Zakończył się cykl wyborczy i przez całe trzy lata można przygotowywać się do kolejnych rund walki o Polskę.
Prezydent Andrzej Duda został zaprzysiężony, wygłosił orędzie, uczestniczył w uroczystej Mszy św. w warszawskiej katedrze, przejął przewodnictwo w kapitułach Orderu Orła Białego oraz Orderu Odrodzenia Polski, przejął zwierzchnictwo nad służbami zbrojnymi RP i rozpoczął swoją drugą, pięcioletnią kadencję Głowy Państwa. Wszystkie uroczystości odbyły się z powagą i doniosłością, która podkreśliła ciągłość Państwa Polskiego, jego najlepsze tradycje i w zasadzie nie było żadnych poważnych zakłóceń. Ze znakomitych krótkich przemówień Pana Prezydenta wygłoszonych w różnych fazach uroczystości mnie najbardziej podobało się przemówienie skierowane do wojska na placu Józefa Piłsudskiego.
Nieobecność większości polityków totalnej opozycji, którzy postanowili zbojkotować wszystkie ceremonie i wypisać się w tym dniu z państwowej służby, była prawdziwym darem, który wróży bliski już koniec totalnej wojny ze szczególnie nieprzyjemnym wewnętrznym wrogiem. Mogliśmy zobaczyć, że bez nich sala sejmowa może być miejscem godnym prawdziwych i niezakłóconych niczym procedur demokratycznego, silnego państwa. Nie było żadnych awantur, wrzasków, wulgarnych wyzwisk, nikt nie pchał się na mównicę, nie domagał się przerwy, nie łaził po izbie, nikt nie myszkował w osobistych rzeczach innych posłów i generalnie pustka w ławach po lewej stronie była o wiele bardziej estetyczna, niż galeria postaci, którą tam zwykle oglądamy. Kilka jaskrawo kolorowych sukienek nie przyciągnęło szczególnej uwagi, bo niestosowne dla uroczystości kolory z pewnością nie dodały urody, ani politycznej, ani tej zwykłej, tak pożądanej, a skąpo przydzielonej tej grupie parlamentarzystek. Jakaś posłanka rozpostarła transparent ogłaszając, że jest krzywoprzysięzcą. Można przypuszczać, że chodzi o tę przysięgę, którą składała u początku swojej poselskiej kadencji, ale błąd z użyciem litery „ż” był chyba mniej znaczący, niż użycie formy męskiej, którą być może chciała zakomunikować jakieś swoje genderowe tendencje.
Szczególnie ważne słowa wyłowiłem z orędzia Pana Prezydenta A. Dudy, gdy po zaprzysiężeniu mówił: „…Chcę być prezydentem polskich spraw, ważnych dla wszystkich Polaków. … Polakiem jest każda osoba lojalna wobec Rzeczypospolitej i swoich współobywateli. Każdy, kto ma Polskę w sercu…”
Jakże różne to słowa od tych dawnych, tak słabo określonych, że „chce być prezydentem wszystkich Polaków”, które zwykle przyjmowano jako deklarację, że jest mu równie blisko do tych, którym na Polsce nie bardzo zależy, a nawet tych, którzy wprost Polsce szkodzą i wcale tego nie ukrywają. Dla mnie zawsze było jasne, że być prezydentem wszystkich Polaków oznacza, że wszystkie jego decyzje i działania podporządkowane będą dobru Polski, a to zaowocuje przyciąganiem coraz większej grupy Polaków, którzy rzeczywiście mają Polskę w sercu.
Tym razem słowa są całkowicie jednoznaczne i z radością trzeba przyjąć, że warunek lojalności wobec Rzeczypospolitej i przyjęcia Ojczyzny do głębi serca, jest wyraźnym ostrzeżeniem, że ci, którzy Polskę mają w zgoła innym miejscu, nie mogą liczyć na wsparcie Prezydenta RP.
Dla tych mieszkańców polskiej ziemi, którzy są z drugiej strony podziału politycznego i mówiąc ich językiem, mają Polskę w dupie, trzeba przesłać jasny sygnał, że kończy się już ich czas, w którym po gehennie drugiej wojny światowej gnębili nas przez siedem długich dekad. Niszczyli Polskę, grabili ją, sprzedawali nasze dobra, zawłaszczali narodowy majątek, korumpowali na niespotykaną skalę, poniżali naród, likwidowali naszą armię, policję, wspierali bezprawie sądów, anarchizowali państwo, uderzali w polską tożsamość, wmuszali przyjmowanie obcych kulturowo wzorców, szkalowali i fałszywie oskarżali na międzynarodowych forach, niszczyli naukę, edukację, przejmowali dla własnego zysku służbę zdrowia, wreszcie systematycznie przekształcali Polskę w niesuwerenną niemiecką kolonię. Teraz chcą przekształcić Polskę w obszar ogarnięty tęczową zarazą, bezbożny, bez kościołów, kapliczek przydrożnych, bez powszechnie cenionych i czczonych świętości.
Nie wolno dopuścić, by ci odszczepieńcy promowali swoje barbarzyństwo i produkowanymi przez siebie obrzydliwościami przesłaniali polskie piękno, polską tożsamość, kulturę, obyczaje i tradycję, które naród pielęgnował przez blisko sto pokoleń.
Ich nieobecność na zaprzysiężeniu Prezydenta RP trzeba przyjąć jako nieformalną rezygnację z mandatu posła i tak ich traktować, jakby miało to moc formalną. Warto posłużyć się tym samym narzędziem, którego oni sami używają, gdy wszelkie instytucje wymykające się w legalnych procedurach spod ich kontroli, uznają za nielegalne i bojkotują ich działanie, a nawet prawomocne istnienie. Niech oni sobie przyłażą do sejmu, niech robią to, co dotychczas robili, ale powinni doświadczyć pełnego ostracyzmu. Żadnego wyciągania do nich ręki, żadnych rozmów, żadnych prób nawiązywania dialogu – oni w ogóle nie wiedzą czym jest dialog, a złudzenie, że warto próbować jest brakiem powagi wobec wszystkich dotychczasowych doświadczeń. Polskę można prowadzić bez nich i nie oglądając się na ich wrzaski.
Każdy kto ma cierpliwość i ogląda telewizyjne programy z udziałem polityków, publicystów, różnych politologów, socjologów i działaczy, musi kiedyś przyjąć to, co dla wielu od dawna jest przejrzyście widoczne. Nie ma żadnej możliwości dialogu pomiędzy dwoma stronami istniejącego podziału politycznego, a wszelkie próby poszukiwania tego, co rzekomo nas łączy, powiększa tylko obszar jałowych złudzeń. To jest tak, jakby czerwona zaraza, którą cudem odparliśmy w 1920 roku, weszła do wnętrza kraju i przez długie lata poszerzała w Polsce swoje dywersyjne zaplecze. Dzisiaj najwyraźniej dojrzeli już do tego, by wypowiedzieć nam wojnę hybrydową, a może nawet wirusową, i tę wojnę trzeba szybko, zdecydowanymi działaniami wygrać. Pierwszorzędne znaczenie ma identyfikacja wroga, a potem wchodzi w grę użycie odpowiednich narzędzi: dystans społeczny, szczepionka modlitewna, pełny bojkot mediów niepublicznych, bojkot i ostracyzm wobec polityków, dziennikarzy i działaczy, którzy Polskę przenieśli w inne miejsca, niż własne serce. Wielu z nich, bojkotem zaprzysiężenia Prezydenta RP ukazało obraz własnego serca, bez potrzeby użycia nowoczesnych narzędzi, w które fizycy wyposażyli medyków. W tych obrazach Polski w sercu nie ma, więc wszystko jest jasne.
Twierdzę, że w skali całego Narodu, który ma Polskę w sercu, ci inni stanowią wąski margines. Nie ma tutaj żadnej korelacji z wynikiem wyborów opisanym liczbą 48.97%. Wrażenie, że ich grupa jest liczna wynika z ich niczym nieograniczonej hałaśliwej obecności i aktywności w różnych mediach. Dlatego media w dzisiejszej Polsce to najważniejsza sprawa – TVP też trzeba już solidnie naprawić.