Telewizja publiczna, która przed 2015 rokiem narobiła w polskiej debacie nie mniej szkód, niż TVN, czy Polsat, przesunęła zdecydowanie swoją linię polityczną w stronę moich poglądów, ale tylko cząstkowo zrównoważyło to obłędnie manipulacyjną propagandę dominującą w przestrzeni publicznej. Tym bardziej irytuje poziom programów publicystycznych TVP, w których przecież siła argumentów, a jeszcze bardziej słabość kontrargumentów przeciwników powinna dać obozowi dobrej zmiany miażdżącą przewagę. Dawniej mieliśmy sytuację, w której poza Radiem Maryja w zasadzie nie było miejsca na głoszenie poglądów zgodnych z propolską polityką. Dzisiaj, nawet gdy politycy anty-polscy dobrowolnie i w poczuciu kompletnego braku argumentów wybrali bojkot telewizji publicznej, dziennikarze prowadzący programy starają się o obecność ich poglądów i tworzą sztuczny „pluralizm”, wchodząc coraz częściej w rolę advocatus diaboli. W istocie powstaje chaos poznawczy, w którym pada wiele fałszywych słów, nieprawdziwych interpretacji i twierdzeń, nie znajdujących natychmiastowej riposty, a inne telewizje skwapliwie podchwytują i wzmacniają te zabiegi.
Program Studio Polska nadawany w TVP Info w sobotni wieczór jest jakąś parodią polskiej debaty, która wpisuje się w stan tej telewizyjnej publicystyki. Program prowadzony przez red. Magdalenę Ogórek i red. Jacka Łęskiego zawsze zaczyna się od pouczeń o regułach dyskusji, które później nie są przestrzegane, a prowadzący najczęściej nawet nie starają się, by zapanować nad pełnym emocji bałaganem. Do „otwartego studia” podobno zapraszani są wszyscy, ale od bardzo dawna skład dyskutantów jest praktycznie ten sam, przy czym mówią główni ci usadzeni w pierwszych rzędach przez redaktorów. Nawet nieliczni, którzy mówią dość rozsądnie, nie zaskakują jakąś oryginalnością. Zaskakują natomiast tym, że sami nie dostrzegają niczego nienaturalnego w nachalnie częstym własnym udziale w programie i wygłaszaniu wypowiedzi na każdy temat, które zwykle powtarzają opinie już wcześniej wygłaszane. Przy całej sympatii do zasłużonego Adama Borowskiego, czy stękającego Adriana Stankowskiego, nie są oni szczególnie wybitnymi dyskutantami, których stały udział w programach miałby głębsze uzasadnienie. Ktoś wybrał i promuje tę wąską grupę ludzi, którzy uznali, że mają najwięcej do powiedzenia o polskich sprawach. Reszta uczestników często też należy do grupy stałych gości programu, a niektórzy z nich pojawiają się także w innych programach np. „Bez retuszu”. Wśród nich są osoby całkiem nieznane, które bez względu na wybraną tematykę debaty, stale wypowiadają się o swoich szczegółowych sprawach, często w niezbyt udolny sposób. Szczególnie rażące jest stałe pojawianie się usadzanych w pierwszym rzędzie młodych, mało bystrych, ale za to wyjątkowo bezczelnych osobników o poglądach dewiacyjnie lewackich, których każde wystąpienie zdaje się być prowokacją. Tych akurat red. Ogórek szczególnie lubi i nie tylko nie ucisza ich spontanicznych zakłóceń wypowiedzi innych, ale często osobiście oddaje im głos i zaprasza do ponadmiarowego przedstawiania swojej opinii. Zapraszanie do programu osób takich jak sędzia Żurek i dawanie mu publicznego forum dla jego długich, zawsze niemądrych i bezczelnych wypowiedzi to dodatkowa „pluralistyczna atrakcja” programu.
Nie pisałbym o tym wszystkim, bo przecież można pilotem wyrzucić „Studio Polska” ze swojego ekranu, gdyby nie incydent z wczorajszego sobotniego programu. W jego całkiem końcowej części prowadzący zaproponowali gościom wypowiedzenie się o referendum konstytucyjnym inicjowanym przez Prezydenta Andrzeja Dudę. Po dwóch głosach krytycznych, zwłaszcza wobec treści proponowanych pytań, głos zabrała Pani Poseł Agnieszka Wojciechowska van Heukelom. Pani poseł też jest częstym gościem programu i zwykle jej wypowiedzi w ferworze nieuporządkowanych debat są całkiem rozsądne, ale tym razem mnie zmroziło. Otóż, ta pani pochwaliła inicjatywę referendum i zaproponowała, by dodać jeszcze pytanie, czy zakazać aborcji, czy też prawo do niej zliberalizować. Posłanka uzasadniła, że dodanie tego pytania zwiększy frekwencję w tym ważnym referendum.
Nie do wiary! Chciałoby się zapytać: Czy Pani oszalała? Proponuje pani poseł pytać Polaków w referendum, czy zgadzają się na zabijanie nienarodzonych dzieci, czy też wolą zakazać takich praktyk? Czy to jest wybór, o który wolno pytać? Czy wolno na szali nie do końca kontrolowanych decyzji głosujących stawiać życie człowieka? A jeszcze w powiązaniu z tą obłędną motywacją o zwiększeniu frekwencji w głosowaniu! Wypowiedź jawnie dyskredytująca autora – takich pomyłek dotyczących spraw wyjątkowo fundamentalnych nikomu nie wolno zrobić. W programie natomiast, nie było już czasu, by ktokolwiek na to zareagował. Do tego właśnie przydatne są imitacje debat, w których straszne słowa zginą w chaosie i zgiełku, ale zawsze pozostają w przestrzeni publicznej.