaty zgodny z ustalonymi regułami, a merytoryczna treść rozmowy jest pozostawiona w gestii samych uczestników debaty. Reguły mogłyby być następujące:
Debata rozpoczyna się od co najmniej 3-minutowych wypowiedzi kandydatów, którzy odpowiadają na pytanie: „Dlaczego ja będę lepszym Prezydentem RP, niż mój konkurent?” Tu byłoby wystarczające miejsce, by zaprezentować swoje zamierzenia związane z pełnieniem najważniejszego urzędu w państwie, a także miejsce, by sformułować podstawowe wątpliwości i zarzuty pod adresem konkurenta. Taki początek, znany obu kandydatom, pozwalałby przemyśleć i starannie przygotować te wystąpienia otwierające debatę. Dalej dialog może toczyć się w sposób improwizowany, naprzemiennie stawiając np. pół-minutowe pytania i jedno-minutowe odpowiedzi, nawiązujące głównie do spraw poruszonych w początkowych wystąpieniach, ale dopuszczające również nowe tematy. Debatę powinny zakończyć dwu-minutowe podsumowania, w których kandydaci mają pełną dowolność podkreślenia wybranych przez siebie treści.
Sądzę, że także późniejsze omówienia tak przeprowadzonej debaty przez różnych dziennikarzy publicystów i tzw. „politologów” byłyby ciekawsze, a wszelkie nieprawdy i nieścisłości debatujących mogłyby być ujawnione i zdemaskowane na podstawie faktów odnotowanych w dostępnych źródłach.
Takiej debaty jednak w tych wyborach nie będzie, więc jako oczywisty zwolennik wyboru Prezydenta Andrzeja Dudy przedstawię moje pytania do jego rywala Rafała Trzaskowskiego. Jestem pewien, że takie pytania nie były zadane. Jeśli były zadane, to nie były dopuszczone. Gdyby były dopuszczone, adresat nie odpowiedziałby. Jeśliby zaś odpowiedział, odpowiedziałby nieszczerze. Jakkolwiek by nie było, pytania mają więc charakter retoryczny i pokazują wyłącznie moją ocenę kandydata Rafała Trzaskowskiego, jako ostrzeżenie przed nieszczęściem, na które Polska nie zasłużyła. Kogoś może razić prostota ujęcia problemów w tych pytaniach, ale w fizyce tak jest – im bardziej złożona jest materia, tym prostsze pytania trzeba stawiać. Wybór takich pytań jest arbitralny i niewyczerpujący, a kolejność nie ma związku z ich wagą:
1. W strukturach europejskich inicjował Pan rezolucje i oskarżenia przeciw Polsce. Wraz ze swoim politycznym zapleczem fałszywie donosił Pan na Polskę. Czy skłonność do donosicielstwa wyniósł Pan z domu, korzystając z doświadczeń TW „Justyna”?
2. Mówi Pan o sobie, że jest patriotą. Jakiego kraju patriotą, skoro wiadomo, że nie jest to Polska (patrz pkt.1)?
3. Pana zaskakująca i nie uzasadniona żadnymi dokonaniami kariera, jak wskazuje dr S.Krajski, ma silne związki z masonerią. Wiele Pana działań i zachowań wpisuje się w realizację celów masonerii, w tym tej najbardziej jawnej części związanej z Sorosem. Jeśli zarzuca Pan kontrkandydatowi, że jest zależny od Jarosława Kaczyńskiego, to od kogo Pan otrzymuje instrukcje? Czy takie instrukcje nakazały Panu wspomaganie finansowe fundacji prowadzonej przez agentkę SB związaną ze śmiercią ks. Blachnickiego?
4. Pana zaplecze polityczne, sztab wyborczy, farmy propagandystów produkujących medialną nienawiść i aktywni zwolennicy stosują przemoc, także powszechnie widoczną przemoc fizyczną. Czy dąży Pan do wzniecenia wojny domowej w Polsce?
5. W Polsce nikt nikomu nie „zagląda pod kołdrę”. Czy Pana udział w paradach i spektaklach środowisk LGBT jest aprobatą dla ludzi, którzy sami „odsłaniają swoje kołdry” i w miejscach publicznych budzą powszechne obrzydzenie? Czy epatowanie takim ekshibicjonizmem przez najbliższego Pana współpracownika w warszawskim ratuszu uznaje Pan za pożądaną ewolucję człowieka w stronę świata zwierząt?
6. Wywodzi się Pan z politycznego środowiska, w którym kłamstwa i wulgarny język są powszechnie przyjmowane jako norma. Dlaczego Pan uznał, że te normy i brak wiarygodności nie są przeszkodą, by stawać do rywalizacji o Urząd Prezydenta RP?
7. Jest Pan wice-przewodniczącym partii PO, która sprzyja przestępcom, a Pana działania i zaniedbania w Warszawie dowodzą, że Pan osobiście sprzyja środowiskom przestępczym. Czy motywacją jest wyłącznie chęć szkodzenia Polsce, czy też odnosi Pan z tego osobiste korzyści?
8. Awaria paskudnie zanieczyściła fekaliami cały dolny bieg Wisły. Awarie się zdarzają, ale Pana bezczynność i niekompetencja znacznie pogorszyły jej skutki. Jak zachowałby się Pan, jako prezydent, gdyby dotarła do Pana informacja, że ktoś zainstalował rurę ściekową w źródłach Wisły na stokach Baraniej Góry?
9. Czy zdaje sobie Pan sprawę, że słowa wykrzykiwane przez Pana na wiecach przedwyborczych, rozpoczynające się od słów: „Ja, jako prezydent Polski….” Straszą Polaków i ostrzegają ich przed największym zagrożeniem, jakim byłoby wygranie przez Pana wyborów?
………I tak dalej, bo dalszych pytań jest wiele, a w Końskich i tak puste krzesło nie da żadnych odpowiedzi.